poniedziałek, 27 października 2008

do poprawek

Gdy zabiorą światło
Nagle znalazł się temat do rozmowy, po chwili zadumy w ciemnym pokoju, gdzie nie widać szklanki z niedopitą kawą, rozrzuconych zabawek w koncie i tego posągu zapatrzonego we własne algorytmy, we własny, daleki szczelny kokon milczenia,
Zabawne jak przestrzeń nasza, całe 37, 8 metra jeszcze nie własności, a zobowiązania wobec banku, jest naszym zapychaczem, taką funkcję pełnią np. ziemniaki by oszukać żołądek. Ktoś kto chował się na wsi, gdzie nie było granic, gdzie nie było tłumaczenia się z tego, gdzie postawiłaś samochód, dlaczego dziecko płakało, albo, dlaczego sprzątasz o 24 godz. a nie rano, wie ile znaczy prywatność, bez całej bandy znudzonych staruszek wyczekujących na twój powrót ze sklepu, by dowiedzieć się co kupiłaś na obiad.Wolność, żadnego wpychania buciorów przez okno z widokiem na ławki ogródka jordanowskiego, tego mi brakuje w mieszkaniu z "prawem własności", gdzie nie można wyremontować po swojemu nawet metra podłogi, biorąc pod uwagę instalacje elektryczną i gazową (chcieliśmy pozbyć się gazu i przełączyć na licznik dwutaryfowy). Dzięki takiej polityce spółdzielni mamy jakże śliczny, wystający na 30 cm kawał rury gazowej ze ściany w przejściu do kuchni o szerokości moich bioder jak jeszcze byłam w ciąży.W mieszkaniu gdzie jedynie rolety antywłamaniowe chronią cię przed wzrokiem obczajaczy. Od 8-18 babcie dyskutujące o wczorajszym odcinku "Zaginionych" i dziadki, których jedyną możliwością ucieczki z czterech ścian jest fajeczka na świeżym powietrzu.
Może to ze mną jest problem, nie umiem się asymilować z otoczeniem, jakoś nie potrafię się wciągnąć w te zgniłe, zepsute życie oldskulowych blokersów. Czy też młodzieży rapującej tuż za moim oknem co ubiera w rymy jak to się dymało wczoraj dwie lale i chwdp.
Gdy zbliża się noc każdy wraca do siebie, w akcie desperacji włącza cyfrę, i zatapia się bądź w mtv bądź polsat.
Czasem znajdzie się i wyjątek, np. babcia w parku z wnuczką, która od słowa do słowa ostrzega przed gołębiarkami (takie określenie na stadne nasiadówy w poszukiwaniu plotek). cdn

wtorek, 7 października 2008

i co ...i szaro.

dlaczego teraz coś co zrodzone jest z emocji jest potępiane, wyklęte, wyśmiewane jako infantylne, dziecięce, świat dorosłych nie może w dzisiejszych czasach być przesycony emocjami, czy mamy być uporządkowani? a jak nie, nazwą was wariatami, psychicznie chorymi. którędy idzie dziś sztuka, czy musi być przemyślana, układna pomysłowa, czy nie może być zwykłym odzwierciedleniem duszy człowieka,
jak bardzo człowiek musi się ubierać w maski, przeskakiwać ponad innych, co się stało z prostotą formy i jej surowością, gdzie gwałtowność kreski, dla mnie tylko to pozostanie sztuką, co wiąże się z kipiącymi w środku emocjami, sztuka jako katharsis tworzenia, nie zmienię zdania!!!

niedziela, 5 października 2008

Brak tytułu

wtulone w poduszkę dziecko, o czym śni, marzy? nie, jeszcze nie, póki co odtwarza
ojciec... czy on miewa sny?
otoczony pancerzem wyuczonych schematów,
pisząc to boję się, że mogłabym go skrzywdzić, dodając jedno słowo za dużo
więc chyba jednak postrzegam go jako kogoś z pewną dozą wrażliwości,
ja.. nie spełniona, wygodna lalka co wciąż szuka akceptacji wśród swoich wad,
a nasza codzienność?
uganianie się za wizją przyszłości, stopniowe budowanie lepszego życia nie dla nas, dla córki, my nie zdążymy się nacieszyć w pełni tym co teraz jest zaledwie gruntem pod budowę,
w tym miejscu na czym mi zależy, na tym etapie jakże przewidywalnego życia? kiedy to jego etapy same migają czerwonym światłem, budowanie dnia to rozpaczliwe chwytanie się stałych punktów. Co to daje?
Stabilizację, ile z tej stabilizacji dostajemy w zamian?
znerwicowanie, że czegoś nie zdążyłam, nawarstwiające się obowiązki, z dzieckiem z przyszłą działalnością,
sprawiają, że nie myślę o tym co mogło być, wystarczy jednak chwila przestoju i dopadają ze wzmożoną siłą natarczywe myśli o pełni, o wysublimowanym świecie borderline,
...dlaczego nie zdążę się nacieszyć? bo właśnie teraz ucieka moja młodość, właśnie teraz kwitnę w pełni, to pozwala mi walczyć jak lwica o swoje kociaki, odważnie wyciągać pazury, odstawiając lęki na bok,
dzień jest zmaganiem z potrzebami dziecka poniekąd nawet męża, z potrzebami znajomych, o sobie boję się myśleć, od tego jest noc, kiedy już śpią, mogę sobie popłakać, mogę wyć z rozpaczy jakie życie jest krótkie i niesprawiedliwe, chciałabym mieć łatwiej, chciałabym być bezwzględna po całości relacji serca z rozumem, nie da się
na tyle trzeźwo oceniam sytuację, wiem że nie mogę wyjechać, że nie mogę chłonąć tego co było moim przeznaczeniem, ponieważ uzależniłam się emocjonalnie, bojąc się samotności bojąc się braku zrozumienia, dlatego nie położę tynku na ścianie z werniksem, nie dotknę magicznego kamienia pod grotą smoka, walczę jeszcze o niezależność, walczę o opinię, by móc wysoko mieć podniesioną głowę.
to tyle na dziś

niedziela, 28 września 2008

co czeka moją córkę ...zostaje mi tylko już teraz zacząć budować dla niej przyszłość:/

jest sobie para jakże kochająca jakże wyrozumiała dla siebie, potrafiąca znieść wszystko co tylko wrednego drugiemu potrafi dać od rana, jak kofeina w kawie do porannej bułeczki,
owa para 4 lata znajomości i bycia ze sobą, owej jej na palcu pierścionek zaręczynowy nabrał mocy urzędowej, myśli o kroku o truchcie w ożenek,
a przyszłość ich nie rysuje się różowo, wyobraźcie sobie, 900zł jego zarobku po politologii, praca jako sprzedawca w sklepie, ona 600 bodajże za staż w zus- ie tylko to po 3 miesiącach jeżdżenia i podpisywania karteczki bezrobotnego zaoferował jej pup jako polonistce,
ona 24 on 26,
czas ich goni, przyszłość goni, naturalny zegar społeczny, biologiczny, indywidualny uderza na alarm... teraz albo wszystko się zmieni, już czas otworzyć oczy...
małe miasteczko, nie ma pracy, mieszkania tanie, ale nikt nie da im nawet na takie kredytu, nie 200 tys, a z 60-90 za kawalerkę, to marzenia przerastające młodzież z wyższym wykształceniem, która nie została wyposażona w sprawnych materialnie rodziców,
co im da los? ja życzę im wszystkiego najlepszego, w tej naszej Polsce co nie dba o swoje dzieci, co przekarmia, zamiast uczyć je jak mają zdobywać robaka,
jak ma zacząć człowiek który pragnie mieć rodzinę, dziecko, dom, mieszkanie chociaż jak ma taki człowiek zacząć w takim parszywym systemie, ja? mi się udało, ale to kwestia wyłącznie układów, nikt mi nie przetłumaczy, że jest inaczej
ten kto startuje od zera... pozbawiony jest szans,
tworzy się w Polsce silne rozwarstwienie społeczne, więc tak umacnia się klasa średnia, czyli ci co mają na ten dom, na to mieszkanie, na auto, stać ich nawet na dziecko, może dwa, jest klasa bogatych o tych nic nie napiszę nie poznałam jeszcze takich, jest tez ostatnia do której zaliczę zarówno bezdomnych żebraków, jak młodzież po studiach

piątek, 26 września 2008

Brak tytułu

czcze życzenia, tak sobie myślę, czy mi starczy kiedyś odwagi by zrobić ten krok do przodu?
ktoś mnie kiedyś zaczarował i odczarować się nie mogę,
jak pozbyć się tego upierdliwego fetyszu,
może to dałoby mi siłę, na wypłynięcie, póki co zatracam się,
mylą się ci co maja mnie za ideał
brak mi dużo
nie potrafię tak świetnie sobie zorganizować dnia jak tylko ja to potrafiłam, nie umiem zająć się czymś jednym tylko, bo zaraz dopadają mnie wyrzuty sumienia, że ta druga sprawa przecież mnie woła przeraźliwie
nienawidzę gdy ktoś mnie spławia, bo walczę jak lew o uwagę i nic się więcej nie liczy w danej walce
...tak robię z siebie ofiarę, robię z siebie nie wiem co, wciąż mi brak samoświadomości, może zbyt o tym myślę i co doprowadzam się do obłędu szukając aprobaty, szukając uwagi u kogokolwiek, stroję się zakładam maski, ale gdzie w tym jestem ja, prawdziwa... jej zapomniałam już jak wygląda moja twarz zostały pozy
raz w życiu mi się wydawało, że ktoś mnie poznał
stop wróć, wtedy też grałam, nie nie grałam cierpiałam więc może wtedy była moja prawdziwa twarz,
jestem z moim mężem, który zna mnie ale wcale nie rozumie, zna mnie na wylot do ostatniego flaka, od fochów, pryszcza na brodzie do tiku drapania i furiactwa,
nie rozumie, ale stara się mimo wszystko sprawiać mi przyjemność
kto zrozumie kobiety skoro one same siebie nie rozumieją?
ps. ostatniego bloga... radość mi sprawia gdy komuś się podoba co zrobiłam

czwartek, 25 września 2008

trzeba sobie radzić:/

prowadzę więc tą moją małą działalność i mam kaca moralnego, że dupy daję,
przepraszam za określenie, takie wielkie miałam ambicje i starałam się je zracjonalizować, starałam się i nadać rentowny charakter, dlatego ze wszystkich sztuk wybrałam ta użytkową, zatraciłam się w niej, smakuję style, teraz co prawda jestem na etapie kiczu, ale każdym stylem trzeba się przesycić, żeby można było go zrozumieć i poznać użytkowe walory funkcjonowania, czyż nie łatwiej jest krytykować coś ot tak... podobnie jak jest z kulturą masową, ludzie szczują ją, mały czy duży, biedny czy bogaty, udają wprost, że nie, oni wcale nie mają nic z nią wspólnego, a tu korale z plastiku, a tu lakierowane buciki, a tu różowa spódniczka dla córki, nie starczyłoby mi życia na wymienianie
otwarcie przyznam się do tego że słucham feela, ale nie tylko jego, jak boli mnie głowa i mam ochotę nie myśleć słucham feela, jak mam ochotę się wyładować wracam jak pies do nirvany, jak chcę coś przemyśleć nic nie puszczam cisza najlepszym moim doradcą,
wracając do dawania dupy...jak inaczej można nazwać robienie księgi pamiątkowej a potem sprzedawanie jej w formie wzoru, zamiast tworzyć nowe... błagam klientów o to by pozostawili mi wybór dodatków, ...musiałam posłużyć się wzoram:( musiałam z jednego względu... gdyż tak robi konkurencja, napleniło się ich jak grzybów, jak ja zaczynałam była jedna osoba, i to ja dla niej byłam konkurencją, a teraz multum osób co wypatrzyło pomysł na biznes, nie mam z tego kokosów starczy mi na materiały i inwestowanie w nowe rzeczy, zaproszenia, dziurkacze i takie tam inne niezbędne drobiazgi,
asortyment powiększam, choć jeszcze nie wystawiam, jak już dopnę wszystko na ostatni guzik ruszę pełną parą, zaproszenia, kartki, albumy ślubne, podwiązki, ozdoby na kieliszki, księgi wpisów, winietki i mnóstwo innych takich drobiazgów na które zrobił się ostatnio duży popyt, ale zostaje mi ta goryczka, ze mogłam sprawdzać się w całkiem innej dziedzinie, ze mogłam robić coś co byłoby moja prawdziwą pasją, mogłam
głaskać ściany stawiać działówki na papierze tworzyć rzeczywistość ludzi w ich światach, to gdzie mogą obcować z tysiącami świateł barw tysiącami faktur na ścianach, eh, i tak zostanę tym architektem wnętrz choćbym miała po 80 pójść,
...masz talent tak kumpela mi powiedziała kiedy zobaczyła zaproszenia i takie tam, masz talent, co z tego że umiem robić, potrafię też ugotować makaron, uszyć zasłony, sadzić drzewka, ...jak ktoś jest do wszystkiego jest do niczego, dlatego bóg nie obdarował mnie talentem do zarządzania biznesem,
ale od tego mam męża;)
rozmieniłam się na drobne, ale kiedyś wrócę do dawnej bryły:)

piątek, 19 września 2008

Brak tytułu

rano telefon, zadzwonił luby
- słuchaj otworzyli architekturę wnętrz w Legnicy, ale nic na stronie nie jest napisane więc pewnie od przyszłego roku ruszy
jak piorun wyrwały mnie te słowa z półsnu, krzyk radości aż dziecko przestraszyłam i zaczęło płakać
tyle, koniec rozmowy
zerwałam się z łóżka , k... internet nie działa,
oki posprzątam a potem zadzwonię do szkoły i się upewnię
jeździłam w końcu do Katowic 200 km tłukłam się 8 godzin, by studiować zaocznie ten kierunek, a tu no proszę w rodzimym świecie, w rodzimej kulturze otwierają to na co zawsze miałam chrapkę co stanowiło mój punkt odniesienia do rzeczywistości,
raz mnie nie przyjęli - asp wrocław, miejsc 11, przyjęli tych co mieli wakacyjny kurs a mi powiedzieli żebym na malarstwo szła
dwa zrezygnowałam - wst katowice, przez dojazdy i brak programu nauki dla ciężarnych na pierwszym roku (na drugim roku już można sobie pozwolić na dziecko)
a tu szansa mogę iść, mogę, hura jupi
..nie mogę
telefon drugi - zadzwoń proszę kotek i zapytaj się czy to system zaoczny
odp - co ty się napalasz, jak niby będziesz pracować, skąd weźmiemy pieniądze, nie będzie nas stać
cisza w słuchawce rozłączyłam się
..to tak jakby powiedzieć osobie chorej na raka - słuchaj odkryli lek, 100% skuteczności, ale ty go nie dostaniesz bo cię na niego nie stać i nigdy nie będzie.
draństwo

czwartek, 11 września 2008

klimt tworzył w altanie

moja droga mój nagrzany słońcem asfalt
moje jedyne 500 m przyjemności,
jedyny skrawek ziemi w tym parszywym mieście który mi sprawia tyle przyjemności co stawy na rodzinnych łąkach,
aura jaka posiada kilka garaży po prawej i zdziczałe łąki po lewej, ogródki działkowe na wprost, i zakręt na polną drogę,
kawałek drogi na którym nie ma żywego ducha i zderzają się wiatry ze wszystkich stron tego zapyziałego miasta, tu wyłączam myśli
tu sprowadzam się na ziemię, uzależniłam się od niej jak kiedyś od fajek, jak od smakowania wieży, teraz tu tu odnajduję chwilę spokoju,
ten wiatr pozbawia wątpliwości, nadaje sens dniu.
na 37 metrach nie sposób jest nie zwariować, jeszcze kiedy prowadzę w nich działalność, wszędzie walają się zasuszone trawy, dziurkacze lamówkowe, niedokończone kartki, scrapbookingowe gadżety,pudła ze wstążkami, rolki flizeliny tapet i różne kartki spreparowane przeze mnie kawą rozpuszczalną, bibułą pieczęciami zrobionymi ze starych monet, kawałki laku wbijają się w stopy a laski sylikonu stwarzają zagrożenie wypadkiem,
tak wygląda mój syf domowy w domu w którym aż pragnę przestrzeni pragnę powietrza..
jeszcze żeby mój nieład był zachowany, gdyby nikt się nie wtrącał do ułożenia, a tu przekształcanie w sypialnię zmienia o 360 stopni, Andrzej rzuca coś co układałam z pieczołowitą starannością oddzielając serca 3minimertowe od ramek na 5 minimetrów, i od rana powtórka, od nowa muszę szukać bibuły, nożyczek, taśmy dwustronnej, o krok od obłędu... gdy od nowa układam to o co prosiłam by zostało w niezmiennej pozycji... samo z siebie przychodzi takie dziwne coś, otaczam się w głowie ścianami ze szkła, szkło jest ciepłe, ale w dotyku chłodzi, rozkładam myśli na ciemnej podłodze z drewna egzotycznego ciemnego lakierowanego na wysoki połysk, wszędzie pod ścianami regały na nich kosze z ciemnego rattanu, sufit gdzieś tam jest lecz go nie dostrzegam,
wyobraźnia sama kreuje mi przestrzeń, a kiedy nawet ona nie podźwignie tego co szykuje mi dzień, usiekam na moją drogę

czwartek, 28 sierpnia 2008

walka płci walka stereotypów walka

nawet gdy plujesz... to mi pasujesz nawet gdy plujesz...........
jestem sprzątaczką
organizatorka dnia
w domu zamykasz się w sobie nie ma cie
w pracy kwitniesz rozmawiasz pali się w tobie życie
w domu tracisz zapał iskrę ogień
przychodzisz jak na skazanie taki obijający się o ściany trup
żal patrzeć na ciebie na mnie
źle się dzieje,
bo to co jest stagnacja nie wróży nic dobrego, to co jest rutyna wróży rychłe kłopoty
już nawet rozmowa z babcia w parku daje więcej satysfakcji, bo ona ma więcej życia od ciebie,
tak to tylko zmęczenie, zmęczenie po pracy... jak siedziałam na firankach tylko czekałam żeby się z tobą zobaczyć opowiedzieć, a ja najwyraźniej cie nudzę przygnębiam
cóż drażnisz mnie oj bardzo mnie drażnisz tym twoim olewaniem
teraz poczepiam się drobiazgów... ale to od nich się zaczyna i od nich jest najwięcej rozwodów już nawet nie od zdrady właśnie od dupereli,
takich jak nic!!!!!!!!!!!!!!!! nic nie robienie poza patrzeniem się w ekran...........przecież pomagam powiesz?????????????????? tak????????????
oto lista moich zajęć rano internet na dosłownie 5 minut wliczając te 5 aż łaskawie się komputer uruchomi, przejrzę nk i pocztę zerknę na onet i co dalej?
wróć
najpierw nakarmię dziecko dam witaminy przebiorę i w miedzy czasie pogadam pomasuje i poćwiczę zleżałe przez noc mięśnie niuni,
potem staram się ją uśpić by moc pościelić łóżko jak się udaje mija z godz +30, potem szybka bawarka i śniadanie by nie zabrakło mleka, potem lista zakupów i pisanie planu dnia lub jego korekta z dnia poprzedniego, zamiatanie co drugi dzień mycie również podłóg potem ubrać się i make up, nie zapominajmy również o spacerze , wizycie w sklepach, na obiad i do pracy hand made, potem odwiedziny u ciebie na karmi, szkoda ze malinowego brak, potem jeszcze tęsknota za rozmowa z kimkolwiek , za zainteresowaniem szczerym, a nie formalnością od kogokolwiek,
i powrót do domu z podkulonym ogonem, czasem gdy zbyt wielkie przygnębienie mnie dopada sama zaczepiam ludzi by tylko móc z kimś pogadać,
no dalej, teraz w domu obiad, ale najpierw przecież spragniona zabawy kruszyna chce pogadać, pobawić się pogaworzyć, no a ze od razu można w to włączyć przewijanie, więc do dzieła, obiad, szybko, bo mała jest rozjuszona i chce jeść, daje jeść a jednocześnie mieszam na patelni, bo akuratnie jest nasza taryfa od 13 do 15 na prąd, potem witam cie w drzwiach przychodzisz, jesz, włączasz komputer, pogadasz chwile z dzidzi, i dalej masz już gdzieś, jeszcze może czasem kilka razy do małej podejdziesz zrobisz mi bawarkę, i ewentualnie wyniesiesz ko kuchni talerze, no i jeszcze jedna rzecz ścielisz łózko, nie myjesz podłóg, nie wiesz gdzie płyn do kibla, a nawet pewnie i szczotka, nie umiesz umyć prysznica ani zlewu po sobie, nie wkładasz i nie wyciągasz ze zmywarki, nie wkładasz i nie wyciągasz z pralki, nie podlewasz kwiatków, nie ścierasz kurzu nie myjesz raz na 2 m-c okien, nie sprzątasz na wieczór żeby było czysto rano, bo oczywiście ja i tak posprzątam, nie odkładasz rzeczy na miejsce, nie umyjesz kuchenki, pewnie nawet nie wiesz jak to się robi, wiec powiedz mi jak ty wiele mi pomagasz.............przecież siedzisz w domu...............powiesz przecież nie pracujesz.................
tak powiesz
a po co wiec pytanie, co dzisiaj zrobiłaś????????? wiedzą że nie zrobiłam żadnej książki, żadnego zaproszenia, żadnej podwiązki, żadnej ozdoby ślubnej,
liczę, głupio liczę że może czasem zajmiesz się dzieckiem gdy płacze a ja chce coś zrobić dla domu, dla celów zarobkowych, ale ty się odcinasz, tak kiedy zarabiasz od 7 do 15 jest ok, ale kiedy zarabiasz od 16 do 22 to również mam się nie wtrącać bo twoje zarabianie jest ważniejsze od mojego, a moimi obowiązkami jest wszystko co dotyczy tego parszywego mieszkania, wszystko, a ja mam się na to godzić i z pokorom latać od maszyny do szycia, do dziecka które ryczy, wierci się i pragnie kontaktu, do kuchni gdzie zostawiłeś syf po robieniu sobie kanapki, albo szykować tatusiowi śmieci do wyniesienia, o których sobie przypomni, jak już zaczynają muchy obsiadać czekające i zawiązane już gotowe do wyniesienia worki, które nabrały mocy urzędowej przez tydzień,
a co ze mną jak mam się rozwijać??????????
jak mam w jakikolwiek sposób zorganizować sobie czas dla własnej i tylko własnej przyjemności?
gdyby mnie zabrakło wpadłbyś w dziurę głęboką w chaos
ale jako raczkujące stworzenie szybko byś sobie poradził, bo na początku naszego współmieszkania wszystko robiłeś, a teraz niestety uwsteczniłeś się w swym sprycie,
jestem spragniona kontaktu z ludźmi, spragniona chwili tylko dla siebie gdzie mogę bezpiecznie zostawić dziecinkę z tobą,a teraz na dłużej bym jej nie zostawiła, bo owszem uwagę poświęcasz jej 5 minut dłużej nie potrafisz, aż cię nosi i w końcu lądujesz przed ekranem, a spróbuj spędzić z nią 2 godziny non stop, śpiewaj jej ćwicz ją rozmawiaj, przytulaj i pokazuj świat... nie ty tego nie potrafisz....NIE POTRAFISZ, niech sobie płacze, niech sobie patrzy w ścianę, tak? nic jej nie będzie....
potem się dziwisz ze dziecko na moich rekach jest spokojne, a u ciebie płacze... a co ma robić jak z tobą nie czuje się bezpieczna....
takie zarzuty,
takie są moje zarzuty
mój spłycony świat, spłycony do samego dna, ryje w nim kolanami, ryje jako sprzątaczka, ryje jako przedmiot, jako mebel,
ryje jako... już nie ja... gdzie jest moja osobowość, boże święty tam na górze czym ja się staje, czym oj zbliża się wielkimi krokami mój upadek zbliża, jeśli się zatracę, jeśli zniknę to tylko po to by żyć dla dziecka, ale po co jak mi się odwdzięczy kiedyś tak samo jak tatuś, jak ja sama dla siebie, bo to moja wina bo pozwalam na to... nie nie pozwalam ten blog to wyraz buntu, nigdy nie byłam dobra w konfrontacji face to face,bo moje argumenty choć słuszne zawsze nie miały siły przebicia, zwłaszcza jak wysłuchałam argumentów innych dlatego by nie krzywdzić siedziałam cicho, a le jest takie słodkie urządzenie jak komputer i taki słodki blog gdzie mogę wyrzygać ci co leży mi na sercu, bo wiem że czytasz to co ja tu bazgrolę dużymi literami!!!!!!!!!!!
ten blog to moje z tobą obcowanie tylko tam bo słowa do ciebie nie docierają,
przestać
przestań mnie ograniczać i zamykać w rolach... a robisz to wyłączając się z codziennego życia, wyłączasz się, usprawiedliwiając się na tysiące sposobów,grzecznie zawijasz się w kołderkę i odwracasz do ściany w nocy, masz gdzieś moją frustracje, moje układanie bieganie, gdybyśmy mieszkali w domku pewnie byśmy się mijali jak cienie na autostradzie z przeciwnych pasów,
..........masakra znów zaczęłam przeklinać,
marzy mi się jeden głębszy na zabicie smutków a i jeszcze dymek na odstresowanie,
POMAGAJ MI W DOMU!!!!! chociaż tak ze po sobie będziesz sprzątał, ze włożysz talerze do zmywarki, czasem sam z siebie nastawisz zmywarkę, ....pranie....cokolwiek zrobisz zam z siebie, a ty jak ten palant czekasz na instrukcję...........w pracy żyjesz bo jesteś tam kreatywny, masz pole do popisu, odbierzesz towar zamówisz coś, posprzedajesz.............dlatego mówisz że mógłbyś na stałe tak pracować, ale mój drogi wykaż się tą kreatywnością w domu, daj mi odpocząć bo mnie stracisz.

sobota, 23 sierpnia 2008

może by tak uwierzyć w siebie

tv w całej swej okazałości karmi nas wizją sukcesu smaku życia na pełnych obrotach, lubimy patrzeć w telewizorek, czytać pisemka o sławach, wytaplanych w kiczu ale tez na półce poza zasięgiem,
i siedzi sobie ten zwykły człowieczek tak z boku, bo z boku lepiej i jakże bezpiecznie, bez krzty wiary w to ze sam może sięgnąć po więcej, więcej dla siebie, więcej z życia, nie chodzi mi o kasę, ale o życie na ful obrotach,
ryzykując można stracić, ale też zyskać, nie traci tylko ten właśnie co siedzi gdzieś w 4 szeregu nadstawiając uszy i oczy, byle nie dotknąć,
szlag mnie trafia bo to zaraźliwe i wpadam w taka dziurę, dziurę nierealnego patrzenia na to jak inni osiągają sukcesy, ciesząc się ich szczęściem, wspomagając jak tylko się da, a sobie w duchu powtarzając....jasne ja też mogę kiedy tylko zechcę przecież to takie łatwe, ale odłożę to na później... później, później ...masakra
otworzyłam oczy na moją beznadziejność właśnie w tej chwili, mąż robi stronę kolejna i posłużył się moim zdjęciem do uwiarygodnienia treści... taki portal o pracy... a komentarz... znalazłam wymarzoną pracę... ktoś czyta myśli o ona znalazła
a to wielka bzduuura
nie ważne, bzdura i zakłamanie internet, tv
skończył się Sopot festiwal... ustawione promowanie Pekrusa
i wcale nikt nie zauważył, komentarze na onecie... każdy wie co jest grane i grzmi
w co więc wierzyć... wierzyć w siebie a nie w rzeczywistość medialną... nie ma czegoś takiego!

wtorek, 19 sierpnia 2008

laleczka ja

śpisz skarbie, w jakiej przestrzeni, w jakim świecie tkwią twoje zmysły
chcę widzieć to co ty i doświadczać świat na zielono, choć przez chwilę,
na gruzach budowane i łatwo w gruz obrócić,
...znów nie tak łatwo, bo łańcuchy u szyi tkwią,
zielony świat taki daleki, a i ja zerowa wartością dla ciebie póki świadomości brak, twej świadomości, twej jasnej oceny mych argumentów i mego zapatrzenia,
czego pragnę - Obudzić Cię

udowodnić..sobie coś

naciągany dzień, tylko kiedy działam kiedy palce tworzą własną melodię, czuję, naprawdę czuję własny oddech, egoistyczne to z mojej strony, przesiąkam tym, nie ma, znika mój naciągany świat,
nie da się tego opisać, to tak jakby
otoczyć się ścianą z perskiego dywanu, co muska raz po raz zmysły
przepuszcza wiatr, ale wystarczy słowo krytyki, zwykłe słowo, które rujnuje poczucie twórczego działania, gubię sens.... sens, istotę, budzę się z transu,
idę, idę dalej inwestować w przyszłość,
kupię korki do uszu
a co z Tobą?
muszę zapomnieć, uzależnienie to niezdrowa zabawa w której można przegrać duszę,
kiedyś omal jej nie straciłam, a teraz znowu wracam do chorej gry,
alkoholikiem jest się całe życie tak samo jak niepoprawnym marzycielem,
chodząc po obłokach twórczość nawet populistyczna jest jałowa,
bo jest twórczością samej siebie dla samej siebie, i traci z definicji po całości,
- zapomnieć
- działać
- przestać głupio marzyć i torować życie
- asertywnie słuchać
- pokonywać siebie
oto plan, a co z jego realizacją, jeszcze tylko raz zerknę i kończę.

niedziela, 17 sierpnia 2008

odpowiedź na niedźwiadka

czym jest miłość
uśmiechem mojej córki
jej pierwszym "guu"
mocnym zaciśnięciem jej dłoni na moim palcu

dotykiem, samą świadomością jego oddechu tuż obok kiedy się kładę, kiedy wstaję
pocałunkiem w szyję tuż pod linią włosów
bawarką podaną o 4 rano gdy dziecko spragnione wyrywa ze snu
planami na przyszłość
i świadomością ich nie realizacji lub spełnienia
a co jak będę stara i pomarszczona? mojej zadry się nie pozbędę, pazurki też ostre zostaną
- czy żałuję? - spytam księżyca
- nie nie żałuję, czym było by moje życie bez marzeń, bez marzeń o Tobie droga pełnio,
- nie nie żałuję, przeciwnie bardzo Ci dziękuję... mój drogi w srebrze i zieleni zatopiony,
tak powiem, lecz dzisiaj kiedy świecisz żal dusi mnie w gardle i wypatruje Twojego oblicza jak eferalganu na kaca

sobota, 16 sierpnia 2008

zmarła moja babcia

czym jest śmierć?
jak to jest gdy umiera ci ktoś na rękach, trzymasz i patrzysz jak w agonii sapie ostatkiem sił próbuje jeszcze wypowiedzieć coś czego do tej pory nie zdążyła a co najgorsze nie zdąży, bo w bezsilności swego ciała język staje kołkiem,
tak, wyzwolenie od męczarni jaka jej towarzyszyła, wyzwolenie od ciała, zbędnego balastu psuje się, gnije,
w trumnie leży ciało
uśmiechnięta buzia, przypudrowana, rumiane cienie na policzkach,
matka,
była wyniosła dla dzieci, ale ......była. znosiła pijaka i choć był młodszy o lat 11 szybciej wykitował, koło trumny stoi córka .....trzymałam cię na rekach, czemu mi to zrobiłaś, czemu akurat teraz
..bo wróciłam do domu,to nic że nie byłaś przy mnie na co dzień, to nic, bo to ty jesteś najbardziej poszkodowana w tej sprawie, przepraszam teraz za całe twoje dzieciństwo,
kocham cię córeczko....żegnaj

poniedziałek, 4 sierpnia 2008

Brak tytułu

wszystko wraca do normy
kubki smakowe odbierają na dawnych falach,
te same zachcianki i te same marzenia, jakoś tak dziwnie bez ściśle sprecyzowanych planów na przyszłość,
to była zawsze moja przywra... karteczka notesik tysiące notatek wiecznie walających się począwszy od torebki, na półkach, po kieszeniach, na łazience skończywszy,
gdzie były rozpisane plany na przynajmniej półrocze
teraz, jedyne czego jestem pewna że 12-stego jest szczepienie kurczaczka
że mam przyjmować żelazo 2 razy dziennie i że w listopadzie kończy się umowa o pracę i zostaje bez ubezpieczenia, straszne,
wizja czarna i przerażająca,
pup...uratuje czy nie???
mój genialny mąż mówi po co ci ubezpieczenie...
jak po co zostaje na lodzie nawet do lekarza internisty szanownego nie pójdę jak mi się coś stanie, no chyba że za opłatą,
życie drogie a tu jeszcze mam płacić za przepisanie rutinoskorbinu, lub apapu na gorączkę,
dysponowałam 455zł ...zwrot z biletu lotniczego siostry, 20 herbatka laktacyjna, 80 materiał na firanki całe 6 m, 10 taśma do nich,25 warzywa do leczo i owocki, 80 dentysta, 50 zakupy w biedronce, a jeszcze na wędlinach 20, 40 kaufland, 15 prześwietlenie zęba, jeszcze trochę w portfelu ale nie stać mnie już na ginekologa.. wizytę kontrolną którą miałam mieć 2 mc temu i na wyrwanie zęba mutanta który rośnie sobie na podniebieniu i wadzi,
...pytam się co będzie jak skończy mi się ta umowa, a jak jedynym wyjściem będzie odstawić od cyca i podrzucać prababci, bo niby komu, albo czekać do stycznia na babcie, ale tu tez wizja czarna ...dojazdy w obu przypadkach zarobie na benzynę, nawet nie będzie mnie stać żeby majtki sobie kupić,kredyt, kredyt, kredyt... straszna sprawa
oj poukładaj sobie babo w głowie znajdziesz wyjście, takie by nie zaburzać pięknego okresu macierzyństwa, tak by nikt nie gadał, że musi się zajmować moja kruszyna, tak by nie stracić ani chwili z życia dzidzi,
książki będę robić ...ale najgorsze zacząć...bo przerwę miałam długą,
3 kategorie, wiem ale jak to ubrać w słowa i w aukcję, jak mama pojedzie przysiądę i się wreszcie zabiorę za robotę, jeszcze tydzień,
a nie jeszcze siostra jest, ehhh
dobrze że ich mam blisko, że nie jestem sama sobie z kruszyna zostawiona, w klatce tego mieszkania, widzieć więcej jak 1 ...tylko swój świat to zbawienie dla duszy
oj dzidzi płacze kończę mój nieuporządkowany tok myśli i wyłączam bajzel w głowie

środa, 30 lipca 2008

tak smakuje chleb

taki masaż życie ratuje
po nie przespanej nocy
po kolejnych marudzeniach tuż koło 17, 21, 3, 5, 11...itd godz.
po starciu z fałszywie rozentuzjazmowanymi sąsiadami
po rozmowie z najdroższą osobą co nie widzi sensu życia
po bólu głowy od przemyśleń jak życie przez palce ucieka... nie to nie życie, to młodość..
z podkulonym ogonem
z libido bliskim zera
z zapałem wykastrowanego kota do budowania dnia powszedniego
z rezygnacją czystą, kryształową z realizacji siebie samej na niwie intelektualnej ale również pasji miłości mojego życia... a co najgorsze dobrze mi z takim stanem rzeczy, gdzie można zawiesić się na ścianie w pigmencie z czystego brązu i tak tkwić w nostalgii,
z utuloną niunią na udach słodko dyszącą po wytarmoszeniu mojego cyca,
ze smakiem anyżu w ustach
z zamgloną wizją przyszłości
ze strachem o gotówkę
delektuję się teraz ustępującym skurczem mięśni karku
nie chcę planować z kartką dnia jutrzejszego
nie chcę myśleć o schematach
chcę spijać chwilę
chcę po prostu zasnąć
a co z nim?
z jego dłońmi rządnymi czułości
z jego wargami które zdążyły wyschnąć
z jego uczuciami, które teraz mi tak dalekie
tak on musi mnie kochać, kto by zniósł ten balast, kto tak płynąć potrafi... aspołeczny - tak to jego minus
jednak mobilny - tak w sytuacjach jakie życie buduje jak powszednim chlebie... mi tej cechy brakuje
........i tu się uzupełniają dwie połówki jabłka
w zdrowiu i w chorobie aż nas śmierć nie rozłączy

czwartek, 10 lipca 2008

Brak tytułu

kobiety szanujcie się, nie dajcie sobą pomiatać, nawet kiedy ktoś usilnie stara się zrobić z was debila, mówi że jesteście głupie, kiedy zniża was do poziomu swoich stóp tylko dlatego,że nie mieścicie się w jego standardach wiedzy ścisłej,
mówi wam że nie umiecie myśleć,
mówi, dużo mówi... a jego słowa puste i tyle warte co on, tak samo śmieszne jak on i tak samo żałosne
bo jest właśnie ten ktoś nie wart splunięcia!!!!!!!!!!!!!
kiedy osoba która powinna świecić empatią i wsparciem przeciwnie zabiera ci poczucie szczęścia, uświadom sobie kobieto... jakim prawem!!!!
małżeństwo... sztuka kompromisu, a co jeśli ktoś widzi tylko swój zakichany interes, nie docenia wartości istotnych dla tej drugiej strony... ile można to wytrzymać???
odpowiem na to pytanie z pewnością jak poznam odpowiedź... ile jeszcze zniosę poniżania mnie i braku szcunku do mojej osoby??? ja się wcale nie zmieniłam, jestem ta sama rąbnięta osobą co byłam... więc SPIERDALAJ jak mnie nie akceptujesz.

piątek, 4 lipca 2008

zaczynam rozumieć jaki jest sens wszystkiego

panikuję jak skarb mruczy za długo, próbuje wrócić do życia towarzyskiego, ale nie jest to zbytnio możliwe kiedy ona jest taka malutka, dopiero jak stanie się bardziej ciekawa świata wyjdę z cienia, teraz jestem tylko jej poczuciem bezpieczeństwa i zaspokojonymi potrzebami życiowymi, rośnie mi z każdym dniem i odkrywam ją na nowo za każdym razem gdy na nią spojrzę, puszczam jej niemieckie kanały, niech się uczy, puszczam czerwone gitary i Bacha, serce moje rośnie kiedy się uśmiecha, i martwię się na każdy grymas,
ale teraz nie wyobrażam sobie życia bez mojej córeczki

poniedziałek, 30 czerwca 2008

Jak to życie się zmienia

jak tu o siebie zadbać po porodzie, ciężka sprawa,bo karmie mojego skarba piersią, a wtedy nic nie można,
kremy na celulitis i ujędrnienie brzucha i ud,odpadają
czopki na hemoroidy odpadają
witaminy ze świeżych owoców, eh szkoda gadać, nie dość że nie mam co jeść, to jak zadbać o siebie, ćwiczenia? tez odpadają, choć i tak każdy dzień to gimnastyka na wysokim poziomie, przysiady, żabkowanie, skręty itd tak przy maleństwie się nabiega,
a zwykłe brzuszki odpadają. bo? wciąż chyba się w brzuchu goi, bo krwawię jeszcze, choć już 10 dni minęło, brakuje mi sił także, a i nacięcie nie chce się goić i siadam jak na dmuchanej poduszce żeby nie bolało,
takie to uroki,
jutro będę być może rozwiewać moje wątpliwości co do dziecka, czemu się dławi pokarmem, dlatego ze tak łapczywie połyka?
dlaczego ma taki słaby odruch chwytny, co z ruchami toniczno jakimiś tam, tez nie sztywnieją jej kończyny jak główkę odwracam, eh, na co mi ta pedagogika była teraz albo wpadam w paranoje albo to... takie normalne u świeżo upieczonej mamusi,
tata oprócz tego że jest cudowny, widać jak kocha dzidzię, jak się o nią martwi, jeszcze wspiera mamę w jej lękach, przytula i cierpliwie czeka na seks, zadowalając się tym co możliwe, to denerwuje mamę bo nie wyciska porządnie gąbki, kuchnie zostawia mamie, niech sama sprząta i wciska dzidzi że ma powiedzieć tata;), eh te baby zawsze jest coś nie tak, wiem dobrze że wszystkie jego cechy co przed ślubem mnie drażniły, ten spokój, ten brak spontaniczności, terazą diamentem, teraz doceniam go po całej, albo prawie po całej linii,
co mogę powiedzieć, nawet sam przyznał że nie będzie pił, a to alkohol zabijał we mnie uczucie do niego, że tak powiem odpierdalało mu w wyniku braku umiaru i uleganiu podpuszczaniu przez znajomych, ile łez wylałam moje, ile on wylał, tez moje, ile łez szczęścia teraz przed nami???
prognozy są obiecujące, byle skarb nasz, nasza kochana Patrycja była zdrowa, bo choć dobrze się rozwija podejrzewam problemy jej z sercem bądź z układem nerwowym, ale to przez te moje książki;) Przyjdzie pediatra to uspokoi... OBY!!!

niedziela, 29 czerwca 2008

macierzyństwo i wciąż te (dzieciństwo)

i już po, przyzwyczajam się do mojej córeczki ślicznej, przyzwyczajam...
nie chce mi się opisywać porodu, eh
bo darłam się wniebogłosy a na mnie darła się wredna położna, inna miła mnie delikatnie uspokajała, a lekarz to już przestał próbować, ale trwało to... uwaga rekord...15 minut:)
tyle o porodzie, a córeczka to skarb, nie do opisania,
a przyzwyczaić się muszę do diety ścisłej... karmię piersią
do wstawania 2 razy w nocy o 1 i o 4 (średnio)
do zmieniania pieluszki i karmienia na żądanie
i do wizyt zachwyconej rodzinki
...póki co tyle
a teraz o sprawach domowych, ojciec syfiarz, brat syfiarz, a ja chorobliwie dokładna,
mama przyjeżdża dziś, brat wyjechał gdzieś do pracy, a ja... musiałam sprzątać zapleśniałe worki na śmieci z puszkami po piwie, zapleśniałe szklanki z fusami, sprzątałam i rzygałam, pety na obrusie,
niby impreza była z okazji urodzin siostrzenicy, łech, nic brat ojca obserwował i obserwuje wciąż mieszkają w jednym domu, mieszkają w osobnych pseudo mieszkaniach, ale to jest w końcu ojciec... wzór... dziecko, 20 lat, bo tak wciąż uważam mojego braciszka,
skoro stary tak może mogę i ja, skoro mu nikt nic nie mówi, mi też nikt nie powie, skoro zawsze było o to problem, przywykłem skoro znajomym nie przeszkadza, ważne że jest melina do picia kiedy starej nie ma, biedny mój mały brat nie doświadczył szczęśliwego domu nie doświadczył ciepła matki, nie doświadczył pewnego dachu nad głową, włóczęga po różnych mieszkaniach, znoszenie strasznych dla tak młodego człowieka jakim był wtedy jest czymś takim co nie jeden by podciął sobie żyły, on nie ma swój płaszcz ochronny.
oj córka mi sie budzi idę ją bawić

piątek, 13 czerwca 2008

oj dłuży się do rozwiązania..

pada deszczyk, pada, pachnie trawka,
:) z tym brzucholem ten deszcz to zbawienie, jak się cieszę, może już w przyszłym tygodniu urodzę, ale boje się kilku spraw, że cesarkę mi zrobią, dzidzia jest źle ułożona, choć moje ciało jest już gotowe, a pupka raczej wychodzić nie będzie, wg obliczeń, z moim błędem, to poród miał być 30 czerwca, jednak podałam lekarzowi dzień końca ostatniego okresu...skąd mogłam wiedzieć, pytanie było: data ostatniego okresu więc podałam,
i wyliczenia się rypnęły, więc 4 dni do tyłu, poza tym okres był zawsze nieregularny, a to też wpływa,powiedziałam regularny ponieważ brałam wcześniej tabletki i się unormował, i tu kolejne dni, jeszcze na ekg wg wymiarów mojego skarba data edd, czyli urodzenia jest przewidziana na 16 czerwiec, czyli poniedziałek;)
podejrzewam więc że mój dzidzi będzie już koło 20 czerwca na ziemi:)
byle była zdrowa!!!
byle była silna, byle była taką moją małą kochaną kruszyną,
wyniki na cholestazę, ufff norma alaty aspaty 4 i 18, ale ldh... co to jest do cholery i z czym się je , bo jest za wysokie i dlatego chcą mnie do szpitala znów dać, doktor nic nie lekceważy, raz nie dopatrzył pewnej sprawy...takie plotki chodzą,że nie zobaczył, że matka ma bliźniaki zlekceważył jakieś badania i oba maleństwa zmarły przy porodzie,
i od tamtej pory aż zbytnio się przejmuje wszystkim co może znaczyć coś złego.
nie wierze w plotki i mogę oceniać tylko to co sama obserwuję, więc widzę bardzo przejętego lekarza z prawdziwego powołania, który ściera się z rozwydrzonymi matkami,
żądającymi cesarki bez powodu albo hipochondryczkami takimi jak ja:) i do tego jest ordynatorem oddziału szpitala wojewódzkiego, co wiąże się biurokracja i zarządzaniem, jakby tego było mało to jeździ po konferencjach zmaga się z problematyka rakową.
Pierwszy raz jestem w ciąży i jestem niespokojna,
miałam rano pojechać do mojej przychodni z tymi wynikami, czy muszę do tego szpitala jechać, ale zaspałam, teraz ruszam się jak słoń w maśle i wyprana z energii jestem do krzty, więc pojadę do jeleniej w poniedziałek choć to kolejny olbrzymi koszt, i upewnię się co znaczy to ldh i czy muszę tam siedzieć.

czwartek, 12 czerwca 2008

maszynka do świerkania

za oknem siedzi babcia, góra 65 lat, trzyma na kolanach swój brzuch, zawsze się zastanawiałam jak to jest, kiedy człowiek przestaje o siebie dbać, jak bardzo nie jest uciążliwe to,że się tak strasznie zmienił, kiedy zmiana następuje drastycznie szybko, nawet przez 9 miesięcy, bo teraz właśnie pisząc tą notatkę trzymam swój brzuch na kolanach,albo kiedy w ciągu chwili tracimy rękę w wypadku, wypadają włosy po chemii, czy złamała nam się jedynka przy jedzeniu kanapki,
a kiedy przestaje o siebie dbać... wiadomo metabolizm się zmienia, zmieniają się wartości, nie stajemy przed lustrem, nie mamy czasu poprawić make up, policzyć kalorie kiedy dziecko płacze wniebogłosy, zaraz mąż z pracy wróci, a jeszcze trzeba nastawić pranie, a w lodówce nic nie ma więc jeszcze zahaczyć o sklep, potem się konsumuje, żyje z dnia na dzień, cieszą inne sprawy, mężczyźni przestają podziwiać, z czasem mąż też i tak sobie żyje ta nasza matka, babka Polka....... a przecież wciąż kobieta, wystarczyła by chwila dla siebie, chwila dosłownie, nie mówię o wizytach u kosmetyczki, chirurga, masażysty, ale chociaż lusterko, chociaż kosmetyki, piękne jesteście kobiety, piękne i zawsze będziecie w waszym doświadczeniu, w waszej walce o byt każdego dnia, piękne w waszych wartościach, ale niestety, nie do końca znacie swoją wartość, zadbajcie też o piękno te jakie sprzedajecie na zewnątrz, te które można dostrzec,
co z tego że pięknie urządzone wnętrze jak elewacja zewnętrzna szpeci odpycha i straszy młode pokolenia,.... czy jestem zbyt okrutna, kiedy widzę taką starość boję się jej!!!
a z natury krytykuję to czego się lękam (jakie to nie profesjonalne)
opiekowałam się 94 letnia niemką, choć była pomarszczona, skurczona jak rodzynek, nie zapominała o sobie, nie było dla niej obojętne co ma na sobie, jak wyglądają jej włosy, poza tym była cudowną kochającą babcią i dobrym człowiekiem, wychowała syna wg mnie z dobrym wynikiem i co widziałam... widziałam w niej życie i duże poczucie własnej wartości, które traciła kiedy musiałam podmywać jej tyłek, ale z uniesiona głową przechodziła po całej ceremonii ręczniczków i ściereczek do porządku dnia.
Można pięknie się zestarzeć drogie panie, więc nie szukajcie żadnych usprawiedliwień, tylko weźcie się za siebie!!!

środa, 11 czerwca 2008

czekam tylko na zmarszczki

Jeżeli chodzi o wyniki będą jutro, w Lubaniu na który tak narzekałam wiedzą co to cholestaza. A teraz z innej beczki.
Wigilia Kwisonaliów,
nasza łąkowa imprezka się nie odbędzie wraz ze mną, straszne, już widzę jak wszyscy płaczą, że mnie nie ma;)
żadnych tam wielkich gwiazd nie będzie, jeżeli brzucho mi pozwoli to na Maleńczuka pojadę i może na sztuczne ognie się załapię,
..dygresja, płacę 50zł za kablówkę, bo na zwykłej antenie nie chciało odbierać 1,2, polsatu, polonii, a pakiet podstawowy 12zł a że przez pół roku była zniżka z netem na ten pełny pakiet,to skorzystaliśmy, badziewie jedno wielkie badziewie!!!!, i tak 1 i 2 oglądam, czasem ewentualnie turbo, tvn, planet, w pełnym pakiecie z kablówki nie mam niestety tych programów co ma mój braciszek na cyfrze, o kreowaniu wnętrz rynku nieruchomości ehhh itd, mi pozostaje nędzna namiastka na stylach o kobiecie co szykuje mieszkania na sprzedaż, odświeżając je z lekka.
nienawidzę reklam, nie znoszę, trafia mnie szlag kiedy o 10 tonów głośniejsze reklamy bądź przerywają, bądź kończą program.Na studiach obyło się bez tv i byłam szczęśliwa, a tu jestem całkowicie pozbawiona znajomych, siedzę w domu jak ten biedak na ławce za oknem, z podkulonym ogonem, udając że mi to sprawia przyjemność, gdyby nie codzienna dawka spacerów, wypraw w plenerek, z butelką karmi, oglądanie atakujących jaszczurek, podjadanie łąkowych jagód, wygrzewanie dzidzi w słońcu, bodźcując ją śpiewaniem ptaków, i hormonem szczęścia mamusi kiedy to wdycha świeże powietrze,...to bym zwariowała,
widać do szczęścia nie potrzeba mi tylko przyjaciół, ale przestrzeni, wolnej przestrzeni, jestem jak te psy na Wieży, zawsze latały wolno, zawsze robiły co chciały, zawsze miały przestrzeń nieograniczona i nikt nic im nie zarzucał,nie kazał siedzieć w domu kiedy nie miały na to ochoty, kwiaty w sierści potargał wiatr;)
wracam do tematu... to się działo zawsze na tych kwisonaliach, sponiewierana nastolatka, szalała sobie ile mogła, a teraz chodzi z brzuchem i jest juz o zgrozo mężatką, jak ten czas leci, strasznie leci, bawcie się ile możecie, i nie przyjmujcie ról społecznych póki bardzo nie pragniecie kolejnego etapu.

wtorek, 10 czerwca 2008

cholestaza kontra służba zdrowia

oj i miałam rację niekompetencja laborantek mogła mieć złe skutki, dla dziecka, gdyby właściwe badania były złe wylądowałabym w szpitalu, pod stałym nadzorem, teraz jutro mam powtórzyć badania i będę wiedzieć,
a to było tak na wypisie miałam jasno napisane że trzeba zrobić badania w kierunku cholestazy ciężarnych, laborantka nie wiedziała z czym to się je, więc zadzwoniła do laboratorium właściwego gdzie badania się wykonuje, powiedziała jasno o cholestazie ciężarnych, że nie może kodu znaleźć i nie wie co na z tym zrobić, tamta znalazła najwidoczniej poprosiła rozmówczynię o kod badania, dostał go, wpisała i wystawiła mi rachunek, w domu patrze a tam napisane że badania w kierunku cholinesterazy... dzwonię więc tam gdzie pobierali mi krew, kazali mi zadzwonić do Lwówka, tak gdzie będzie badana ta krew, zadzwoniłam przedstawiłam jak wygląda sprawa, a bardzo uprzejma pani wyjaśniła mi, że to jest to samo i że mam się nie martwić, wiec się nie martwiłam, bo może jestem po prostu niedouczona (na biomedycznych podstawach rozwoju nie miałam szczegółowo omawianej chemii człowieka, enzymów i takich tam innych rzeczy). Wyniki odebrałam, pokazałam dziś lekarzowi, a on oburzony nie powiem jak skrytykował te panie... bo nie wypada,
i mam natychmiast zrobić właściwe wyniki na aspaty alaty i ldh...na cholestaze.
a poza tym to moja kruszynka gotowa do wyjścia lekarz powiedział żeby już wychodziła:)
eh też bym chciała:)

czwartek, 5 czerwca 2008

spraw kilka wróbelka

Miałam sen, łąka przed domem była zalana, woda stała olbrzymią ilością mimo że było z górki, nagle woda się zaczęła poruszać, tak jak cały obraz domu i widzianego świata, kołysać i woda wielką falą uderzyła w dom, nic się nie stało, woda się cofnęła, aby spotęgować swoją siłę, kolejne uderzenie było potężniejsze cały dom zaczął się trząść, a z drobinek wody zrobił się grad,i to grad zaczął niszczyć,
w senniku fala raczej dobry znak, pomyślne plany, jakieś wydarzenie, a grad? straszna strata finansowa lub duchowa i bądź tu mądry:)
kiedyś namiętnie czytałam horoskopy, a co się stało przez to? zaczęłam nimi dyktować porządek dnia, teraz jestem już dużą dziewczynką i nie wierze w takie rzeczy, jednak sen był przynajmniej...dziwny, dobrze ze nie śnią mi się konie, bo tylko wtedy zaczęłabym się martwić:)...może ten sen znaczy że nie mam iść na magistra i rozwijać się w innej dziedzinie, albo przeciwnie muszę iść na magistra, żeby nie zmarnować przyszłości, albo w ogóle się mnie to nie tyczy, tylko rodziny, przecież nie było w śnie ludzi, był dom, dom rodzinny.
Chciałabym już urodzić,bardzo mnie boli brzuch kiedy taki klocek w środku się porusza, dopiero we wtorek mam iść do ginekologa, wie nie wiem ile kruszyna waży, jednak ten naciągnięty do granic rozstępowych brzuch mówi sam za siebie, jeśli jeszcze będzie rosła to chyba mnie rozerwie, póki co nie mam żadnych śladów na skórze, jest gładziutka,
o drugie dziecko pokuszę się góra za 4,5 lat.
Imię...przecież miała być Łucja od wielkiej mojej miłości, bo miłość kojarzyła mi się z kobietą, i jej namiętnością, a on był tylko jej obiektem, dlatego dziewczynka Łucja, nie Łukasz dla chłopca:)pozdrawiam Łukasza B. ciekawe co u niego, zapomniałam prawie o jego istnieniu, ale siła doznań w głowie wciąż wraca:)
Bo czy mężczyzna też potrafi tak mocno doświadczać uczucia, też z uporem maniaka kreować drugi świat? Żyć całkiem osobno od tego co może doświadczyć ciało?
Teraz nie wiem jak nazwać maleństwo, bo mama stawia opór, jej podobają się imiona z rrrrr, Daria, Karina, Sara, Martyna, Patrycja, ale też Kinga Ilona Nina, foch mamci gdy napisała, że Łucja, że albo już od biedy Maja lub Kasia....sprzeciw stanowczy, trudna sprawa z wyborem imienia, by miało znaczenie dla mnie sentymentalne a i jeszcze podobało się najważniejszej osobie na świecie, bo tatuś dzidzi zgodził się na Łucję, i na żadne imię z rrrrr:) a mi też się nie podobają takie imiona, nie dla dziewczynki, dla chłopca to jasne, Konrad, Robert...tu drzemie siła:)

środa, 4 czerwca 2008

taki prywatny wróg

właśnie oglądałam rozmowy w toku, jakiś archiwalny odcinek z Agatą Mróz, dziś zmarła jest strasznie parny dzień, który praktycznie przespałam w przerwach czytając oznaczenia budowlane, symbole, bocząc się jeszcze na męża o jakąś pierdołę, ile tragedii się zdążyło rozegrać, kiedy mi tak uciekł dzień,
śliczna dziewczyna, szczęśliwa, dopiero co urodziła córeczkę, zmagała się z białaczką, cała Polska trzymała za nią kciuki, nie powiodło się coś, i już jej nie ma, ale walczyła,
śmierć jest blisko każdego z nas, nawet nie wiemy jak bardzo nas dosięga,
kiedy bliska ci osoba zmaga się z rakiem nie wiesz jak jej pomóc, obserwujesz jej reakcje,postępujesz taktownie wedle jej przyzwolenia,
rak jest straszną chorobą,dopada po cichu, nie czuć bólu,dopiero z czasem,
co gorsze ból fizyczny czy strach przed śmiercią,
ojciec przychodził do mnie płacząc ze już umiera, potem okazało się,że to rak prostaty i wystarczy tylko operacja i lekka chemia, leżał we Wrocławiu, nie odwiedzałam go ani razu, brzydziłam się go i brzydziłam się tego,że on teraz użala się nad sobą a z mamy kpił kiedy raka piersi u niej wykryli,wiec był sam i pewnie płakał,ja nie wierze w jego łzy,
po operacji miał na ta chemie jeździć, nie jeździł, napił się i skasował auto, po rozprawach dostał kuratora i 2500 mandatu, kłamca sprzedał 2 hektary ziemi bo mówił że mandat będzie 10 000zł bo auto nie miało oc i ze za ten alkohol, okazało się że musiał te 2 hektary oddać za długi, rozprawy były grubo później, na chemie nie jeździł i wyników nie robił, na ślubie w marcu dobrze się bawił i energią tryskał, jak zwykle musiał zabłysnąć strzelają focha i na piechotę wracając do domu na Wieżę, ostatnio go widziałam miał powiększoną szyję, jak przy śwince, spuchnięty znów płakał że ma przerzuty,a ja chciałam powiedzieć że mam to gdzieś,że to jego kolejne teatralne wystąpienie, nie przeszło mi przez gardło,
ale żyję ze świadomością że może umrzeć,
.......niedawno ciotka zostawiła,męża który od lat torturował rodzinę, pił, zerował na nich, wyprowadziły się ona i córka, i próbowały zacząć życie od nowa, ciotka znalazła partnera, też wykryli u niej raka, i jeszcze wzięła sobie babcie do mieszkania pod opiekę a babcia już praktycznie jest rośliną, córka buntowała się na partnera, bo matka przestała na nią przelewać swoje uczucia, dziewczynka od zawsze była oczkiem w głowie...i co się stało, pewnego dnia dowiedzieli się że zmarł janusz, tatuś i ojciec ten od którego uciekły, w swoim zafajdanym mieszkaniu, w zgniliźnie i smrodzie, nie wiem jak nie wiem kiedy nie wiem na co, nie pytałam, nie byłam tez na pogrzebie, w końcu wujek tez dał nam popalić, jak małe byłyśmy tam na wakacje się jeździło (źle zrobiłam że nie byłam, bo to solidarność z nimi),
..........kiedy się dowiedziała od razu wyobraziłam sobie ojca jak umiera sam ze swym syfem, zapłakany i zapity, widziałam jak leży, na tej rozwalonej kanapie, a w kuchni gnije resztka smalcu i suchy bochenek, tak wtedy zrobiło mi się źle,
zarzucam sobie że jestem złym człowiekiem, że uciekam, i póki co będę uciekać od tej zgnilizny na Wieży, priorytetem mojego życia jest, pomóc mamie, ściągnąć ją do Polski, wspierać pomóc w leczeniu, a co jeśli ona podejmie walkę, przyzna się przed sobą i przed światem, że musi walczyć, i i tak umrze???? Tak jak umarła Agata Mróz?
mamę kocham, ojca obwiniam,
a rak czai się wszędzie... dziadek w końcu też zmarł na raka ..krtani. jego ojciec tak samo.
wydaje mi się że jeśli mnie to spotka, a jest to możliwe wg statystyk lekarskich, będę silniejsza, a te guzki co mam na węzłach chłonnych pod pachami zniknęły wiec rak to nie był z pewnością, może jakiś tłuszczak,
póki moja mam będzie na tym świecie będę o nią walczyć, a kiedy będzie na świecie moja córka to ja zyskam też powód do tego by walczyć o swoje życie by widzieć jak dorasta, jak wychodzi za mąż i jak będzie miała swoje dzieci, bo jeśli wcześniej umrę to tych wszystkich chwil byłoby mi żal.

dziwna kolej rzeczy...cel we mnie nieuświadomiony

kiedy się człowiek przyzwyczaja do pewnych rzeczy i nagle karzą mu coś zmieniać, choćby to była pierdoła, obrazek na ścianie, sekwencja dnia codziennego, sposób na odprężenie, oj wtedy odzywają się dzikie instynkty zachowawcze,
broni się swojego gniazdka utkanego z bezpieczeństwa na możliwe sposoby, raz agresja, raz kując czuły punkt przeciwnika tak by o tym nie wiedział na pierwszy rzut oka,
oczywiście takie metody trzeba stosować tylko jak nie potrafi się asertywnie powiedzieć stop, mój teren, wstęp wzbroniony,jak wejdziesz nogi ci z d... powyrywam,
a jeśli to jest siła niezależna od niczego na co można by było wpłynąć,
taka siła co pędzi jak cyklon, i nie koniecznie niszczy wszystko po drodze,
chcę smakować rosy na trawie co rano...
ale wypaprana w smogu i psich odchodach
ale to nie jest ta łąka co kiedyś za lasem topolowym, gdzie szumi Kwisa
ale mam jej tyle co za oknem, przyciętej do kostek, bez jakiejkolwiek szansy smyrania po kolankach,
ale nie jest tak zielona jakbym chciała
ale już nie wstaje przed świtem by się wybrać na smakowanie,
ale już nigdy nie wróci co było,
nie sprawi takiej radości jak sprawiało, cos jak z piciem surowych jajek....
co ogranicza ...?
Świadomość salmonelli, Świadomość niestosowności pewnych zachowań,
do czego zmierzam, że
już nie będę mogła więcej być tym szurniętym bachorem co przewodził bandzie dzieciaków, wymykał się samotnie na wyprawy w krainę stawów i rzeki,
i co z tym moim sielskim anielskim ustatkowanym życiem jakie teraz wiodę, wyrzekłszy się tamtych rozkoszy? założywszy fartuch i ciepłe kapcie, których za czasów bachora tak mi brakowało
...teraz nie będzie ani jednego ani drugiego, żadnego wyciszenia, choć i tak umysł szaleje i chce się rozwijać pomimo leniwego cielska,
żadnej dzikości, nul porywów serca, żadnych przygód...
bo przygoda największa w życiu mnie czeka........
zostanę matką!!!!..............tak to burzy porządek mojego świata, który wydawał się taki stabilny.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Brak tytułu

tak się zastanawiałam nad tym po co mi ta szczelna skorupa, którą sama polerowałam, nadałam jej kształt, ponieważ tak przy obiektywnym się jej przyjrzeniu jest śmieszna,
przecież tylko dla mnie coś znaczyła....
co nie tak z mężczyznami pytałam .. teraz już nie pytam, skąd mieli wiedzieć co naprawdę myślę, co ukrywam a co pokazuję, tak tu jest kolosalne rozgraniczenie, nawet mój mąż nie wie, nie potrafi do mnie dotrzeć. a powinien?
ależ skąd to absurd, już nie wierzę w to że komuś może się to udać... he może ta kruszynka co we mnie w końcu co dzień funduję jej nową dawkę doznań, łykając moje hormony w różnych dawkach ze ściśle określoną prędkością, może ona będzie mnie rozumieć, raz tak było, że myślałam sobie...jest
jest osoba, ale znikła...zbyt wiele chciałam,chyba,
co łączy ludzi że nie potrzebują słów, patrzą i wiedzą, że ktoś cierpi, że ktoś czegoś pragnie... że te krzątanie się po domu znaczy...chce stąd uciec,
właśnie dzidzia się porusza, może chce się do mnie przytulić, przecież powinna już spokojnie czekać do startu na świat, a ja czuję jej główkę pod żebrem (może to nie główka może pośladki)więc kto widzi? ten któremu na Tobie zależy, tak bezgranicznie bardziej niż na dokończeniu sekwencji, czy poukładaniu plików, niż na walce z ego kumpla, widzi i choćby się zapyta, bo i tak odpowiedź by była: nie kochanie, pracuj sobie, ale cieszy mnie to ze dostrzegasz, ze się martwisz, że nie chcesz żebym się przemęczała, ciesze się że martwisz się o mnie i o nią, bo kiedy to widzę wiem że mnie kochasz,
a kochasz?
czy może już zaczął się ten okres w związku kiedy ja muszę wszystko tolerować, wszystko bezgranicznie, godzić się na 24 godzinne nasiadówki przy komputerze i z łaska zaoferowane, podkreślam słowo ŁASKĄ wielkiego dobroczyńcy domu, zbawiciela, któremu nie wolno przecież nic zarzucić jałowe dziś słowo spacer, słowo partyjka, słów wiele dla świętego spokoju jego nie mojego...
kto jak nie ja miałby znosić narzekania w tym jakże romantycznej wyprawie na pagórek na robaki, że błoto na brzegu jeziora, że nudno, że cicho, że trawa za długa, że za dużo ludzi, o albo że za mało, że za drogie, że...
jezu....
już nawet słońce mnie nie cieszy jak kiedyś, nawet woda bez której żyć nie mogłam, co z tego że brzuch boli, że skurcze w udach paraliżują... kiedy wyrywam się całą sobą tam gdzie ucieczki szukałam od dziecka,
tak jak dla niektórych wiatr tak dla mnie woda jest zbawieniem,
przynajmniej była, kiedy ktoś nie odebrał jej kolorytu, rumieńca, nic już mi nie pozostało.
tylko się godzić.
skorupa służy tylko i wyłącznie do obrony niekochanej przestraszonej dziewczynki, przed sparszywiałą ulotnością uczuć, nie jej uczuć bo te są rozchwiane po biegunach, dziewczynka wymaga stałości i niezmienności i zaangażowania, jednak najbardziej PRAWDY, ponieważ całe jej życie było udawaniem.

piątek, 30 maja 2008

na nartach w błocie z mistrzem...

coś się śni, a potem tak trudno wrócić do świata pełnej pralki, wrzeszczących dzieci za oknem i znudzonych życiem sąsiadów, tak trudno uwierzyć że tamto nie było prawdą,
wstać z łóżka dla pewności chlusnąć w twarz zimną wodą,
zacząć cały rytuał od nowa, chcę coś zmienić, wspiąć się na Śnieżkę, zjechać po kolorowej, pójść na wyścigi żużelka, a pozostanę w tym miejscu, ze stałym rozkładem dnia,ograniczonym tańszą taryfą za światło od 13 do 15.00.
i jeszcze dopada mnie strach że to już za moment może dziś może jutro może za 3 tygodnie, a co najgorsze że te 3 tygodnie to pewniak, bo jak nie to cesarka lub kroplówka jedna za druga na wywołanie, wczoraj kurier przyniósł wózek,
jaki śmieszny by to facet, niski, wzrostu pudełka, może 19 lat chudy jak patyk i niósł to wielkie pudło ważące 30 kg ...może pomóc zaproponowałam,
uśmiechnął się,
za bardzo nic nie mogę robić, nie mogę chodzić biegać tańczyć, kłócić się z obłąkana laborantką, nie wiem ile mojej racji, wyniki miały być w kierunku cholestazy, aspaty alaty i biliburina, a ona na druczku wpisała cholinesteraza, tak owszem enzym, ale za co odpowiada, za coś tam z neuronami, zadzwoniłam do laboratorium, uspokoili mnie trochę że to to samo jak to samo jak co innego w necie czytam, mniejsza o to najwyżej powtórzę badania, a proza dzisiejszego dnia... na obiad skrzydełka, przez noc wymoczyły się w zalewie, i to tyle dygresji
wracam do mojej nostalgii dnia dzisiejszego
czym jestem ograniczona - świadomością
bo przecież ile jest ciężarnych aktywnych do samego porodu?
a ja nic nie robię, straszne,
ale jest jeszcze jedna sprawa, moje uwstecznienie się kreatywności odwagi i wyobraźni, tak i to jest poważny problem do którego ciężko mi było się przyznać, ale uświadomiłam go sobie próbując stworzyć na ścianie jakiś fajny fresk dla mojej dzidzi nad łóżeczkiem, tak źle ze mną, źle, w kiczu i schematach zamykam mój świat,
no i ostatni czynnik, to oczywiście pieniądze, brak ich na trwonienie na nieobliczalne pomysły szalone , przywry wieku młodzieńczego, a może raczej ludzi pomysłowych,
muszę obudzić się z marazmu co potrzebuję do tego?
bodźca, kopniaka, co mnie motywowało..łzy, nie szczęścia, lecz goryczy, teraz ich nie mam, a może muszę przewartościować świat?
a może zmusić męża do kreatywności? i do tego by miał więcej wymagań... o nie wina jest tylko we mnie, przecież ja od zawsze kreowałam... a teraz to po prostu się skończyło.

czwartek, 29 maja 2008

myśli kilka w duszny dzień

na coś przydało się to całe zamieszanie ze ślubem, mogę doradzać moim koleżankom, sama wchodziłam wcześniej na niejedno forum ślubne
by się czegoś dowiedzieć, teraz kumpele do zamążpójścia będą się szykować to pomogę im w organizacji, zrobię bukiet ślubny, ozdobię samochód, zrobię zaproszenia, ponaklejam na wódeczki naklejki, salę pomogę zdobić,
teraz jednak mam za dużo na głowie przygotowania do porodu, wyniki badań, kontrole w szpitalu, lada dzień będę matką... boję się bardzo i samego porodu i tak samo tego co mnie czeka, teraz jestem jednym wielkim leniwym flakiem, wyssanym z energii,jak będę w nocy wstawać, jak będę kąpać, karmić gotować, zmieniać pieluch łazić na spacer, skoro teraz ledwo się poruszam, może to przez brzuch, i ten brak energii wiąże się z zapotrzebowaniem dziecka,
modlę się by moja kruszyna nie miała żadnych dysfunkcji, żeby miała sprawny umysł i ciało, i rozwój jej przebiegał prawidłowo, oglądałam program o zdolnych dzieciach... nie wiem czy chciałabym żeby była nad wyraz inteligentna... choć to też jest w zakresie pedagogiki specjalnej, jednak ciężar inteligencji chyba łatwiej jest unieść niż niepełnosprawności intelektualnej, bądź fizycznej, eh spokojnie co ja znowu sobie wkręcam:)

wtorek, 27 maja 2008

Brak tytułu

narysowałam ziarenko kawy
doprawiłam tułów i skrzydła i wyszedł pisklak, taki jak odkrywa się w jajku na wsi, w jajku które chlebocze w środku, a zbukiem nie jest,
strasznie mi ciężko, boli, wczoraj był dzień matki, cóż więcej mogłam jak życzenia złożyć, przez smsa gdyż mama nie odbierze jak dzwonię,
matka ...jaka ja będę, wiem że moja jest sama, że ma myśli samobójcze, wiem że nie chce do polski wracać bo się boi, czego? że nie będzie potrafiła od nowa zacząć, że nie znajdzie pracy, że ten chuj będzie ją gnębił w domu... dom pojęcie względne, zawsze ją przygnębiał, nie zaznała tam ani chwili radości, ona taka silna, a tak słaba, nie mam siły jej podnieść z ziemi kiedy płacze, nie mam siły kiedy maże sie w gównie własnych myśli, czarnych, bez nadziei, boi się podjąć leczenia , bo wykryli u niej raka piersi, boi się umrzeć, a jednocześnie nie chce żyć, i tak tkwi w próżni uciekając jak najdalej potrafi, od nas ode mnie , od brata, który jest jej wielkim wyrzutem sumienia, a my tak bardzo jej potrzebujemy, potrzebujemy wzoru, nie mamy go, potrzebujemy jej jak powietrza, choć wypieramy to z siebie, jakaś pieprzona tęsknota, której nigdy nie uda man się pozbyć, i tak będziemy tkwić, jak byty na różnych planetach, byty co nie potrafią współistnieć, uczę się mamusiu od ciebie strachu.
mamusiu uczę się uciekania od życia, od prawdy, nie rób mi tego wróć, zaopiekuje się Tobą... chciałam wybudować ci dom... taki malutki,
a kto mnie podniesie jak ja płacze?
podle się czuje, właśnie teraz kiedy przeczytałam co mi napisała, często mi to pisze bo błagała mnie o szczerość, wiec zawsze byłam z nią szczera, wiec ona odpłaca mi się tym samym, napisała, że jest gównem, że żyje sama dla siebie i zastanawia się czy nie lepiej byłoby bez niej... kto jej daje prawo do takich słów, kłują głęboko i wiercą serce, w taki sposób że włókna nie da się pozlepiać... tak jak brat dla ciebie, ty mamusiu jesteś moim wyrzutem sumienia, to ja cie tam wysłałam, pomogłam w ucieczce, skazałam na ten stan, to ja zafundowałam ci to wątpliwe życie...
jeżeli coś to pomoże...
przepraszam:(

poniedziałek, 26 maja 2008

w prawo czy w lewo?....eh

a co jak się już mi skończy moje comiesięczne wspomaganie finansowe?
pozostanie bezrobocie
zasiłek przecież ;) ale chyba po roku przepracowanym więc się nie łapię,
może coś skapnie dla mnie jako dla mamusi,
ale to wciąż za mało
nie mogę planować przyszłości z myślą jakoś to będzie, nie myślę tylko o sobie ... no choć może troszkę, bo koniecznie tego mgr muszę zrobić, a jeśli nie mgr to rekompensować mi będzie tylko ten kurs wprowadzający na dekoratora wnętrz, albo jak w drugiej szkole wdzięcznie to nazywają projektanta wnętrz,
ale jest jeszcze jedna sprawa... mgr to 2 lata, kurs to rok,
prace będę mieć na 100% po mgr, a po kursie sama muszę się rozwijać i działać,
kurs jest w Jeleniej czyli pod ręką szkoła jest we Wrocławiu a to trochę dalej,
mgr by był z pedagogiki zdrowia, bo jeśli chodzi o resocjalizacje tez by mogło być, a te kierunki co wszystkie kumpele idą to nie widzę się w tej roli... nauczanie wczesnoszkolne i przedszkolne...straszna sprawa, a one zapewniły by mi pokątnie nocleg, towarzystwo i dojazd,
pedagogika zdrowia to ciężki kierunek ale to było by coś co mnie naprawdę jeśli już z tej pedagogiki interesuje,
nie wiem czemu... mam nadzieje że moja dzidzi będzie zdrowa pomimo moich ciągotek,
...co ja plotę żyjemy w światłych czasach wie co ja tu o jakiś przesądach i zabobonach gadam,
dział pedagogiki specjalnej, z dużymi możliwościami rozwoju, prywatnych praktyk terapeutycznych, doradztwem i nie na grupie a na jednostce i jej rodzinie, o tak to mi leży,
to mnie wzmocni i da możliwość robienia czegoś dla innych,
a jako dekorator sama bym się rozwijała tam gdzie zawsze chciałam, tam gdzie wszelkie moje prądy moje wody, płyny ustrojowe kumulują się,
wnętrza to jest moja słabość, mój konik, choć nie każdemu podobają się moje obłąkane pomysły... co mnie bardzo denerwuje... zwłaszcza jeśli ktoś woli meblościankę gierkowska od ładnej szafeczki i dzikiej ściany,
wiem jedno
NIE STAĆ MNIE TERAZ NA PODEJMOWANIE DECYZJI KTÓRA NIE BĘDZIE SIĘ WIĄZAĆ Z PRZYSZŁOŚCIĄ I KTÓREJ NIE BĘDĘ KONSEKWENTNIE REALIZOWAĆ
po pierwsze wpisowe 500 zł
po drugie czesne semestr 500 zł
po trzecie od listopada muszę szukać pracy więc będzie musiała to być praca.. albo pośrednia do własnego biznesu i może mojej galeryjki hand made... albo praktyka już zawodowa np w poradni psychologiczno pedagogicznej która zresztą mam 7 minut od mieszkania,
nie wiem, eh straszna sprawa jeżeli już się na coś zdecyduje z pewnością wspomnę tu o tym

niedziela, 25 maja 2008

chociaż wiem co mnie może czekać

jeszcze tylko szybki obiad
młoda kapusta na bigos z koperkiem i śmietaną,
i z kilku liści gołąbki,
deser, truskawy z ubitą na sztywno śmietaną,
...marzyło się dobre żarełko w szpitalu, a tu tylko ziemniaki, których nie znoszę z białą mazią i pomidorowa zrobiona z koncentratu i wody, fuj
Zostałam wysłana jak to później przeczytałam w wypisie "zachowawczo" do szpitala na bity tydzień,
kuli mnie ,badali serce, 2 razy dziennie ktg, a poza tym straszna nuda... inne panie umilały sobie czas przywiezionym z domu telewizorem, albo radiem, ja miałam po mojej poprzedniczce stertę gazet, mamo to ja, naj i innych szmatławców, wyposażyłam się tylko w sudoku i krzyżówki,
tak jakoś tydzień przetrwałam, integrowałam się z mamuśkami, pilnowałam noworodków, kiedy mama szła się kąpać, albo nie dobra na fajkę w toalecie,
rozmawiałam z tymi co jeszcze czekały, dzieliłyśmy się przeżyciami, doświadczeniami...hehe ciążowymi oczywiście, i tak jak to baby potrafią,
odsypiała straszne noce, kiedy to moja kruszyna nie dawała mi spać wiercąc się, a ja dodatkowo walczyłam ze zgagą...idealny sposób spanie na półsiedząco, choć raz dostałam reprymendę od położnej, ze dziecko przyduszam i muszę jakoś wytrzymać, skoro nie pomagają mi żadne środki, ciekawe dlaczego taka mądra jest,ponieważ jest to najgorsza rzecz jaka towarzyszy mojej ciąży, uporczywe palące drapiące ognie w przełyku, co przy zbyt niskiej pozycji spania mogły by wydostać się na zewnątrz,
pani wiekowa, ale może jeszcze tego nie doświadczyła, miała łyse dzieci,
nie słuchałam jej dotleniam moją kruszynkę za dnia, spacerując wdychając przez okno powietrze,
a noc mi ratuje tylko ten półsiad....wrrr więc żaden babsztyl nie będzie mi mówił co mam robić,
okazało się że jestem okazem zdrowia, ze tryskam energią a dzidzia jak najbardziej rozwija się poprawnie, a mój lekarz który mnie wysłał okazał się ordynatorem, wiec nikt nie śmiał kwestionować mojego pobytu w tym miejscu,
bardzo dobry doktor przestraszył się że mi się omdlała, ze mam napady duszności i ze nogi mnie swędzą na tzw cholestazę, której jedyny objaw to swędzenie nóg,
a wg mnie to po prostu za duszno miałam w mieszkaniu, ponieważ cały czas słońce świeci, a jeszcze bez śniadania mogłam być to mi się omdlało, wiec ekg nie było konieczne , a nogi to zwyczajna wzmożona w ciąży wrażliwość na cholerną chlorowaną wodę, albo wykwity łuszczycy, z którą zmagam się na głowie, choć jeszcze nie miałam takowych na nogach, tylko na rękach pojawiały się 0,5cm plamki..choć na nogach nic nie mam nawet śladu po drapaniu nocnym nie zostaje, bo drapię się kostkami dłoni,
dziś taki trochę obrzydliwy blog dla co poniektórych.
Teraz jestem w domu wracam do codzienności, już zdążyłam być na ognichu, ale samochodu nie mogę prowadzić, bo kołysanie na sztywnych amortyzatorkach pobudza moją dzidzię do działania, wierzga nogami i fikołki robi:)
gdzie będę rodzić? chciałabym tam w wojewódzkim, ale daleko i tata nie będzie mógł być non stop przy maleństwie, a tu mam 7 minut na pieszo do szpitala wiec nawet jak wody mi odejdą to spokojnie dojdę do szpitala, tam miałam cudowna opiekę, tu nie wiem co mnie czeka bo na różnych forach różne rzeczy czytałam...ale to co mama to inne zdanie.

sobota, 10 maja 2008

i tak mija dzień za dniem

dziś znów odwiedziłam owy targ z nadzieja że w sobotę, jeszcze tak upalną, więcej kramarzy się rozłoży, i sprzątnęła mi z przed nosa wazonik, z mojej głupoty, chodziłam pomalutku czaiłam się na niego... ale oczywiście muszę obejrzeć wszystkie inne kramiki by potem wrócić się po ten najładniejszy, wiec wróciłam a tam paniusia z długimi nogami i wazonikiem moim w ręce przeglądała sobie jeszcze inne pierdółki, oj widzę co się stanie z tym dziełem sztuki, taka sezonowa zachcianka z jej strony, jak się znudzi na śmietnik, u mnie zajął by miejsce najważniejsze, ponieważ kwiaty w moim mieszkaniu to obowiązek, dla Andrzeja zło konieczne, zawsze jak nie bez to gałązka zimą co w końcu puści zielone listki, maki, irysy... uwielbiam irysy, a pod nowymi oknami rosną mi malwy, wiec sąsiadka się chyba nie zezłości kiedy jak już będą ukwiecone skubnę jej pęd,
nie był to zwykły wazon, swoją oryginalnością porywał spojrzenia gapiów, w kształcie kolonialny owal, pokryty cienką warstwa lakieru ze żłobionym do surowej gliny wzorem, wzór równie oryginalny ale jakże by pasował do moich bazgrołów na ścianach do przekrzywionej o 45 stopni lampy ulicznej wymalowanej z tekturowego szablonu brązowym barwnikiem do ścian,
siostra ma prace pisała mi dziś wreszcie trochę się na nią naczekała w Irlandii najpierw czeka się na numerek,
będzie pokojówka i recepcjonistką,
brat jeszcze siedzi w domu ale na dniach popracuje sobie jako budowlaniec,
czym by się tu zachwycać ktoś powie... a ja powiem że ja się cieszę, choć nie jest to spełnieniem marzeń zawsze to jest coś robienie, ...a ja siedzę w domu pozycjonuje strony, wdrażam się w branżę informatyczną, linkuje i takie tam, mam plana projektować strony w fotoshopie, zobaczę ile z tego wyjdzie, i oczywiście portal budowlany zakładam dot wykończeniówki bardziej, samodzielnie studiują technologie wykończeniowe, bo jakże inaczej porównując to że w Polsce jesteśmy nawet z materiałami z 5 lat do tyłu, nie wiem jak jest w większych miastach wiem że w takich jak moje pipidówki dolnośląskie, materiały jakie stosuje się w standardowym wykonaniu do naszych sklepów jeszcze nie dotarły,
zanim jednak przejdę do praktyki będę musiała Polskie standardy podawać a przynajmniej te co wykładają na uczelni:D

piątek, 9 maja 2008

na wspomnienia zbiera

na wiosnę budzi się coś takiego w człowieku, jak by to nazwać chęć posiadania ...stworzonka, ;)
właśnie wróciłam z targu, nie umiem chodzić w tłumie szukającym okazji ludzi i sprzedawców, którzy na siłę wciskają ci niepotrzebne graty, ale ja tylko po warzywka i truskawki, tak tylko łypałam okiem na moje ukochane graciarnie z rzeczami używanymi, lampy wazony... rano miałam zachciankę na jakiś oryginalny wazonik w beżach porcelanka, a tu nic:/ poza tym tratował mnie tłum kobietek o srebrnych włosach z wózkami (babcie na etacie) więc przyjemności w oglądaniu żadnej,
w Niemczech na flomarku można było sobie pochodzić pomacać powąchać, nawet polizać jak ktoś sobie życzył;) taką lampkę solną np,
wracając do stworzonka...
w drodze powrotnej śliczny rudy psiak przywiązany do ręki swojej pani,szalony jeszcze, dostał dwa razy po łepku tą sama dłonią zapewne co go głaszcze jak przychodzi do niej chandra, zdezorientowany spojrzał nie tracąc ufności, na chwilkę tylko ogonem przestał merdać,
zapomniał, parę metrów dalej kolejny raz...pani ma chyba zły dzień, a to za patyk a to ze o nogę się obił przypadkiem, dogoniłam tą panią , a łatwo nie było bo brzuch mój większy już jak tyłek a to coś znaczy:)
pomyślałam sobie że jednak nie będę się wtrącać, powiedziałam tylko...
'śliczny'
i poszłam.
miałam psiurka Rasiaka, krzyczałam na niego jak wył kolejna godzinę i kolejny już dzień z rzędu w nocy w przedpokoju, bo poprzedni właściciele przyzwyczaili go do nocowania w nogach, później w dzień odsypiał:)
nie mogłam mu krzywdy robić więc oddałam go na wieś,
miałam Bambusa, wiernie dreptał codziennie ze mną 3 kilometry do szkoły, zostawiał mnie pod lipami w miasto szłam już sama, kiedy wracałam dalej był w tym samym miejscu, kiedy wcześniej kończyłam lekcje Bambus lekko zdezorientowany witał mnie na podwórku, taki mój przylepek, chodził ze mną na stawy, nad most na łąki do lasu,
jak wyjechałam znikł....
:(
teraz sama chodzę rano z bloku do parku na targ i jakoś tak nie swojsko mi jest
jakoś tak pustawo,
zawsze otoczona wiankiem zwierząt, albo ludzi teraz cicho do koła...eh
ciężka jest aklimatyzacja,
a zapomniałam o Amorku, tylko ten nie był taki całkiem mój, też towarzysz i piszczek jak pani znikała, ale miał tez swoich kumpli;), cała banda psów Misiek Miśka Żaba i Amor... tak wyglądały moje wyprawy, czasem ze dwa koty jeszcze się dołączały...
dziś wezmę mój szkicownik i udam się na górki za blokowiskami sama.. oj przepraszam ze stworzonkiem w brzuchu;)

czwartek, 8 maja 2008

w przeznaczenie łatwiej jest wierzyć a jakże poskramia ono niepokój

włóczy się cień
z przygarbioną głową,
z podkulonym ogonem,
prowadzi rower, gorąco dziś jak na maj,
włóczy chudymi nogami,
oczy ma mętne i smutne aż zęby zgrzytają,
i serce nie wytrzymuje, spowodowałabym wypadek tak przykleił mi się ów obraz do źrenic, zakuło gdzieś w środku, tylko dzidzia czuwa, dała mi kopniaka na oprzytomnienie, wróciłam do domu,
w kościele na przeciwko teraz biją dzwony, nie mogę pozbyć się złego przeczucia, nawiedziło mnie w ten właśnie dziwny poranek kiedy świadomie nieświadoma połykałam obraz,
świadomie nie świadoma przeczuwam coś złego... w wizji snu wczorajszego, choć dzisiejszy umilał mi wstawanie,
i ta zazdrość, która zdarzyć się nie powinna z "przeznaczenia" wynikła
rysuje serce które się otworzyło, które zapłonęło, jak kiedyś mi towarzyszyło w doznaniach, dzieje się coś poza mną i nie mam wpływu na to i czuję że ucieka coś mi przez palce a ja spokojnie się temu przyglądam,
i macham ze sztuczna miną na pożegnanie, a i tak to coś mnie nie widzi, bo nic nie znaczę, bo tak jak szybko się pojawiłam, tak samo szybko znikłam,
a teraz powinność, smakuje jej aromaty, dziwne to doznanie, ale go jeszcze nigdy doświadczyć nie musiałam, bo na wszystko jest odpowiednia pora a ja mam nadzieje że nie pomyliłam się w obliczeniach.

kolory

byłam w domu rodzinnym,
brat wyrósł, nie widziałam go z miesiąc, ale za każdym razem wydaje mi się że jest innym człowiekiem, że mężnieje, i tak pozostanie w głowie tym małym blondaskiem:)
choć jego zachowanie nie zmienia się,
widzi świat tak jak to robił ojciec, na wszystko ma czas, również wszystko samo się jakoś zrobi jakoś będzie, nie ważna przyszłość ważne co teraz i to co jest wokół niego i ci co sa wokół niego,
miał wzór, świetnie chłoną, czy jednak będzie mógł sie z tego wyzwolić?
winobranie zarobiła, zainwestował, wprawdzie nie miał zysku, ale poszedł na prawko, zgubił dowód, nie składa papierów na egzamin bo trzeba najpierw w niosek złożyć, ale i tu jest problem bo mimo iż codziennie jest koło urzędu jakoś czasu nie znajduje, nie pracuje, bo czeka na tel. od ojca kolegi, do szkoły nie musi chodzić bo płaci za nią więc obecność tylko przy egzaminach jest potrzebna, niby ugadał się z dyrektorem,
ratę mandatu za ucieczkę przed policja skuterem i poruszanie się nim bo na oc tez był czas, jedną zapłacił dla komornika... tak nie na poczcie bo po incydencie mówił, ze załatwione, ze zapłacone, a czemu tak mówił, bo ojciec obiecał że mu zapłaci, ale jeszcze kiedy mama była na pokaz, potem się zapomniał, przyszedł komornik, i odsetki, a teraz mimo moich próśb on czeka aż komornik do brata zadzwoni łaskawie...
i tak w kółko,
i tak ciągle, dziś za kołnierzyk chwycę to moje ciele, które ma już 20 lat, i do fotografa i wniosek złożyć, no i do komornika zadzwonię niech przybędzie,
ojciec kosił trawę,
dalej mówi,ze motywacji do życia nie ma...
a ja patrząc na niego widzę w nim teraz więcej motywacji niż w jego całym bycie dwudziestoletnim w którym mogłam go obserwować,
cud, że kosił, cud, że pracuje,cud,że pomyślał o mnie z ziemią, wprawdzie obiecywał 2 hektary na nowa drogę życia z tych 10 co jeszcze zostały a teraz już pewnie
30 arów mi daje na dłoni... to znaczy że pomyślał o mnie pierwszy raz pomyślał o kimś innym niż on, chyba że to taka forma odkupienia grzechów, on po prostu boi się śmierci, boi się bo jest z tym sam nie ma nas, żebyśmy mogli mu powiedzieć że wszystko będzie dobrze, że te wole na szyi to spuchnięty ząb może być wcale nie muszą być przerzuty z tego cholerstwa co mu wycieli niedawno, patrzyłam na niego i powstrzymywałam łzy, zal mi go było, wyglądał jak przestraszony chłopiec, nagle taki malutki i bezbronny, wizja śmierci tak blisko nie jest niczym przyjemnym, nawet jeżeli ma spotkać kogoś tak dalekiemu sercu a jednocześnie tak przepełniającego głowę myśli i świat wspomnień,
ile jest niedokończonych spraw, niewypowiedzianych słów, które bolą,
duszą, ale jak mam się nad nim użalać, zobaczył chwile mojej troski i zaczął znów swoją śpiewkę, ....uciekłam
przez całe te kilometry do domu myślałam o tym, że mama przecież ma raka, że ona cierpi, że nic nikomu nie mówi, że czasem stęknie tylko i zaraz rysuje uśmiech na swoich pięknych zmęczonych oczach, że wizja śmierci jest bliższa nam wszystkim dzięki i przez nią,
nie potrzeba nam słów, siostra pokazała mi opis koleżanki, której matka zmarła: "za wcześnie położyłaś się spać, za wcześnie zamknęłaś oczy, teraz kiedy tak cię potrzebowałam (...)" nie będę cytować całego poematu rozpaczy i żalu, wiem że te wyrazy brzmią w mojej głowie jak przepowiednia,
...........boję się śmierci i staram się nie odstępować na krok mamy, czym jest te jej 44 lata kiedy nigdy nie była szczęśliwa, kiedy nie zaznała miłości, kiedy była poniewierana całe życie najpierw w domu rodzinnym, potem już jako panna żona, nie zaznała bezpieczeństwa, nie zaznała niczego co niezbędne do życia, wyrzekając się siebie względem swoich dzieci,
..........dlatego ja tak bardzo boję się samotności, pustych ścian
dlatego nie znoszę ciszy, i głuchych rozmów,
dlatego tak boje się ryzykować czegoś co mogło być piękne, ale nie musiało, kosztem stabilizacji tej co mam i tej co piję ja wielkimi łykami...
...........ostatnio dopiero odkryłam ze moja siostra jest taka sama jak ja,
od mamy uczymy się ponadludzkiej siły w pokonywaniu problemów, ale też bezradności w sprawie uczuć... uczymy się uciekać.

wtorek, 6 maja 2008

wrrrrrrrrrrrr

piłam pierwszy raz piwo dziś... bezalkoholowe... ohydne karmi o smaku kawowym, :/ ale goryczka... tego mi było trzeba, skojarzenia to niebezpieczna broń,
a co jeżeli robi się ze mnie pesymistka pełną linią
trzymajcie mnie bo buzuję cała, dawno nie kopnął mnie ktoś tak w emocje... oj może podziękować powinnam...
najgorsze co może być to przerwanie mojego toku rozumowania wytrącenie z gładkości realizacji,
co z moim uporem?
są trzy osoby na świecie co posiedli sztukę wytrącania mnie z równowagi... kim oni są?
osoby te znają moje słabości....
i odpowiednio drążąc bezczelnie ranią
oj czemu ja się denerwuje
to przecież nie dzieje się naprawdę, nigdy nie działo się naprawdę
ale może to ja byłam pierwsza?... nie nie dodawaj sobie wartości... bo znów się zacznie... kim jestem... nie ma mnie nie ma mnie w świecie tych ludzi... wiec po co...
oh... nie idę się uspokoić...prysznic mi pomoże z wrzątkiem w roli głównej,
tatusiu odkrywam cię na nowo, nie zmieniaj się odkrywam i coraz bardziej ci z tym wszystkim do twarzy...bądź przy mnie wspieraj, kochaj mnie a ja będę ... i wymagać będziesz mógł...tak jest mi dobrze nie zmienię tego
a jeśli to jest małżeństwo to polecam na zdrowy rozsądek zamiast terapeuty, czy psychoanalityka...

Dla córki...

mąż mój świeżo upieczony po tym jak stworzył portal społecznościowy Gryfowa, teraz w związku z przeprowadzką do nowej miejscowości... działa ambitnie by nowy portal
....lubański chodził bez zarzutu,
nie jest łatwo znaleźć odpowiednią domenę, kiedy wszystkie już dawno pozajmowane, ... zostało więc dla forum lubań .....naszluban.pl:)
podoba mi się zwłaszcza, że dzięki naszej klasie zyskał miano ..półkowego a o czym tu ja chciałam...
że tęsknię do domku do moich łąk i pól... i jak to śpiewa tak wyśmiewany, choć ja uważam, że chłopak z piekielnym talentem i nawet obdarzony wrażliwością z zespołu Feel, kochany przez dwunastolatki wielbiony przez piętnastolatki i prze ze mnie starą krowę... więc śpiewa on mój dom o którym pisze od lat......
..tęsknie do domu ale gdzie on jest tak naprawdę... powinien być tam gdzie serce moje... wiec o co chodzi... moje serce tam gdzie moje wspomnienia... i to największy problem mojego bytowania, że nie potrafię oderwać pępowiny, że ciągle czuję zbyt wielkie przywiązanie do tego co było... do tego co otoczone gamą mistycznych wyobrażeń, tęsknot, których nie mogłam doświadczać,
a dom muszę tworzyć od nowa, bo daję życie nowej istocie i teraz to czego moje dziecko będzie doświadczać, może zaważyć na jej życiu, moja córeczka, moja kochana córeczka, będzie się kształtować, wąchać mokry asfalt, bez w ogródkach działkowych, nagrzana słońcem ławkę, tak ona się inaczej uczyć będzie życia inaczej jak ja to robiłam, i tego się boję, że nie stworze dla niej świata wystarczająco wartościowego, w wyjałowionym otoczeniu blokowisk i betonu, że będzie dorastała w marazmie, tego się boję, choć zobaczymy może sama obecność przy niej pokręconej mamuśki odpowiednio ja uwrażliwi, postaram się bodźcować ja z każdej strony by stworzyć coś o czym zawsze marzyłam... otoczenie pełne barw... tajemnic, które będzie skomplikowane w relacjach a jednak tak oczywiste w swej formie,kształcie, znaczeniu słów.

środa, 30 kwietnia 2008

oprzytomniałam dzięki Twojej obojętności i jej braku

na stworzonym przez siebie świecie mówisz mi że piękny mam plan...
a ja patrząc w lustro nie wiem na kogo patrzę, nie znam tego odbicia,
i nawet uśmiech..eh
mam żal do ciebie
mam, bo byłeś a budziłam się w pustce
pierwszy raz dziś płakałam przy swoistym pożegnaniu bo czuję że straciłam coś
ale to dalej moja zabawa w sny, po co śniłam, po co marzyłam teraz wiem że jeszcze nie dorosłam, dopiero jak przestanę, może będę szczęśliwa,
na dzień dzisiejszy ja, na dzień dzisiejszy gówniarz co wreszcie musi się podnieść i iść za Twoim przykładem nie pamiętając kim byłeś przez chwile
bo to co było do tej pory
nie sprawdziło się, bo to było iluzją
pozostaje mi smakować księżyc
zlizywać jego blask, ogarnia mnie zawsze dziwne uczucie, że jestem i choć rękę ogrzewa mi inna ręka... to jeszcze nadam znaczenie każdej z tych nocy, nadam im imię, i wtedy ten smak będzie mi sprawiał przyjemność... tak kolejna z oznak że nie jest ze mną wszystko w porządku.

wtorek, 29 kwietnia 2008

zgaga

pręgi
taki film
polecali na pedagogice
...kreacja dziecka wydała mi się śmieszna, aż za mało prawdziwa... kto się oburzy...
nie macie prawa, tak jak ja go nie mam by krytykować... czyjeś wizje, czyjś przekaz,
cierpienie, wiecie czym jest cierpienie... nie tyle ono... co strach..tak kreacja wydała mi się śmieszna...
był mały chłopiec, aniołek o blond włosach, co moczył się do którejś tam klasy podstawówki,
zamykał się w szafie, buntował się po cichu i nie miał nigdy tyle odwagi by uciec, by się sprzeciwić, przyzwolenie było większe, potwierdzenie "jesteś śmieciem szmatą" było od każdego po kolei w ciszy, w chowaniu się pod koc każdej z nas każdego z nas,
były tylko ściany i nasza tajemnica, były tylko pokoje i sady i nasz sekret, był ojciec co myślał tylko o... znowu w życiu mi nie wyszło (mam mdłości kiedy słyszę budkę suflera... ojciec nie puszczał jednej piosenki... takiej o karuzeli, dlatego jedyny utwór który śpiewałam do znudzenia)
to była taka zależność... dla uświadomieniu pewnej rzeczy że nie było tylko jednego kata,
było ich czterech, ojciec znęcał się psychicznie na mamie, mama na synu ale już bardziej spontanicznie w akcji odwetowej, a ja z siostrą... hym patrzyłyśmy i co... i nic i żadna z nas nic nie powiedział, żadna nie powiedziała stop,
uciekałyśmy, ja w świat problemów z jedzeniem i wyidealizowana miłością, a ona w świat przyjaciół i złych związków, ja uciekałam w to co nie osiągalne, dążąc do perfekcji która była nieosiągalna dla kogoś kto przez swoje tchórzostwo był brudny,
tak pamiętam wszystkie cierpienia mojego brata, wszystkie rodzaje kar jakie doznawał, wszystkie metody gnębienia mojej mamy przez ojca,
eh tyle lat minęło tyle się wydarzyło od tego czasu, udało się nam wybaczyć, i nie wybaczyć, wybaczyliśmy wszystkim, tylko nie sobie,
ah przynajmniej ja...
i tak będzie już do końca.
i dodam że kreacja człowieka dorosłego hym podobała mi się... czemu? bo nie doświadczyłam owej prawdy w żaden sposób..prawdy
widziałam inne rozwiązanie sytuacji
widziałam silniejszą ofiarę, widziałam ofiarę co nie koniecznie się pozbierała ale potrafi żyć, nie ma zaburzeń kompulsywnych , tak znałam i znam, i widzę, i chylę czoła przed bratem i wydrapałabym teraz bardziej świadoma oczy... jakby ktoś kto go nie zna śmiał go krytykować... jakby ktoś kto nie rozumie śmiał głosić opinię

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Brak tytułu

kiedyś taka dziewczynka pokochała wielkie oczy,
dopowiedziała do nich historię, i wielbiła je ponad wszystko,
potem znalazła ich kopie i zadowoliła się nią,
bo urealniła owa historię, dojrzała,
pokochała inną miłością stonowaną, taką jaką ona sama się stała,
zwolniła tempa, spełnia się w rolach społecznych
ale jej natura nie da się oszukać,
jest wulkanem, i jako wulkan walczy... przeciwko sobie
...ja tylko denerwuję jędrusia :) :p

sobota, 26 kwietnia 2008

jedzenie naturalną rzeczą jest

kiedyś miałam anoreksję,
nie miałam okresu,
przy 172cm ważyłam 43kg,
2lata,
potem pod wpływem przyjaciół..
zaczęłam jeść.. to była bulimia... trwała 3 lata w ostrej formie, potem jeszcze 2 bardzo łagodnie,
miałam napady jeszcze do ciąży sporadycznie, ale...
teraz martwię się o dziecko, boję się że to mogło jakoś wpłynąć na jej rozwój,
ale ponoć dziewczynki są silniejsze od chłopców,
tylko jak mam jakby zdwojone problemy,
jem zdrowo i to jest najważniejsze,
często mimo tego że nie mam czasu robię obiadki szybkie i wymyślne zarazem;
szybki obiad
... internet źródło pyszności, ostatnio wykorzystuję wszystkie prawie po kolei z tego linka
nauczyłam się jeść, najpierw zrobiłam to dla dzidzi, teraz również dla siebie,
aha i z myślą o przyszłości by moje słoneczko nie miało takich jak ja problemów, miało świadomość żywieniową i dokonywało odpowiednich wyborów.

środa, 16 kwietnia 2008

Brak tytułu

zatrzymałam się w miejscu, jakbym tkwiła gdzieś po środku czegoś, gdzie nie widać granic a właśnie ta nie zmierzalność stanowiła największą barierę,
czuję strach przed stawianiem kroków, kolejnych kroków, czy tak będzie zawsze... może już powinnam skreślić moje imię ze znaczeniowości wszechświata, liczę na to ze jak przyjdzie córeczka na świat to się zmieni...
a zmieni?
nadzieja... nie matką głupich, a przewodnikiem sumienia, rodzajem usprawiedliwiania się przed rzeczywistością, zasłanianie się nią kiedy tak naprawdę dręczy nas lęk, jakiś nie określony,
mówię ogólnikami

środa, 9 kwietnia 2008

rozważania nad...hym ...nad czym?

:) cała masa okropieństw dopada mnie, taką estetkę niezmąconą rzeczami ziemskimi,
gdzie do tej pory obłoczki pod stopami, i takie tam,
rzeczy ziemskie... zmieniałam pieluchy mojemu dziadkowi, smarowałam gnijącą piętę, którą potem mu wycieli, wycierałam jego szyję całą w flegmie bo miał raka krtani i rurkę mu wstawili,
ale jest coś takiego, że to wszystko nie dotyczyło mnie to była obca osoba, nic strasznego nic, bo to nie ja, najgorsze było patrzenie na jego cierpienie, kiedy nic nie mówił, a bolało, kiedy każda kosteczka go bolała, kiedy krzyczałam że kupę zrobił w pieluchę, a on płakał bo nad tym nie panował, a ja młoda byłam, 18 lat, he 19 lat raczej, kiedyś próbował wstać i upadł, nie zdążył do toalety, znalazłam go rano zmarzniętego, obrobionego położyłam do łóżka, wymyłam, ale jęczał, okazało się ze złamał biodro, ale po jakim czasie długim, rodzina mnie z nim zostawiła, i kazała sobie samej radzić, nikt nawet wielce zaabsorbowana babcią teraz ciotka, która ma pretensje ze nikt jej nie pomaga przy babci, ze nie zabiera jej, a z babcia mniej trudności do przejścia, ja miałam wtedy oboje, ale babcia jeszcze chodziła, co jest straszniejszego stać się na starość dzieckiem, czy stać się niewładną rośliną z trzeźwym umysłem, tak dziadek miał trzeźwy umysł... największa kara jaka mógł go doświadczyć Bóg do tego by go potem uświęcić, karą... za to że znęcał się nad rodziną, że bił do krwi swoje dzieci, że bił babcie, eh ja nie o tym chciała, lawina myśli mi się sama nasuwa do głowy,
jeszcze o czymś wspomnę co dręczy, brat miał pas dostał na 18 urodziny od przyjaciół ze wsi, taki śliczny wyglądał jakby się uśmiechał,
pewnego dnia auto go potrąciło, uciekł ten co to zrobił, wiadomo kim był, ale nikt tego nie ruszał... bo on się nie przyznawał...
a pies duży wilczur sparaliżowany od pasa w dół. jakże się męczył biedna psina, wyła z bólu... i co na dole dziadek na ganku pies, włóczył nogami zdzierał skórę to tkanki chrzęstnej, zdzierał, ropiało, zakładaliśmy mu śpiochy, opatrywaliśmy rany, zdzierał zębami wył, a brat uciekał z domu, nie patrzył, uciekał, uciekał, gdzie tylko wzrok może ponieść najdalej od tego domu, a jak wracał nawet nie patrzył na pas, nie pozwalał go uśpić, choć ten się męczył, płakał,żeby pies żył, zima była wiec on mówił, że jak będzie ciepło to pies na dworze będzie, na święta zjechała rodzina, każdy marudził że śmierdzi, że pies robi pod siebie, że go won z domu, wiec biedny wylądował w garażu, zimnym ciemnym, raczej szopie, dostawał tylko jeść, nikt nie przychodził go potrzymać za łapę, nikt, ja tez nie, bo płakałam, bo nie mogłam patrzeć jak cierpi...
aż w końcu przyszła pani Zenia pielęgniarka i podała mu lek na wszystkie jego bolączki, nikt się też nie odważył psa zakopać, dopiero kuzyn się wkurzył i do kubła na śmieci go wyrzucił,
czy to nie okrutne czy to nie straszne
czy to drogi czytelniku nie godzi w twoje poczucie etyki?...
a co z odwagą, co ze zjawiskiem rozproszonej odpowiedzialności.....
jeżeli coś nie dotyczy ciebie, jeżeli ktoś nie wytknie ci palcem że to jest twoja sprawa, nie wytknie ci, że ty odpowiadasz .... to, co zrobisz....
co robisz??
nie chce słuchać, że każdy z was inaczej by postępował,że każdy był by inny, jakże przykładowy...............
miałam pisać o ciąży ale odbiegłam drastycznie od tematu
więc wracam
rzeczy które mnie nie dotyczyły fizycznie zamykałam do kwestii moralno etycznych, do cierpienia bólu myśli poglądów poczucia działaniowego
rzeczy które doświadczam na sobie przerastają mnie,
kopanie dzidzi, uczucie szczęścia i bólu zarazem, niby nic a tak wiele, ciągłe palenie w przełyku, to że odrzuca mnie od jedzenia, to że mimo wszystko do słodyczy ciągnie bo mam za niski cukier, to że siedzę w domu i wariuje, to że mam hemoroidy to że rozstępy mnie nie oszczędziły mimo usilnej walki z nimi, to że tyłek mam jak szafa, nie dorosłam jeszcze do własnych problemów, żyłam czyimiś, bo tak łatwiej, łatwiej też doradzać innym, a sobie nawet w najbardziej błahych sprawach nie potrafię,
użalam się tylko nad sobą, siebie nie słucham, nie kiwam głową, od siebie się odcinam.

poniedziałek, 17 marca 2008

a co będzie jak mnie kiedyś zabraknie...

mam taka wizję... zgnijesz w kurzu i bałaganie, boś taki nieporadny, co jeszcze się stanie, pewnie na garnuszek do mamy wrócisz albo u babci się żywić będziesz... bo przecież tak taniej, będziesz miał kupę oszczędności na koncie i najnowszy model komputera i wcale się nie zmartwisz tym że mnie nie będzie... bo nawet tego nie zauważysz.
zrezygnowałam wczoraj z pojeżdżania cię, zrezygnowałam, bo nie chcę się kłócić przed ślubem.
co jeszcze się stanie będziesz sam jak palec bez przyjaciół, bez bratnich dusz chyba że na jakimś forum poznasz kogoś z kim będziesz mógł pogadać o najnowszej wiście. Dla ciebie nic nie ma znaczenia... ty masz na wszystko czas, jakoś te szare życie ucieka koło ciebie, ... wiesz co te szare życie boi się ciebie, nie umiesz realnie myśleć, a ze mnie robiłeś do tej pory odrealnioną idiotkę, że mnie robiłeś a popatrz na siebie, dla ciebie wszystko jest błahostką, w dupie masz to że ja się całym ślubem zajmuję, że ja organizuję wszystko od podstaw, a tobie ciężko ta jebaną muzykę nagrać, na poprawiny. chcesz wiedzieć co robię...
bo chyba wydaje ci się że na dupie siedzę, bo przecież nie pracuję....
dziś zakupy z całej jebanej listy dla kucharki, potem trzeba zawieźć produkty, posortować, podzielić dla masarza, naszykować miejsce na bicie świni, przywieźć przyczepę, a że nie ma haka, to i transport załatwić, we wtorek jeszcze wizyta w kwiaciarni i całe zamówienie na sobotę kwiatów tak do wiązanek dla rodziców jak i dla mnie do bukiecika... to nic że tym też pan młody się powinien zajmować... ale nie ja myślę żeby było taniej więc to też sama robię, podziękowania dla rodziców też sama robię a co w końcu tym się zajmowałam, ale tobie wielce arcytrudnym zadaniem jest wydrukować teksty podane na tacy bo się tusz skończył w mieszkaniu,
uważasz że mam zajebiście dużo czasu, a kiedy chociaż włosy zrobię, też muszę sama, bo nie ma miejsc u fryzjera, już nie mówię o tym, że chcesz zaoszczędzić!!!
włosy to duperela odkładam to na później dopóki nie pozałatwiam reszty, tak więc dalej wtorek odbiór wyników ze szpitala i później przejęcie świetlicy i podpisanie umowy, trzeba liczyć wszystkie naczynia, ale to wiesz dobrze, to nic ze zajmie przynajmniej z 5 godzin z dojazdem w jedną i drugą stronę, środa masarz od 10 muszę do gryfowa jechać pomagać mu przewieźć świnie, potem pomagać w obróbce mięsa i przypilnować, bo gdzie to będzie robił, oczywiście w mieszkaniu, ale to nie koniec w końcu świetlica czeka na udekorowanie, a samemu nie da się rady więc i znajomych trzeba ściągać, wycierać naczynia układać stoły poprawić i nadmuchać balony, ale nie płucami sprężarkę trzeba załatwić. poprzewozić wszystko na świetlicę, a to nie będzie jeden kurs bo i mikro i duże gary, i wszystko i spożywkę,
dobra nie mam siły już
masz wszystko głęboko w dupie,
masz na wszystko czas!!!! to sobie miej na wszystko... powodzenia!!! i dziękuję!!!!

piątek, 7 marca 2008

weź się ustabilizuj młody

i co dzieje się teraz z moim życiem, ...
nie wiem, za każdym razem doświadczam na nowo partnera, wkrótce męża, boję się nie wiem czy mogę mu ufać,
nie wiem, wolałabym, żeby był miłą niespodzianką,
żeby nie mówił tego co mówi kiedy wypije, żeby był kochany i ciepły tez gdy wypije nie tylko w dzień powszedni
chciałabym
nie sprawia mi przyjemności bycie poniżaną, może komuś sprawia, dla niego to tylko taki żart, taki żart i że ja wyolbrzymiam, ale kiedyś się zaciera granica między żartem a postrzeganiem, bo gdzieś się zakorzenia w głowie osąd, i wychodzi,
wypełza i wdziera się w życie powszednie robiąc takie rany, które sączą się i sączą, aż zaczyna śmierdzieć, smród jest nie do wytrzymania, wybucha, wszystko co się nagromadziło, i co... czy później starczy sił by zaczynać od początku?
nie umiem od początku
nie należę do tej kategorii ludzi chyba... zamykam się w planie, ale co mnie też zaskakuje, to że w obliczu zmiany, choć lęk paraliżował, przywykam, choć tęsknię jeśli byłam bardziej szczęśliwa, i wracam, co by zadowoliło mnie... szczęście większe, szczęście powtarzalne zamknięte w nowym opakowaniu, smaczne słodkie waniliowe szczęście, ze szczyptą cayene, dziękuje już teraz jeśli los mnie doświadczy.
co ja chcę szacunku, szacunku do mnie jeśli ktoś po mnie depcze mszczę się, walczę... kto by nie walczył, ale ja walczę w dziwny sposób, gryzę, szukam winy w sobie zmieniam się i kogucikuje, pieję na wyrost... i co się dzieje
utrata własnego ja:/

piątek, 1 lutego 2008

Brak tytułu

jako przyszła mama
próbuję się odnaleźć w nowej roli, póki co
rośnie mi brzuch ale nie tylko to się zmienia
czwarty miesiąc to już czas kiedy
czuć pierwsze ruchy w brzuchu,
słychać bicie serca na wizycie u ginekologa
widać w ekraniku pluskające się w wodach płodowych stworzonko
co się zmienia
a to że już nie można być nieodpowiedzialnym, że trzeba zapomnieć o tym dziecku którym się kiedyś było
co mnie dręczy?
a więc to że moje maleństwo kiedyś będzie mi wytykać moje potknięcia tak jak ja wytykam je moim rodzicielom,
eh
uczę się każdy człowiek się uczy na błędach, ale nie czyichś, ale swoich własnych,
piszę dziś bo wreszcie mam chwilę czasu, bo dostałam pracę,
dziwnie to brzmi... ale to praca cieplutka nie fizyczna, co w moim przypadku wskazane, oraz hym jakby to powiedzieć... sytuacja oderwana od realiów współczesnego świata,
przez uprzejmość, z dobrego serca i naciski ze strony osoby bardziej znaczącej dla niejednego prezesa... jego matki,
tak, matka to osoba, która jeśli odpowiednio wychowa swoje dziecko może liczyć na szacunek ze strony dzieci obojętnie czy małych, czy tych w kwiecie wieku czy zbliżających się do kryzysu wieków średnich;)
praca... kojarzyła mi się do tej pory z czymś co ma widoczny efekt działania, co jest fragmentem mikroskopijnym komórki, molocha organizmu, jakim jest nasza polska gospodarka :)
zagmatwana zbiurokratyzowana, śmieszna gospodarka, gdzie liczą się układy jak chce się gdzieś dojść, a jak nie układy to spryt i bezwzględność działania,
jak komuś to nie odpowiada wówczas pozostaje egzystencja średnia
średnie mieszkanie, średni samochód, średnie rozrywki,
średni smak,
nie będę się plątać w tym wszystkim co na sekundę napływa mi do głowy
kończę.
Dzidzi na imię będzie miało albo Łucja Magdalena - dlatego dwa imiona bo był wyraźny sprzeciw rodziny co do imienia Łucja więc uspokoiłam Magdaleną (Madzią, Magdą, Madziunią, Niunią) albo Konrad (Konio;), Końcio, Kotek, Słoneczko)