piątek, 30 maja 2008

na nartach w błocie z mistrzem...

coś się śni, a potem tak trudno wrócić do świata pełnej pralki, wrzeszczących dzieci za oknem i znudzonych życiem sąsiadów, tak trudno uwierzyć że tamto nie było prawdą,
wstać z łóżka dla pewności chlusnąć w twarz zimną wodą,
zacząć cały rytuał od nowa, chcę coś zmienić, wspiąć się na Śnieżkę, zjechać po kolorowej, pójść na wyścigi żużelka, a pozostanę w tym miejscu, ze stałym rozkładem dnia,ograniczonym tańszą taryfą za światło od 13 do 15.00.
i jeszcze dopada mnie strach że to już za moment może dziś może jutro może za 3 tygodnie, a co najgorsze że te 3 tygodnie to pewniak, bo jak nie to cesarka lub kroplówka jedna za druga na wywołanie, wczoraj kurier przyniósł wózek,
jaki śmieszny by to facet, niski, wzrostu pudełka, może 19 lat chudy jak patyk i niósł to wielkie pudło ważące 30 kg ...może pomóc zaproponowałam,
uśmiechnął się,
za bardzo nic nie mogę robić, nie mogę chodzić biegać tańczyć, kłócić się z obłąkana laborantką, nie wiem ile mojej racji, wyniki miały być w kierunku cholestazy, aspaty alaty i biliburina, a ona na druczku wpisała cholinesteraza, tak owszem enzym, ale za co odpowiada, za coś tam z neuronami, zadzwoniłam do laboratorium, uspokoili mnie trochę że to to samo jak to samo jak co innego w necie czytam, mniejsza o to najwyżej powtórzę badania, a proza dzisiejszego dnia... na obiad skrzydełka, przez noc wymoczyły się w zalewie, i to tyle dygresji
wracam do mojej nostalgii dnia dzisiejszego
czym jestem ograniczona - świadomością
bo przecież ile jest ciężarnych aktywnych do samego porodu?
a ja nic nie robię, straszne,
ale jest jeszcze jedna sprawa, moje uwstecznienie się kreatywności odwagi i wyobraźni, tak i to jest poważny problem do którego ciężko mi było się przyznać, ale uświadomiłam go sobie próbując stworzyć na ścianie jakiś fajny fresk dla mojej dzidzi nad łóżeczkiem, tak źle ze mną, źle, w kiczu i schematach zamykam mój świat,
no i ostatni czynnik, to oczywiście pieniądze, brak ich na trwonienie na nieobliczalne pomysły szalone , przywry wieku młodzieńczego, a może raczej ludzi pomysłowych,
muszę obudzić się z marazmu co potrzebuję do tego?
bodźca, kopniaka, co mnie motywowało..łzy, nie szczęścia, lecz goryczy, teraz ich nie mam, a może muszę przewartościować świat?
a może zmusić męża do kreatywności? i do tego by miał więcej wymagań... o nie wina jest tylko we mnie, przecież ja od zawsze kreowałam... a teraz to po prostu się skończyło.

Brak komentarzy: