wtorek, 11 grudnia 2007

Brak tytułu

przyjaciółko moja,
tyś
nigdy tego byś nie zrobiła, tyś świadoma mnie całej, tyś..
nie potrafisz mnie zakuć w dyby,
ty poza tradycją, brodząc w niej po kostki kiedy pada,
przyjaciółko,
tyś tak piękna i czysta,
tyś serca mego zwierciadłem,
jakie to oczywiste
jakie, ale już za późno, już nie wróci co mogło nadejść,
nie powróci,
jaki mam żal do ciebie, jaki straszny żal,
że nie szukałaś,
że czekałaś tylko tkwiąc we własnym życiu,
przyjaciółko,
wiesz czym me dyby...tym że słaba płeć, tym,że raz pokazałam bezradność, a reszta to obraz tym stworzony w oczach tych co wydawali się bliscy,
wiesz jaka mnie przyszłość czeka..bez ciebie,
sama,
zakręciłam się trzy razy wokół własnej osi, pomyślałam jakże puste jest moje życie, nie mam gdzie uciec jak BOLI,
jak sączy się po łokciach krew z lewego boku, a zatamować by pomogły okłady z życzliwych słów z tego odbicia ...ust płynących,
by pomogło, ale nie pomoże czarna przyszłość,
moja.... bo dziecko....jak ja je kocham ponad życie, ale co to ta strata, kocham je ponad życie, kocham je ponad życie kocham moje dziecko, ponad życie, głaszcze je każdego dnia kiedy tylko sam na sam z nim zostaję, uspokajam, bo nerwowe, bo ...och niech nie będzie jak ja, niech nie będzie!
postulat do boga:boże niech będzie silne, niech walczy o swoją prawdę, o tą jedyną prawdę bo jego , bo jego to życie, tylko jego, niech kocha siebie, tak jak ja siebie samej nienawidzę.
.....tak jestem identyczna jak matka, identyczna w krzcie śliny, z tą różnicą, że fizycznie co skutkuje psychiki zadrą oddała się dla dzieci, a ja od psychiki w fizyczność się zatracę, przyjmując rolę matki, rolę żony (jeszcze do tego wrócę) dla dziecka, dla mojego dziecka, i nie pozwolę by cierpiało, bo nie ma już odwrotu, nie ma, przyjaciółko moja,
płacze, wiesz czemu, bo cię nie ma, bo nie istniejesz,
bo łzy wycieram w ekran, zlizuje kurz na pocieszenie,
jak strasznie jak okrutnie krążą słowa w mojej głowie, krążą,
nie wolno mi nic, zaczęło się od marzeń, cóż z tego, że moja głowa aż kipi, co z tego jak za słaba by walczyć, walczyć o prawo moje prawo do życia, do życia takie jak ten świat, ale utopiony w baśniach,
gwałcą przyjaciółko droga!!!
tłamszą moją niewinność!!!!!
pozbawiają kreatywności.....
kradną wiarę w siebie,
pytasz kto to robi....tak,
powiem ci......ograniczony umysł, umysł zaklęty w cztery ściany, bezbarwny, taki algorytmiczny o1o1o1o1o11o11........
nie da się mnie zamknąć w klatce, nie da się mnie stłamsić, bo wówczas, gdy próbują umieram, kawałek po kawałku umieram bez możliwości obrony,
dlatego
rezygnuję ze złych ludzi,
dygresja: wierzyłam w to ze wszyscy są z natury święci, a teraz wierzę tylko w to, że ci co mnie krzywdzą są wrogiem, zmuszam się do obojętności, zmuszam z tak wielkim wysiłkiem,że ta obojętność będzie tak potężna, że sił niszczycielskich nabierze, które nie uderzą we mnie, ale we wszystkich do koła,
zadając tylko ból,
skąd wiem?
bo już to przechodziłam, ale to mnie niszczyła owa obojętność od kogoś kogo kochałam,
rola zony zapowiada się skowronkowo,
- weź nie chce mi się rozmawiać weź idź do kuchni lepiej, tam twoje miejsce, jesteś wariatka, bo nie normalny jest człon p-s nazwiska, bo to chore, bo to chore że sukienka ma być inna jak biel, bo cała jesteś chora zatopiona w swoich chorych fantazjach, co ty chcesz tynki robić,żałosne i co jeszcze może kowalem zostać, cała jesteś żałosna,
śmieszna w swym entuzjazmie, zdepcze go, przyduszę, zaczadzę, bo co ludzie pomyślą, bo co ludzie pomyślą, bo to się nie mieści w konwencji, to potępiają obyczaje, chora jesteś więc się lecz kochanie...
wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!KRZYCZEĆ CHCĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! KRZYCZEĆ CHCĘ JAK TY SIĘ MYLISZ HIPOKRYTO, TO W TWOJEJ GŁOWIE OGRANICZONEJ SIĘ NIE MIEŚCI, W TWOJEJ MAŁEJ GŁÓWCE, ŻE GRANICE MOŻNA POKONYWAĆ, ŻE MARZENIA USKRZYDLAJĄ TO W TWOJEJ GŁÓWCE HIPOKRYTO NORMALNYM JEST TO CO TY DOŚWIADCZYŁEŚ, A POWIEM CI ZE WIĘCEJ WIDZIAŁAM DLATEGO WIDZĘ JAK BARDZO OGRANICZONY JESTEŚ, JAK ZAMKNIĘTY W SCHEMATACH I STARASZ SIĘ MNIE W NICH ZAMKNĄĆ I WIESZ CO
UDAJE CI SIĘ, UDAJE Z PREMEDYTACJĄ CI SIĘ PODDAJĘ
BO NIE UMIEM WALCZYĆ, BO KIEDYŚ MARZYŁAM I SIĘ NIE UDAŁO DLATEGO WIEM CZYM DYSTANS TY DUSISZ MARZENIA W ZARODKU ZANIM DOSTANĄ SKRZYDEŁ, ZANIM WZLECĄ PONAD TAKICH JAK TY TAK PŁYTKICH,
BOLI.....?
TO WIEDZ ŻE CHCĘ ŻEBY BOLAŁO, ŻEBY BOLAŁO JAK MNIE, ŻEBYŚ ZROZUMIAŁ,
ALE TY, TY NIE UMIESZ!
normalny dla ciebie jest twój świat.

niedziela, 9 grudnia 2007

Biznes przez małe b

Moja prywatna firma, póki co o małym zakresie,
tak na własne potrzeby,
sprawdzam rynek,
jak wyjdzie, postaram się o wpis do ewidencji,
Pinkart.pl
bym mogła wystawiać rachunek;)
Zapraszam jak ktoś chce zobaczyć:) tam na
Pinkart.pl
są lub będą niedługo:

Księgi okolicznościowe na urodziny, śluby, chrzest, itd.
Zaproszenia ślubne, urodzinowe, na komunię, na chrzest,
Kartki okolicznościowe,
Zawieszki na alkohol,
imienniki dla gości,
kotyliony,
podziękowania dla rodziców,
księga wpisów dla gości.

Ps. klienci często proszą mnie bym dała im wzory tego co robię,
ale niestety nie potrafię robić na masową skale tak samo,
każda księga, każda kartka wiąże się z innym ładunkiem emocjonalnych, inne dodatki dobieram do kompozycji,
tak więc nie mam wzorów, mam tylko przykłady tego co zrobiłam,
nie powtarzam wzorów
to co łączy te księgi, to skórka, czcionka, no i róże:)
Skąd ten "ładunek emocji"?......z rozmowy z klientem który zaraża entuzjazmem oraz okolicznością na jaka ma być księga, bo emocje mi bliskich chwil trwają gdzieś w podświadomości.

czwartek, 6 grudnia 2007

co to jest strata?

Jak byłam mała, jak była duża, zawsze dostawała prezent na mikołaja, zawsze, jako dziecko pod poduszką, mikołaj to było poszukiwanie wraz z siostrą w konspiracji po całym domu ukrytych prezentów, podjadanie mandarynek, które w reklamówce czekały na rozdzielenie do każdej z paczek, pisał listy do mikołaja, rysowałam co chcę, chciałam mieć szafkę i komplecik mebli, chciałam lalki, bo szyłam im ubrania i obcinałam włosy, chciałam mieć zestawy do rysowania i malowania, dostawałam grające żabki, pamiętam jak dziś wtedy ostatni raz przyszedł do mnie mikołaj, jak spałam , po ciężki poszukiwaniach poddałyśmy się z siostrą poszłyśmy spać, a rano już na nas czekało, byłam w niebo wzięta nie z żabek ale z mikołaja że taki spryciarz,
potem gdy był kryzys w rodzinie, to właśnie święta budowały więź, to one jeszcze trzymały nas przy życiu dawały swoistą nadzieję, że rodzicom zależy jeszcze na dzieciach, nie było ani grosza a mikołaj i tak wyskrobał na piernik wielki , niezjadliwy piernik ale jaki piękny, jak wiele on dla mnie znaczył, mikołaj był dla mnie znakiem że rodzice w tym ogniu swoich sączących się jak ropa spraw nie zapomnieli, ojciec zapominał, ale mama pamiętała, ona pielęgnowała tradycję, prezent nie był czymś, nie był materialny dla mnie był on ofiarowaniem serca, wiedziała że mimo tego jak bardzo cierpi moja mama,że myśli o nas,że kocha,
co mnie wkurwiło...... dziś co mnie wkurwiło
pierwszy raz w życiu pierwszy pieprzony raz w życiu nic nie dostała, nie dostała od osoby z którą jestem od osoby z którą będę mieć dziecko pieprzonego mikołajka za 50 groszy, pierwszy raz w życiu poczułam się sama,
nie zadał sobie trudu nawet by dać mi mikołajkowego buziaka, jak wiele by on dla mnie znaczył, poczułam się upokorzona!!!!!
nie tyle upokorzona co samotna, sama, SAMA!
co dla kobiety znaczy brak gestu? obojętność....a to jest najgorsza rzecz jaka może ja spotkać, nie zdrada, bo zdrada niszczy szybko, obojętność zabija powoli, wbija się głęboko, ale cicho, boli jak rak który latam zżera wnętrzności,
poczułam się powietrzem,
..................tak dzień minął jak każdy, jak każdy,
film znajomi, miał być teatr,
odwołali, na darmo trasa, na darmo benzyna, nie asertywna nie odezwałam się o zapłatę,zjeżdżałam z trasy, i jakiś samochód sie pospieszył na światłach,dostałam zrypkę choć dobrze jechałam,........ upokorzona przed znajomymi,
potem kolejny zakręt dwupasmówka, w lusterku nic więc jechałam, puknął mnie samochód, jechał z taka prędkością, że nawet się nie zatrzymał po tym jak rozwalił mi kierunkowskaz, wiedział,że mandat dostał by on, za prędkość, wiec pojechał, a ja dostałam oczywiście już nie zrypkę, ale opieprz, tak, przed znajomymi, .........zamiast pierwsze słowa kochanie nic ci nie jest nie denerwuj się,jak dziecko, to usłyszałam jak ty jeździsz co się z tobą dzieje, kurwowanie, i po ochłonięcia, dobra nic się nie stało,
.................teraz pada deszcz na ten rozwalony zderzak przedni i szkiełko na migaczu, ja czuję się winna choć nie powinnam,
tak potwierdza się, co z tego,ze jest, co z tego,że spełnia zachcianki, nie jestem krową, by do życia potrzebna mi była trawa, ja potrzebuje miłości:( ja do życia potrzebuje miłości i dowodów, on nie widzi jak się staram każdego dnia, każdego by nie zwariować, by żyć, dla kogo ja żyję dla niego i dla dzidzi i tu tkwi mój błąd powinnam stać się pieprzoną egoistką zapomnieć o tym wszystkim tu, tak rozważę opcję przerwy, na poważnie rozważę, tylko czy jak ucieknę do mamy to da coś dobrego czy powinnam uciekać? to tez podróż aż 11 godzin to nie dobrze dla dzidzi, grozi zakrzepicą, nie dobrze dla związku, może sie rozpaść, ale to co jest teraz do czego to prowadzi?

nie patrze na niebo,
patrzyłam,
śniłam,
ale nie wiem czemu wciąż mnie dręczy to, że znów tak mogę, chyba zamknęłam się w skorupie, do której zamka i ja nie mam klucza, w skorupie która każe mi dorosnąć, bo dorosłość, to cieszenie się rzeczami tymi na ziemi, to cieszenie się że ciasto wyszło,że mąż wraca z pracy za 15 minut i ze będzie miał pyszny obiad , bo dorosłość, to mała chwila przyjemności z filmu w tv o 22. i wyczekiwanie na niego, jezu... co się ze mną dzieje,
to depresja?
nie wiem co to mam chandrę, coraz częściej dopadają mnie bóle brzucha, płaczę przy głupim serialu, na który kiedyś było mi szkoda życia, dlaczego wierzyłam w to że mogę zdobyć świat????
jak ja to robiłam???
a co lepsze ten świat stał u moich stóp, głaskał mnie po nich i dawał mi to co najgorsze... wiarę
wiarę we własną siłę

dlaczego
czemu się tak bardzo zmieniła...
wydaje mi się że dlatego iż wkroczyłam na kolejny stopień w piramidzie życia,
stałam się nudna,
zazdrosna,
ponura,
gdzie ten mój żar, gdzie mój ogień
wróć proszę
widzę gwiazdy, widzę, czuję zapach przesiąkam nim, ten zapach ciepłej zimy, może nawet wiosny
ale nie chłonę, odbija się wszystko ode mnie jak od szkła, jak od marmuru,
zastygam,
wiszę w powietrzu w przestrzeni,
zbyt dużo się zebrało na ten mój stan, i nie mogę się z tego wygrzebać, ale wiem że muszę dla dzidzi dla mojej kochanej dzidzi, oddałabym dla niej, dla niego...życie.
jest tym co motywuje mnie by żyć,
co motywuje bo pozwala mi myśleć że to ma sens, jakiś tam sens, który powoli gdzieś tam głęboko się wypalał.
Jakże mi zazdrościła moja siostra,
mówiła... Twoje marzenia się spełniają!!!!
Jakiemu człowiekowi na ziemi to się udaje?
jakiemu?
to jest największe bogactwo, spełnione marzenia,
wiem że została z niczym,
tak przyjęli mnie do szkoły, jeździłam
architekt wnętrz,
ale dalej
ja bez pracy, przed przeprowadzką,
bez grosza przy duszy na łasce Andrzeja, jak siebie nienawidziłam za każdy grosz od niego, ale tłumaczyłam sobie że spłacę ,że oddam co do grosza,
dowoził mnie do jeleniej góry skąd miała autobus o 21 jechałam i dopiero o 4 rano docierałam na dworzec pks, potem marszem na pkp , by tkwić w zawieszeniu do 7, 730 autobus do szkoły, tak, jebane Katowice, nie na hoteli nie ma żadnego miejsca gdzie mogłabym o tej porze z torbami przekimać jak to się mówi,
a szkoła wymarzona, zwłaszcza kochałabym niedziele, kochałabym gdyby nie mały fakt, że ostatni autobus mam o 15.05 a kolejny dopiero o 23.więc godzinę przed 15 trzeba się zrywać z zajęć. A nocleg, jeżeli nie rezerwowałam tych 2 tygodni wcześniej były problemy,
czekałam na stypendium, które miało mnie uratować,
zwłaszcza że zaszłam w ciążę więc do pracy też nikt mnie nie przyjmie,
a jeszcze czekałam do przeprowadzki, by móc się zarejestrować w innej miejscowości w pupie,
...
co się stało z moim życiem????
miał być ślub, tak jak wrócę z Anglii miał być ślub, po powrocie go przełożyliśmy, aż sie przeprowadzimy, i na ciepły miesiąc, bo ja zawsze marzyłam o ciepłym miesiącu,
...................zaszłam w ciążę.... mdłości od rana do wieczora, popołudniowa gorączka 38, 37 stopni, dzień w dzień, zachcianki i znów mdłości,
.............w szkole powiedzieli mi że nic nie poradzą, że szkoda że to nie na 2 roku, bo by wtedy można starać się o indywidualny tok nauczania,
jakie to podłe, termin porodu mam na koniec czerwca, lipiec,
wtedy gdy jest plener,
gdy praktyka, gdy egzaminy,
oni niestety tego nie uznają, musiałabym nieć zwyczajnie sesje poprawkowe, albo liczyć na dobrą wolę wykładowców,
dojazdy, tkwienie na tym dworcu zimą, gdzie się leją, gdzie w sobotę nad ranem mam deptakiem się szwędać, o nie tego już było za dużo
tak brak mi będzie tej szkoły nawet tej geometrii wykreślnej, bo ja bystra dziewczynka jestem,
barak słuchania o subiektywnych granicach przestrzeni, o pojmowaniu świata, o roli architekta, o tym jak budowanie gra dyktuje warunki, jak jest muzyką malarstwem, jak jest duszą ówczesnego świata
jakże mi będzie brak, nawet tej nadętej babki od kompozycji, nadętej i baloniastej,
"możecie zadawać pytania, bo nawet te najgłupsze dla was mogą wydawać się ważne"- uraczyła nas takim tekstem na pierwszym spotkaniu,
jakże będzie mi brakowało tego poczucia samorealizowania się , oj będzie, czułam wtedy, że coś znaczę,
wreszcie dotykałam chmur, dotykałam smakowałam pieściła chmury,
teraz twardo muszę chodzić po ziemi,
czemu życie nie jest takie proste, czemu
marzyła od dziecka nawet nieświadomie, aranżowałam, projektowała, przerabiałam dom, olbrzymi poniemiecki dom, jako dziecko robiła ko 10 kroków więcej niż moi rówieśnicy, tworzyłam gniazda do jedzenia, tworzenia zabawy, muzyki, cała przestrzeń się poddawała grzecznie, lubiła owa przestrzeń gdy się nią bawię,
modeluję, koniec sentymentów
........................stypendium, ostatnia deska ratunku, ale nie na zostanie, lecz na godne życie póki, co, życie nie na łasce, byk jestem, byk nie zadowala się standardem, byk pławi się w dobrach społecznych, pławi, tak jest estetą, przygnębia go nieład, przygnębia, brzydota, w jego subiektywnym znaczeniu, dla mnie pięknem jest wszystko co ma duszę i sentymenty ktoś do tego żywi, ja do tego żywię..................
więc stypendium... dostała 80 zł, przy dochodzie na osobę 220 zł na miesiąc
a te 80 zł to akurat bilet do szkoły i z powrotem, a materiały????
a czesne za przyszły semestr,
taki był plan że owe czesne pójdzie właśnie na to, potem jak nie pozwolili mi na indywidualny tok podjęłam decyzję, nie miałam zamiaru decydować, a te pieniądze miały iść na życie,
..................co się zmieniło......
przy ciąży nie chciałam by dziecko myślało,ze ślub wzięłam tylko ze względu na to ze zaszłam w ciążę, a i tak miał być na wakacjach, nie awantura, próby samobójcze, ucieczka z domu......kogo? nie, nie moje, teściowej, powiedziała,ze bez ślubu to nie będzie jej wnuk,że to będzie bękart, potem jeszcze szantażowała kredytem, nie wybaczę jej tego nigdy, tego jej podłego charakteru, tego ze mnie obrażała, że obrażała moje dziecko!!!!!!
i obrażała poniekąd własnego syna,
ale to jest jego sprawa, ponieważ to w nim płynie krew tej kobiety, to jego matka a matkę kocha się bezgranicznie, dała życie, dała i budowała od najmłodszych lat, i za to powinno się być jej wdzięcznym,
dlatego nie mam prawa wtrącać się do spraw miedzy matkom a synem, nie pozwolę tknąć jednak mojego skarbu, nie dam tknąć mnie,
...........................tak kolejna sprawa po teściowej, ta świerza,
dziś odwiedziłam koleżankę , robi paznokcie w akrylu, tzn się uczy, a jej szefowa powiedziała, nie że jestem miła, nie że fajna, ale....że jestem bardzo ładna, kobieta kobiecie, powiedział komplement, nie w twarz nie by uzyskać jakiś cel, ale tak z siebie tak sama ..miło kiedy piękna kobieta mówi coś takiego, można wówczas uwierzyć
więc o co mi chodzi................o niego, już nie patrzy na mnie jak kiedyś na początku, oj głupia się łudzę, że będzie, choć się staram, choć tuż przed jego przyjściem 5 razy poprawiam makijaż, czeszę włosy, dla niego, on spojrzy tylko jakoś dziwnie, jakbym się przebrała w coś, jak na dziwactwo, patrzy z taką kpiną, nie pamiętam kiedy szczerze tak z przekonaniem mi powiedział, że jestem piękna, że widzi we mnie kobietę, co z tego że codziennie się kochamy, że dochodzi, z każdą by doszedł,
czuję że mu się nudzę, że już nie świecę tym blaskiem co kiedyś, i czuję że z każdym dniem jestem coraz bardziej bezradna, staram się, a efektów nie widać, a nie widać, ale przeciwne,
...............tak więc nie czuję się już kobieca
.........nie mam stypendium
...........nie realizuję się
............straciłam mój piękny ślub w lipcu lub w maju
..............szkołę, plany, przyszłe życie, pewność siebie - tak to najbardziej pewność siebie!
...........nie spełniam marzeń
...........będę brzydka i gruba... brzuch rośnie
...........mu coraz przyjemniej pije się kawę w towarzystwie nowej sekretarki drzwi przy drzwiach z jego gabinetem, mu jakże więcej przyjemności sprawia gra w wiedźmina niż rozmowa ze mną, niż wspieranie,
mu jakże lepiej ale też rozumiem że trudno znosić moje zachcianki, cóż ja mam tylko zachcianki, ja siedzę w domu, zamiast zarabiać, ja nie znam życia, jakże mam być atrakcyjna, jak moim światem zaczyna stawać się pieprzona kuchnia gotowanie allegro....
boję się sama wychodzić na dwór, boję się, patrze na ludzi i wydaje mi się że mnie oceniają, skąd te moje lęki, ten mój paraliż, chodzę jak lalka wypacykowane, uśmiecham się,ale nikt nie wie nikt z tych ludzi, jak ja bardzo cierpię, jak ja bardzo krzyczę w środku, nikt nie wie, a po co komu by to wiedzieć, ile osób mijam takich jak ja, ile kobiet tak samo zahukanych, których piękno zgasło....
nie mogę na to pozwolić nie mogę muszę walczyć, muszę walczyć o ten zapach trawy o blask gwiazd, o marzenia!!!!!!!!
przetrwam to
odżyję, tak mogę z tym skończyć
- powiedziała narkomanka.

poniedziałek, 3 grudnia 2007

zachcianki;)

zaczęło się od grzybków, teraz wcinam jak popadnie jak nie miałam nigdy ochoty na słodycze, a tym bardziej na pączki to teraz oj... skończę z 20 kg, zamiast standardowymi 12 na bioderkach,
oh dzidzi dużo mnie kosztujesz, a tatusia nerwów;) oj tam nerwów, podziwiam wyrozumiałość tatusia, bez słowa leci do sklepu, do cukierni, z uśmiechem wręcza tłuściutkie cacuszko z budyniem w środku,
a jest jedna rzecz o której marzę nawet przez sen,
waniliowe lody z wiśniami i niespodzianką ,
najlepszy przepis na świecie, a ten smak, nie ma nic na tej ziemi co wszystkie inne zachcianki potrafi przytłumić, eh, właśnie mój mężczyzna zrobił mi takowy idę na pychotkowy deserek,
jakby ktoś chciał to tu link
www.przepisik.pl/2007/11/puchar-lodowy-z-wisniami.html

piątek, 30 listopada 2007

a to miał być ostatni raz

nienawidzę zapachu trawionego alkoholu,
obrzydzają mnie reakcje tego co pije, sponiewierany jak szmata,
wypiera się na trzeźwo bezczelnie każdego ruchu każdego gestu
szarpie nerwy, upokarza siebie i tego co z nim,
by rano jeszcze w twarz z pyskiem skoczyć,
eh
nienawidzę
ojciec chlał i co tu kryć, dalej to robi, trzymam go na dystans, raz tylko widziałam przemoc z jego strony, jak mam wyszła z domu, by pijaka do domu zaprowadzić bo on użalał się nad sobą, na deszczu ze śniegiem tarzając się w błocie, zabawnie jak bardzo znieczulił mnie na jakiekolwiek sytuacje tego typu, nie bierze mnie czyjś płacz, nie porusza, łkanie, mówię wtedy weź się człowieku za siebie,
tak oduczyłam się współczuć i brać do siebie bo...pewnie by mnie nie było, ale jaka szkoła z tego był?... czy przyniosła efekt?... by na błędach się uczyć...
czy jestem taką silną osobą co poradzi sobie ze wszystkim...
przeciwnie nauczyłam się uciekać od rzeczywistości tak jak on to robiła, nauczyłam się użalać nad sobą, nauczyłam się współczuć tylko jednemu gatunkowi ludzi, takiemu co to bezradny w rzeczy samej wobec tego drugiego co tylko nad sobą się użala,tak tylko i wyłącznie silnym, ofiarom współczuję,
i jestem przy nich sercem
wracając do alkoholu...
nienawidzę tego co robi z człowiekiem, nawet największa miłość zasypia na moment, idzie do szafy by poczekać do pory obiadowej
sama piłam, teraz mam w brzuszku dzidzi, i nie będę tego robić, ale co widzę że dobrze mi bez alkoholu, dobrze, wspaniale,
piłam bo bałam się konwersacji, bałam się rozmawiać, a po kielichu język się rozwiązywał...eh jakie to złudne,..nie prawda, wcale tak nie jest ile czasu sobie to wmawiałam to tak było. jakże teraz łatwiej
nie wiem co mnie czeka
ile kryzysów i ile zwrotów w moim życiu, ale cóż na dzień dzisiejszy,
rzygam smrodem z twojej buzi..

Teściowa pokazała swoje stereotypowe oblicze...

to świetlana przyszłość przede mną
teściowa wyklęła mnie i powiedziała, że dziecko nie jest jej syna a to dlatego, że się jej sprzeciwiłam
potem oczywiście chciała mnie przeprosić, wysłała 2 smsy, gdzie pisała jak to bardzo mnie kocha, że sie martwi, że powiedziała tak, bo była zła na syna,
cisza z mojej strony, to w akcie zemsty dodatkowo za parę chwil litania do syna , oczywiście też w smsach żeby mnie zostawił że niby od razu na mnie się poznała, że mnie nienawidzi, żebym wracała na swoją wieże a jej synek znajdzie kogoś na kogo zasługuje, a bachora nie musi bawić bo i tak nie jest jego,
od czego się zaczęło, od tego by,że nie chcieliśmy od razu brać ślubu, a jeszcze że nie miał to być kościelny to już całkiem, to przecież musi znaczyć tylko jedno, że dziecko nie jest od syneczka
a na ten ślub wzięła kredyt, już teraz szybko, choć stanowczo żądaliśmy,że nie chcemy tych pieniędzy, że ślub będzie skromny i na Wielkanoc, to ona o krok dalej poszła
zaszantażowała, że ma być u niej w domu na wigilię, że zaprosi się gości już teraz i bez gadania
mowy nie ma!!! pomyślałam,
przecież nikt nigdy mi nie mówił co mam robić, nigdy, a teraz z podziemi swoją prawdziwą twarz pokazała, jakże miła do tej pory teściowa,
można wszystko wybaczyć, poza... tym że nazwano cię szmatą, może i nie wprost, ale zawsze,
można wybaczyć naprawdę dużo, ale nie takie coś, nie wybaczę tym bardziej że z dnia na dzień utwierdzałam się w tym ,że więcej nie chcę mieć nic do czynienia z kimś tak dwulicowym, i dzięki bogu że nie spotkała mnie takowa kara że z jakichś przyczyn musiałabym mieszkać z teściami,
dzięki ci Boże,
a dzieci moje dziadków będą oglądać tylko i wyłącznie z tatusiem.
Syn przyzwyczajony do tego typu zachowań powiedział mi żebym wybaczyła, z rozczarowaniem pyta... czy tak będzie zawsze że nie będę jej odwiedzać przecież ona tak skruchę okazuje, ona tak prosie żebyśmy się pogodziły, i co niby
co ty sobie wyobrażasz, ze teraz pójdę tam, ubiorę się w uśmiech pod samymi drzwiami i powiem
dzień dobry już wszystko jest dobrze:)...
nigdy!!! a nie piszę tego pod wpływem emocji
piszę teraz kiedy ta sprawa nabrała już z lekka mocy urzędowej.
Chcę tylko krzyknąć: Nigdy tam moja noga nie postanie!!! Nigdy i choćby kalała się na podłodze uznam ,że to żałosne i wyjdę, a czemu? Bo wiem że za chwilę po cichu i tak wyzwie mnie i zrobi to z uśmiechem na twarzy a ja aż tak fałszywa nie potrafię być!!!
Jaka babcia wypiera się wnuka?....jaka nie mogę w to uwierzyć do tej pory, ale też wiem, że wstąpiła we mnie tajemnicza siła siła która podpowiada,że muszę zrobić wszystko,aby nikt nie skrzywdził mojego dzidzi!!!
nikt...to jest właśnie to o czym rozpisują się psychologowie od rozwojówki:)
teraz wiem jakie to uczucie,
bo wcześniej pewnie, płakałabym po nocach i mówiłabym sobie dlaczego ona to zrobiła, teraz opierzyłam się w siłę.. strzeżcie się źli ludzie:)
bo ja i tak będę chodzić z wysoko podniesioną głową pod chmury, a czemu... do dałam życie:)

poniedziałek, 5 listopada 2007

mów mi mamo

ja tak o depresji ostatnio a tu czas kwitnąć,
zaczęło się od porannych mdłości i chętki na grzybki w occie teściowej,
migdałki do wycięcia, powiedział pan doktor, ale w swej łaskawości na próbę przepisał antybiotyk, którego efektem miały być nudności biegunka i takie tam,
wszystko było jasne
...do momentu gdy tabletki się skończyły, a nudności nie ustawały
i co teraz?
po test ciążowy..
wypadł pozytywnie
hym,
lekarz również potwierdził, wiec siedzi we mnie robaczek, malutkie ciało obce,
je to co ja i to co ja pije, ma 0,15mm i z każdym dniem rośnie, aż zacznę wyglądać jak piłka, pojawią się rozstępy,nogi mi opuchną,
będę jeszcze bardziej marudna niż byłam do tej pory,
eh, jak wiele osób ty uszczęśliwiłam...
jak to, tak bez ślubu???
tak na kocią łapę...
tak nie wypada, tak nie pasuje, biedne dziecko:)
a ja .. a ja marzę o białej sukience, weselu nie dużym, ale zawsze jakimś:)
o torcie i piosence dla mamy, że cudowną mamusie mam..
o "tak" przed ołtarzem,
i wiem, że bardziej pro forma niż przed Bogiem,ale cóż jestem tylko zwykłym szarym człowiekiem który raz w życiu chce poczuć się wyjątkowy,
nie zrezygnuje z tego dlatego,że inni tak chcą
:)

niedziela, 21 października 2007

Portret własny

Depresja, takie słowo,
z lekka obrzydło wszystkim,
nawet Tobie
kto dziś lubi czytać o czyichś problemach?
nie, ja nie mam zamiaru mówić o moich problemach,...bezpośrednio?
mam we krwi, hym
nazwę to "depresyjność",
jak wracam do swoich blogów wstydzę się tego co pisałam,
tego, że nie potrafię panować nad emocjami,
mamo
tato
mamo mój skarbie największy
tato mój ty wyrzucie sumienia
być zlepkiem tego co jest najlepsze
tego co najgorsze w was,
wypośrodkować się nie da....
depresja
Ty nią przesiąknięta, nienawiścią do własnej osoby, obrzydzeniem do siebie samej, takiej pięknej, tak czystej,
Ty przybrałeś ją jako sposób na życie, Ty nie potrafisz inaczej, Ty nie chcesz, choć potrzebujesz, choć błagasz o ratunek,
Ciebie nauczyłam się kochać
Ciebie nienawidzić
Ciebie rozgrzeszać
Tobą pogardzać
i wkracza on
ten co nauczył mnie środka,
środka się bałam,
jałowy był dla mnie, obrzydliwy nic nie wart, gdy go dostrzegłam, porzuciłam i po czasie wróciłam na kolanach, bo cóż odkryłam?
spokój ducha, normę w której miejsca sobie znaleźć nie mogłam,
czy to dobrze ?...na jak długo ?...czas pokaże ?...,
póki co trwam
nie, nie trwam,
utulam się, upajam,
a w głowie walczy
to co mnie stworzyło...
nie przepraszam,
dzięki Ci stwórco za te urozmaicenia :*

poniedziałek, 1 października 2007

praca w Telford cz.II

Nacjonalizm........
jest,
oczywiście, że jest
tak ze strony Anglików... co jest uznawane za niepoprawne politycznie
i jest ze strony Polaków... w formie utajonej, jeszcze nieokreślonej
jak on się ujawnia?
hym jeśli chodzi o pierwszy przypadek
więc, wszyscy znamy wiele takowych z prasy, mediów, jeżeli chodzi o przejawy ze strony polskiej wiec
Polak Polakowi skrzydła podcina.......
jak
na moim przykładzie:
pracując w firmie nie mogłam mieć rozpuszczonych włosów, nie mogłam mieć ramion odsłoniętych i te ciągłe telefony z agencji, żeby nie zostawiać śmieci i to co wymieniłam przed momentem,.............zgadzam się jeżeli jest to zasada obowiązująca wszystkich, Angielki z tej samej agencji nie miały telefonów ostrzegawczo rozkazujących, przychodziły pól nagie do pracy a i ostentacyjnie latały w rozpuszczonych włosach pracując na tych samych stanowiskach,
śmieci hym na palarni... to ciekawe, bo żadna z Polek pracujących w tej firmie nie paliła papierosów, a przerwy spędzałyśmy głownie na nasłonecznionym murku,
a skąd się biorą pretensje?
a stąd, że nawet jak wajzerek dzwonił z pretensjami do agencji, gdy pracownik od nich coś nabroił, to pierwsze co się nasuwa na myśl nie tyle Anglikowi na stanowisku managera, co Polakowi na stanowisku managera... To musiał być Polak!!!
a czemu, bo sami o sobie myślimy źle, a jako o narodzie, a i jeszcze sami utwierdzamy, a raczej kreujemy takowy, najgorszy wizerunek w ich oczach.
Polacy nienawidzą Anglików, może nie tyle co nienawidzą co nie potrafią się zasymilować z nimi, z ich kulturą, ale czy to złe???
nie można przyjąć czegoś co nie uznajemy za słuszne, co nie odpowiada naszemu systemowi wartości(ale co z ogólna tolerancją???)
więc co się dzieje dalej
wszystko co nie słuszne... w naszym postrzeganiu - bywa złe!!!
a dalej... postawa wroga, ciągła krytyka, mentalne i rzeczowe ataki,
tak i to jest już nacjonalizm,
jak pierwsza historia wiąże się z drugą?
najgorzej myślą Polacy o.... Polakach, jako o grupie która jest za granicą,
tak wiem prawdą jest, że nie raz sobie na to zasłużyli, ale ilu jest naszych rodaków co zarabia uczciwie, żyje a przynajmniej próbuje żyć w ten sposób, że musi udowadniać swoją wartość, zmagając się z ciągłym "udupianiem" i niekiedy spotykają się z wrogością (na woodsaidzie na murach szkoły niedawno pojawiły się swastyki i napisy że pieprzą Polaków przy nich, powybijane okna, pobicia); a co myśli Polak co sie dorobił, wyższego stanowiska, a tym bardziej zarządzanie kardą pracowniczą??... tak, dokładnie tak samo
a co myśli Polak co pracuje w fabryce???
myśli, że jego prawa są nierespektowanie, nienawidzi Anglików,tęskni za domem za swoją tradycją, obyczajami, marzy tylko o powrocie, ale wie, że nie ma jeszcze do czego, dopada go frustracja, potem depresja
ale są jeszcze tacy co to kochają dom, ale i potrafią pojąc kulturę innych, co są tolerancyjni, znają swoja wartość, i to oni najwięcej zyskają.

czwartek, 27 września 2007

no więc już w domu .........

tamten incydent dawno rzucony w niepamięć :)
stworzenie mojego pokroju gniewa się góra 12 godzin
a co w Polsce słychać...
hym poza tym że od lotniska kierowca cham kazał mi latać do jakiejś budki z biletami, bo mu się nie chciało sprzedać mi biletu, i to nie tylko mi takie problemy stwarzał,
potem w tym że autobusie dosiadła sie do mnie pewna starsza sympatyczna dystyngowana pani, która ni stąd ni z z jakiegoś innego powodu zaczęła mnie wypytywać o u uroki Anglii widząc jeszcze nie odklejona nalepkę na moim bagażu
odpowiadałam zdawkowo, co przypłaciłam wysłuchiwaniem historii na temat tego jak to owa pani za czasów swej młodości musiała w Belgii wygłosić referat w języku rosyjskim, do czego zmusił ją dyrektor, a ona ni w ząb nie umiała tego języka, nie no może w stopniu komunikatywnym jedynie ale nie na takim poziomie by później uczestniczyć w dyskusji, ta zawiła historia brzęczała w moich uszach przez 3 przystanki a urocza starsza pani wysiadła koło sklepu z winami i w to właśnie miejsce się udała...
i jeszcze coś, czego byłam świadkiem,
miałam jeszcze 2godziny na mój autobus z Krakowa do Jeleniej Góry, siedziałam wiec na dworcu pks w przytulnym dość bufecie pod względem wystroju i takich tam, popijałam pycha kawusie, a tu weszło sobie dwóch Anglików i chciało zamówić jedzenie, szczęka opadła mi do samej ziemi, bo bądź co bądź, ale w Krakowie i to na dworcu... żeby nikt nie znał języka, nawet na takim poziomie by się dogadać co do zamówienia, eh ręce opadają, cała załoga owego bufetu z kucharzem włącznie stała jak banda baranów i dogadywała się na migi z zniecierpliwionymi mężczyznami.
po 8 godzinach męczarni w autobusie na miejscu przywitał mnie moje kochanie z bukietem róż... i już poczułam sie najszczęśliwszą osobą na świecie....
a teraz... a teraz czas wziąć sie za swoje obowiązki:
- w weekend nowe studia:)i znów tylko że 6 godz, a nie 8 godzin tłuczenia się do Katowic
(byłam odebrać mój dyplom:) he i wiem jedno że za tymi paniami w sekretariacie łezka mi się z pewnością nie zakręci w oku za te parędziesiąt lat kiedy to będę wspominać każdego po kolei z mojego pierwszego doświadczenia przynależności do grupy studenckiej... a tak byłam odebrać ten dyplom i co zobaczyłam... że mam na nim bardzo dobrą ocenę:) tak racja że za prace miałam 5 ale za jej obronę 4+, a tu jeszcze średnia dochodziła za egzaminy do ostatecznego wyliczenia i byłam pewna że z oceną 4 ukończę tą szkołę:), nawet jak się pomylili, to jakże się cieszę z tego powodu, bo nikt już mi tam nic nie będzie zmieniał:) )
- jeszcze ta przeprowadzka do nowego mieszkania, ale to jak teraźniejsi właściciele znajdą sobie tą swoja wymarzoną kawalerkę na parterze
- no i od następnego tygodnia zamierzam ruszyć w poszukiwaniu pracy, takiej Polskiej, takiej co umożliwi mi jakiekolwiek bytowanie w tej naszej rzeczpospolitej, wykluczam sklepy i hipermarkety, no chyba że na dziale budowlanym:)
może na klęczkach uda mi się na staż gdzieś wbić, do jakiegoś biura projektowego,
jak nie to będę musiała zrobić użytek z dyplomu:) co wcale mi się nie widzi... co oceniasz mnie czytelniku???? że po co mi to było???? po co te lata szkoły, skoro teraz będę robić coś całkowicie innego?
a wiec jaki procent społeczeństwa wykonuje wyuczony zawód???? hym?
a dla mnie była to szkoła bycia dobrym rodzicem dla moich przyszłych dzieci, które uwzględniam gdzieś tam w przyszłościowym planie 10ięcioletnim:)
tak ta szkoła nauczyła mnie jak być asertywnym, jak się komunikować;) hym wszechstronnej wiedzy liznęłam, a jakże użytecznej w tych czasach, czego jeszcze... hym bezwzględnej tolerancji, i wypośrodkowania empatii:)
tak i za to wszystko jestem wdzięczna
a teraz przede mną nowy rozdział życia
życia w którym będę się spełniać w każdym centymetrze mojego, jeszcze słabo ukształtowanego mózgu, życia w którym będę odpowiedzialna za kreowanie tylko mojego świata i nikogo więcej
tak
i to właśnie mi odpowiada,
życia w którym będę mogła sobie pozwolić na bycie dziwakiem i na popełnianie błędów,
życia w którym mogę wybić się na pierwszy plan i gdzie będę miała szansę na awans społeczny.
nie............
to nie jest materializm.............
to jest właśnie ten wyższy poziom bytu
to jest szczęście płynące z samorealizacji:)

piątek, 21 września 2007

jestem śmieciem, takim niepotrzebnym śmieciem

nienawidzę siebie
nienawidzę siebie
nienawidzę siebie
.....umniejszacz spiralny - tak się nazywa osoba która.....hym
przypowieść:
"zawsze marzyłam o takiej sukience. wiem że to marzenie przyziemne wiem że są inne wartości w życiu a mówić głośno o tym że się marzyło o czymś co jest rzeczą, przez ogół uznane jest za feeeeee
ale kiedyś widziałam podobną
i wydawała mi się najpiękniejsza na świecie a kobieta w niej królową świata taka silna taka cudna, tak promieniała blaskiem" - dziewczyna opowiadała o tym swojej bratniej duszy, swojej ostoi wsparciu, swojemu ukochanemu, temu co to na dobre i na złe... W ZDROWIU I W CHOROBIE. Pewnego dnia dziewczyna znalazła takową sukienkę, miała wyśniony materiał, była delikatna w dotyku, dokładnie taka jak te marzenie z dzieciństwa nakreślone w głowie małej naiwnej istoty, co przez skojarzenia uczyła się systematyzować świat, a że miała bardzo niskie poczucie wartości, tak jakoś przywra tej sukienki nie dawała jej spokoju. Sukienka była za grosze, dziewczyna więc ją wzięła bo takowa jej natura że nie dała by za dużo za nią, wolała by dalej o niej marzyc ale że taka okazja się trafiła, to wzięła, wysypała wszystkie drobne, zapłaciła, pobiegła do domu wysprzątała mieszkanie, szybko się wykąpała, delikatnie wyjęła sukienkę, i traktując ją jak relikwię włożyła na siebie, poczuła się najszczęśliwszą osobą na ziemi, właśnie jej małe ale jakże wielkie marzenie się ziściło
- wyglądasz jak idiotka, co ty sobie myślałaś, czy ty w ogóle myślisz, jeśli się komuś w tym pokażesz nie będę się z tobą pokazywał - to usłyszała od owej bratniej duszy - czar prysł
dziewczyna skurczyła się w sobie
więc nigdy nie będę królową świata - pomyślała - nienawidzę siebie nienawidzę siebie tak nienawidzę.

.......... podając ten jakże prosty, jaskrawy, skrajny przykład
chciałam tobie uzmysłowić
albo nie, przeczytaj "kamizelkę", zrozumiesz może wtedy o co mi chodzi, może zrozumiesz, czym jest piękna miłość, taka miłość gdzie jedna osoba ponad siebie kocha tą drugą,
bo ja przecież jestem głupia
bo się nie znam na niczym, bo kim ja jestem żeby mieć własne zdanie, bo psiiiii
przecież jestem skończoną kretynką i na niczym się nie znam, ot taka zwykła baba, a jeszcze na samochodach, gdzie zrobiłam coś źle. gdzie, gdzie chciałam zrobić coś złego, tak bardzo złego że musiałeś wdeptać mnie w błoto,
nie? powiesz że nie?
wiem lepiej jak się teraz czuję.
wiem lepiej co mi zrobiłeś. ja nie chciałam źle, chciałam żebyś mi nie wypominał że wyłudziłam na tobie kupno tego samochodu, a to robisz, bo nie dość że go m u s i a ł e ś wziąć to jeszcze mój brat na moja prośbę próbował zrobić kable, które oczywiście ty mogłeś zrobić, i co zepsuł, zrobił na odwal się taśma izolacyjną, i nie to co trzeba popsuł, też chciałam wtedy dobrze, bo brat robił auta, robił wprawdzie malucha a raczej z dwóch zrobił 1 jeżdżącego. tak to są przykłady co mi wypominasz, więc tak zmusiłam cię do kupienia auta, brat zepsuł a jeszcze żeby to było mało to ten właśnie samochód co miał być ekonomiczny o silniku 1.1 pali tyle co paliła bejka i czyja to wina???? moja bo oczywiście to ja cię namówiłam.
czemu mówię dziecko???
bo dziecko nie jest świadome do końca konsekwencji swoich czynów i mu można wybaczyć,
a ty obwiniasz mnie???? tak ty obwiniasz o wszystko mnie.
zgodziłeś się?
jesteś dorosłym człowiekiem?
jesteś tak samo ubabrany w tym jak ja!!!
w tym samochodzie, jesteś mną a ja tobą jesteśmy my.....
ale ty nie ty dalej z wyrzutami więc postanowiłam naprawić te moje winy te o które mnie bodziesz ta szyba nierozmrożona te 10 l na 100 km
więc napisałam ci o tym chciałam się pochwalić ze znam jakieś rozwiązanie
a ty mnie zamiast pogłaskać po główce
zamiast pochwalić za moją sukienkę.............
ty PO PROSTU MNIE OPLUŁEŚ. tak masz rację na niczym się nie znam.
............o ty podły
bo to podłość.....................
jak można komuś tak podcinać skrzydła????
kiedy człowiek próbuje sobie jakoś radzić w życiu, w tym świecie gdzie liczenie na kogoś innego jest po prostu wyrokiem na własne ja,
w tym świecie gdzie nie ma miejsca dla niezaradnych,
ty mi mówisz że ja nic nie znaczę że nie mogę mówić że nie mogę działać
dlaczego?
powiedz mi dlaczego nie mogę?

....jej może masz rację
......nie, ty masz rację
........ty, kurwa mać masz pierdoloną rację
........nienawidzę siebie
nienawidzę siebie
nienawidzę siebie
nienawidzę siebie
zgadzam się jestem śmieciem, ale ty za to umniejszaczem spiralnym, uczyłam się o tobie na psychologii, wiec mi nie wmówisz apropo tej kwestii że to wymysł mojej pierdolonej wyobraźni:(
jak mam ci wierzyć w miłość, jak możesz mówić że mnie kochasz skoro masz mnie za ostatniego debila, ty szydzisz ze mnie, ty nie masz do mnie szacunku (a braku szacunku nie zniosę, ale jak masz mieć do mnie szacunek skoro z każdym dniem właśnie zaczyna mi go ubywać sama sobie zaczynam wmawiać że masz rację że ty masz rację)?

o nie
będę silna dziewczynka
znam swoją wartość, znam znam znam znam znam znam
znam! znam! znam.......
znam?
?
tak wiem że ten tekst również wydaje ci się bezwartościowy bo i nie jest składnie napisanie i są ortografy, a że jeszcze tu odstęp taki a tam taki i że nie wyjustowane, a i kompletny bałagan tu panuje i burza myśli... tak to cała ja
zrozum to
z całą moją głową z moim sercem z moimi myślami
taką bierzesz mnie w pakiecie
i co teraz mi powiesz?
nie, ty mnie nie kochasz
nie, ty mnie nie potrzebujesz
nie czuję się kochana nie czuję się szanowana
.........co ty też?
ty też,
wybacz ale przecież jestem idiotką więc jestem usprawiedliwiona

poniedziałek, 17 września 2007

praca w Telford cz.I

instrukcja:
w agencji
- mówisz, że jesteś tu na minimum rok nawet jeśli przyjechałeś na miesiąc
- jeśli trafisz na Anie to pamiętaj że jest zakręcona na maksa i sama nie wie jak się nazywa:) choć to prawda miła dziewczyna i jest nadzieja dla przestraszonych Polaków co nie znają języka:)
- w tej właśnie agencji nie podejmuj się pracy w rzeźni (nie wiem dokładnie dlaczego ale znajomi tam pracowali i uciekali gdzie pieprz rośnie, dostała prykaz mówić że dziękuję ale się nie skuszę:))
- jak znajdziesz pracę pamiętaj że zatrudnia cię agencja, że pracę wykonuje się sumiennie, ale nie jesteś wołem roboczym, nawet jeśli twój wajzer w pierwszej godzinie każe ci wyrabiać normę:)
to nie tobie zabiorą premię ale stałym pracownikom;)
oj głupia ja, pot leciał po tyłku a i najlepsi i najstarsi stażem nie mogli mnie dogonić:) he dlatego pierwsza poleciałam jak zamówienia się skończyły:) na 3 dni urlopu:) ale jutro znów wracam:) ostatnie 4 dni:) cieszę się że jeszcze nikt o tym nie wie
- pamiętaj że po 3 tygodniach przysługuje ci jeden dzień płatny wolny:) jeśli go nie wykorzystasz to w momencie gdy podziękujesz za pracę wypłacą ci za te niewykorzystane dni
- jeśli na twoim peyslipie będzie dziwnie za mało to tak:)
n.i. - to opłata coś jak nasze zdrowotne każdy to płaci
ale już tax - powinni zabierać ci dopiero jak przekroczysz sumę zarobionych pieniędzy na 2000f, ale jeśli owa Ania w agencji powie ci że to taka loteria i czasem się to zdarza wtedy ty bądź mądry i powiedz że teraz w jej kwestii jest wypełnienie druczka P46 i wysłanie go do biura podatkowego:) wówczas się wyjaśni i odzyskasz wcale nie takie małe pieniądze
nio chyba że naprawdę planujesz zostać na dłużej wówczas po roku dostajesz zwrot podatku:)
..........dojazd
- całe szczęście jeżeli mieszkasz przy fabryce ale jeżeli np masz być na 5 rano w pracy i mieszkasz na drugim końcu miasta to pozostaje albo szukać kogoś kto dojeżdża autem albo zapytać się czy w agencji mają transport ale to kosztuje przeważnie 25 f na tydzień:) jeżeli masz na 8 to jeszcze może ci się udać złapać jakieś połączenie linią miejską:) (moja trasa rano na przystanek o 6.30 ok 20 min piechotką, potem kolejne 20 minut jedzie do centrum autobus, 10 min czeka się na właściwy a potem ostatnie 20 min autobusem i jeszcze 15 min drogi foodpadem do fabryki:) i o 7.50 byłam na miejscu, zakładałam śmierdzące seyftiibucikii i do roboty)
- co by tu jeszcze:) aha ze tygodniowy na autobus jest tańszy jak miesięczny bo wynosi 12 f:) więc polecam:), całodniowy kosztuje 3.50f.
- czemu nie mogłam jeździć autobusem z przystanku pod domem? bo zaliczał wszystkie uliczki i był 5 minut w plecy więc dlatego ten maraton
- taxi kosztuje z jednego końca na drugi ok 15 f w jedną stronę:)
....................
c.d.n. czas spać bo rano nie wstanę:) jeszcze poudzielam wskazówek:)

niedziela, 16 września 2007

baby horror

autobus
można spotkać tu różnych ludzi młodych starych brzydali grubasów okazy piękna
estetycznych i tych nie
słodkie idiotki i ponurych intelektualistów
zadowolonych z życia ludzi i zasikanego po pas dziadka
jakie może być lepsze miejsce do obserwowania zwyczajów i zachowań życia codziennego jak to przeszklone pudło gdzie nad głową wiszą białe i niebieskie świetlówki
gdzie bogini blond włosa - kierowca siedzi w monitorowanym kąciku.
wiec może tak
kolejka w centrum, na stanowisku f, spóźnia się 22, ale nikogo tu to nie dziwi,
dzieci w mundurkach, nie no nie dzieci to już młodzież, 12 lat w pełnym makijażu i butach na obcasie (zdarza się taki widok),
inna rzecz
ciągle szmery, szepty, ale co dziwne rzadko kto w autobusie mówi po angielsku, chyba że dzieci i starsza ciut młodzież która jeszcze nie dorobiła się auta w fabryce przy pracy sezonowej,
i najlepszy punkt programu
pomijam fakt otyłości, bo to również nikogo tu nie dziwi
...my lubimy kobiece kształty - mówią anglicy:D
...polskie kobiety nie mają wystających pośladków, a angielki mają - mówią anglicy:)
...my nie jesteśmy grube, to taki kobiecy rozmiar 16-mówią angielki:)
nie no miałam to pomijać, więc pomijam:)
głównym punktem programu jest
młoda matka
baaaaardzo młoda matka ....
a co
.... zamiast pracować w fabryce zróbmy sobie dzieciaka kochanie, dostaniemy mieszkanie, 300 f tygodniowo ubranka jedzenie, przedszkole jest za drogie więc posiedzę w domu i się zajmę maleństwem, a kiedy podrośnie:)..a kiedy już skończy 16 lat pójdzie w świat i będzie na siebie zarabiać:)do fabryki.
i to właśnie najczęstszy widok w autobusie
dziewczę około 16 roku życia z jednym maleństwem pod ręką, drugim w wózku, trzecim w brzuchu.
nie straszne,
Telford jest miastem gdzie jest najwyższy współczynnik urodzeń w Europie, tak,
widać to wszędzie. wszędzie.
Kto jeździ autobusem?
klasa robotnicza, w tym obcokrajowcy w tym ja:D
cała reszta to klasa średnia
a tej wyżej nie widać w dzień powszedni:)

sobota, 15 września 2007

pocztówka z "wakacji":)

jest takie jedno miejsce...:D
w zapyziałym tunelu wytaplanym w spreju
na foodpadzie gdzie końskie łajno to jest coś co nikogo nie dziwi
gdzie za płotem rzeźby ze stali
gdzie centrum miasta jest tym czym co weekendowa męczarnia każdego mężczyzny, który już znalazł swoja powierzchowna metę i który w związku z tym jest zobowiązany do pewnych czynności
w tym wypadku chodzi mi o zakupy
tak żadne tam ratusze rządne tam domy kultury żadne poczty czy stare zabytkowe ryneczki z fontanna lub pręgierzem
tu symbolem centrum jest ławka na której można spocząć po wędrowce z jednego sklepu do drugiego....
czemu to dla mnie takie ...
takie be
takie fuj takie niezrozumiale
czemu to co było w mojej głowie potęgą okazało się tworem nowego świata
substytutem otaczającej nas rzeczywistości wyzwolonej
odciętej od tradycji przekonań wartości
tak to przeraża że centrum jest miejscem gdzie tworzy się nowa rzeczywistość, ta konsumencka
dlaczego ta Wielka B jest tylko wielka b?
:)
oj nie żadnych uprzedzeń
co ja widziałam...
jakieś zapyziałe miasto a raczej zlepek wiosek
które jeszcze nie wypracowały własnego systemu wartości
boże bron nas ludzi zwykłych ciemnych szaraków przed taką rzeczywistością broń bo
nawet światły człowiek gdy ugrzęźnie w gównie musi sobie jakoś radzić i zacznie je jeść by przetrwać, a co dopiero stanie się z takowym co to
...jak to kazik śpiewał postawili maszyny produkują dużo wódki
ale zmieniam tekst
....tu nie karmią wódką tu karmią keszem
tu karmią takim standardem do kreski, do tej horyzontalnej, na fladze,
do tej czerwonej
nie wybijesz się oj nie:)
bo żyć trzeba bo śnić trzeba bo tęsknić trzeba
bo marzenia też jeszcze należy posiadać
i jeszcze oczywiście te powinności wobec domciu wobec cioci babci
mamusi tatusia i swojego szanownego tyłeczka,
także
raczej nie inaczej
i jeszcze zegara bio i spo
jak długo można się przyzwyczajać do innej kultury?
do innego świata
tak długo....
ile będzie się nosić kajdanki, słodki zakazany owoc postępu
ale mi on smakuje
kocham kajdanki
i w tym tunelu
tym syfie codziennym myślę sobie że kocham te barwy soczyste
bo są tak mi bliskie bo są takie polskie nie tutejsze lecz swojskie
.

poniedziałek, 16 lipca 2007

to babsztyl niedobry ze mnie:)

każdą chwilę wykorzystam tak by nie żałować że czegoś nie zasmakowałam
tak... hym na pożegnanie;)
w końcu na 3 m-c znikam i wrócę dopiero jak nie będzie liści na drzewach,
świerszcze pójdą spać, a przymrozek smyrał będzie pięty
czego dziś zasmakowałam? sinic w jeziorze, których łyknęłam nosem, co mi zaburzyło prosty gładki tor płynięcia stylem a'la żabka:)
śmiać mi się chciało z herosów na brzegu, opalonych smukłych przedstawicieli młodego pokolenia Polaków, sprawnych, którzy to w razie wojny mają bronić nas bezbronne kobiety,
pokazać chcieli jak to dobrze potrafią pływać, całe 10 minut udało im się dotrzymać mi kroku, następne 5 zbierali jeszcze resztkę sił, heh a ja tym moim tradycyjnym sposobem jednostajnego ruchu bez przemęczania tranzystorów w moim ciele, popływałam sobie bez większego zmęczenia jeszcze z pół godziny póki te sinice nie zaczęły smyrać mnie w gardełko, woda 'syf' racja, ale jak to ja bez jeziorka tam, zaraz bym za bardzo tęskniła i w te pędy chciała wracać:)
co robiłam jeszcze, wymęczyłam koty, poszarpałam za futerko...elwirka ze mnie;)jeden jeszcze dziki, drugi taki, hym nie pewny do końca a trzeci to bohater już od początku, potwierdza się że zwierzęta maja typy temperamentu podobnie jak ludzie,
straszne jest to że żaden jeszcze nie ma imienia, i pewnie mieć go nie bedzie, a kolejna kotka zaciążyła, mój zarzut co do ojca ....znów to jego jakoś to będzie, którego znieść nie mogą moje uszy.rachunek na 3000zł ...też oczywiście myślał,że jakoś to będzie kiedy pierwszych rat nie zapłacił gdy było 600zł, też myślał,że jakoś to będzie, jak ja kocham tą zaradność w jego wydaniu, cudowny sposób na życie.eh szkoda gadać.
no i co jeszcze zasmakuje? w planach sekunda po sekundzie zaplanowałam już ostatnie dwa dni, minuta po minucie:)jadę ze spokojną głową, nip i regon załatwiłam, jeszcze tylko zwrot ubezpieczenia po mojej kochanej fiestuni, której nie zezłomowałam tak zakładał pierwotny plan ale sprzedałam dla wyczynowca, który spróbuje jeszcze coś z niej zrobić:) heh to pocieszające że mój niepozorny silniczek dalej będzie wyprzedzał na drogach nie jednego cyniarza;).....jeju straszna feministka ze mnie dziś wychodzi, ale co zrobić kiedy na każdym kroku płeć silna pokazuje jaka jest... słaba. Ale nie wymagam tego by siła fizyczna świeciła z każdej strony? poszukuje konsekwentnego mężczyzny, który wie co w życiu chce robić i ma swoje zasady i ich nie łamie, który nie obawia się monitorowania przez tłumy i oceny, który po prostu robi to co robi, ale z pasją, a jeszcze jak to nie wpływa destruktywnie na niego i innych... za piękne żeby mogło być prawdziwe, tak wiem, zawsze lubiłam bujać w obłokach.

sobota, 14 lipca 2007

i udeżyło tym co było

koncert w ramach Lata Agatowego
jeden wielki jarmark, w tamtym roku mniej było ludzi, w tym każda nawet najmniejsza uliczka zastawiona samochodami, deptak pełen ludzi, którzy sami nie wiedzą co z sobą zrobić, atrakcje dla dzieci, stoiska z biżuterią z kamieni pół szlachetnych, oczywiście browary przy każdej budzie z żarciem.
Ciesze się chwilą już po dwóch żuberkach
i przedzieram się przez tłum pod scenę, powstały dwie rzeki ludzi tych co tam zmierzają i tych co uciekają,
beztrosko idąc na wyczucie by nikogo nie podeptać patrzyłam na tych powracających,
idzie Kuba z jakąś dziewczyna, dawno kontakt się już zerwał,
potem kolejny znajomy, ten ma już żonę, tamta ma dzieci, chłopak kopnął ją w tyłek, ta jeszcze studiuje...
idzie cała chmura bura, burzowa przeszłości, tej szalonej tej głupiej z przyzwoleniem do tego by zapominać o bożym świecie,
nikt mnie nie widzi, zresztą pewnie nie rozpoznali by mnie, byłam tlenioną blondynką w 12cm szpilkach i mocnym make upie, bodajże granatowo grafitowe cienie:)
teraz ciemne, mysie włosy, podpięte grzebyczkami po obu stronach, perłowe skromne kolczyki, obcas wysoki na 1cm, wtapiam się w tłum, kiedyś się wyróżniałam:)
nikt mnie nie widzi nie dlatego że się zmieniłam, ale dlatego że maja już własne życie, nie chcą wracać do tego co było, teraz poukładane albo rozpieprzone po całości życie, ale jest już ..ICH życiem, tym jakie sobie wypracowali, jakie decyzje podejmowali, czy potrafili realizować marzenia, na żadnej z tych twarzy nie widziałam uśmiechu, czemu....
może rzeczywiście tym z wyżu demograficznego ciężej? i przeklęty ten rocznik 1984........
...ja się uśmiechałam.

czwartek, 12 lipca 2007

i Niemen w uszach brzmi

No dobrze to nie był ostatni blog....

padał deszcz, za nic nie chciałam wychylić się z domu, są takie dni, a co, zdarza się, że nawet burgundzka czerwień może wydawać się szara, że drażni każdy chałas, nawet muzyka w radiu, nie ma wtedy ulubionych piosenek, a cisza najlepszym lekiem na bezpodstawne nerwy, ktoś kiedyś nazwał mnie meteopatką i już od tamtej pory tłumacze sobie i wszystkim w koło, że tak właśnie jest;),
jak tak przewracałam kartki w jakiejś kolorowej gazetce od której zresztą jeszcze bardziej boli głowa, lunęło jeszcze bardziej intensywnie, teraz to już nikomu nawet najbardziej zatwardziałemu działaczowi nie chciałoby się wyścibić nosa, wstałam by popatrzeć sobie na ulicę, jakim ciepłem zawiało, gdy jedyne co zobaczyłam to babinka w czarnej sukience zgięta w pół, w jednej dłoni czarny olbrzymi parasol, w drugiej oprócz laski była wiązanka dość pokaźna kwiatów opatrzona fioletową wstęgą... chyba coś musiał dla niej znaczyć ten pan którego klepsydrami całe miasto oblepione było od wczoraj, może kiedyś coś ich łączyło, jakieś gorące zakazane uczucie, albo wcale nie było zakazane, kochali się całkiem legalnie ale z jakiegoś powodu nie mogli być razem, może on zdradził a ona nie potrafiła przekroczyć tej granicy, nie potrafiła wybaczyć, a może to był jej syn(nie wczytywałam się w klepsydrę), a może brat którego dopadła straszna choroba, jakie uczucia tkwią w człowieku kiedy kogoś idą odprowadzić aż do tej dziury w ziemi zimnej i nic nie znaczącej dziury za którą człowiek zaharowuje się całe dnie i noce, używa uciech albo z różnych powodów sobie ich odmawia, jest odpowiedzialny, płodzi dzieci wychowuje je, albo nigdy się ich nie doczeka, jest wśród innych motywuje się wewnętrznie i nie widzi tego co na końcu, a co tam jest?... dziura i po co ma się płakać za kimś? skoro samemu niedługo się tam trafi... ale może ta pani nie płakała, bo wie że to już niedługo:) eh za dużo "może", po prostu widziałam taką maleńką schorowaną skuloną panią która brnęła w powodzi kałuży i gęstych strugach deszczu i nie zrobiło mi się jej żal. dziwne.

piątek, 6 lipca 2007

na wyspy:)

drodzy czytelnicy mojego bloga, jeżeli ktoś jeszcze tu zagląda:), na czas mojego wyjazdu, oczywiście zarobkowego, oczywiście do Anglii, oczywiście bym mogła te pieniądze spożytkować na samorozwój, już nie pedagogika, ale moja ...a r c h i t e k t u r a w n ę t r z, kochana na którą startowałam w pierwszej linii jakieś 5 lat temu. mam gdzieś magistra, choć tak bardzo zależy mojej mamie, ojcu , który chętnie chciałby się szczycić sierotką społeczną z tytułem, ale cóż, wiem to jak nic innego na tej ziemi ....że ja się do tego po prostu nadaje:), sama skręcałam mebelki, sama 1000 razy robiłam przemeblowanie w każdym pokoju dość potężnego wiejskiego domostwa tworząc z mebli za każdym razem swoista kompozycję, nie, moja przyszłością nie jest reedukacja zbłąkanej młodzieży, choć wiem dlaczego byłam na pedagogice i dużo mi to dało wbrew pozorom, stworzył się twór świadomy swoich potrzeb, gdzie empatia nie przysłania już świata, nie chce żyć dla innych ludzi, chcę ....po prostu żyć, bez misji, bez takiej odpowiedzialności jaką jest wychowanie... chcę tworzyć, a i jeszcze podziękuję, z ucałowaniem ręki pani mgr Lemańskiej, poprzez wpajanie w niekonwencjonalny sposób regułek Hollanda i innych zwróciła się do mnie z tym swoim ciepłym spojrzeniem.... i stanowczym głosem zapytała: a ty, ty powiedz mi kim chcesz być, w czym jesteś dobra, w liczbach? ja pokornie pokręciłam głową. Jak nie to może masz zdolności interpersonalne, stanowczo zaprzeczyłam, zdziwiona zapytała co ja robię na tym kierunku. Dziewczyno marnujesz życie:) pozostały mi wytwory. Tak, i właśnie z tego wyrósł plan, wielki plan, który póki co kosztuje mnie trochę nerwów, ale nie znam takiego słowa jak zwątpienie, nie w tej chwili nie przez następne 4 lata...............więc drodzy czytelnicy jeżeli chcecie co dalej się dzieje w tym moim życiu jako powieść, lub telenowela zapraszam na stronę bawi.pl/blog/sakrum ...........nic nie będę tam wspominać o moich planach, jedynie czysta relacja tego co widzę, tego co obserwuje, walka ze stereotypami lub ich potwierdzenie, hym, mam porównanie do niemiec i skorzystam z tej możliwości oceny. Całuje wszystkich powrócę tu w październiku :*

czwartek, 21 czerwca 2007

o tak, każdy dzień inny (hym)

inauguracja tu, inauguracja tam, a ja przecież się nie rozerwę,
tylko bądź, mówi ktoś, tylko poświeć sztucznym uśmiechem na jakiś Poszumiankach czy na promocji książki dla dzieci, albo na wernisażu prac, gdzie i moje wisieć będą, a jak to powiedziała wiceprezes ...że takie miękkie,
ja synonim aktywności mam zwyczajnego najbardziej pospolitego z szarych lenia,
nie to nie leń, to jak zwykle odkładane na ostatnią chwilę notatki, bo przecież były ważniejsze sprawy, o niebo ważniejsze od jakiś tam kartek,
jest moralny obowiązek wobec serca i przeszłości,
jest grono przyjaciół którzy zniknąć mogą, a ja chcę nacieszyć się nimi od palucha , przez brzuchol, po zadarty czubek nosa,
jest tu jakieś priorytetowe zadanie, jest tam jakieś inne,
jednak co najbardziej mi przeszkadza to moje rozdwojenie jaźni, jest ta autentyczna prawdziwa konkretna stanowcza, pewna siebie jaźń, co balansuje na pozorach, na grach werbalnych i gestykulacji, i ta druga, jakże labilna, ta co słucha serca, ta co umie latać, po tych ścieżkach po których latać inni nie chcą bo zapomnieli jak to się robi lub też nigdy nawet nie próbowali więc nie znają smaku i zapachu tej drogi,
cóż,
wygrywa prawda pozorowana,
a dlaczego?
bo drugie ja jest uległe i potrzebuje przyzwolenia na rozwinięcie skrzydeł przynajmniej od jednej osoby na świecie, tej osoby, która tak samo szalona,
a co się okazuje, co raz bardziej i z jakże bolesnym efektem dla mnie samej, że role tak pozornie jednakie, mogą się odwrócić,
że taka osoba za grę pozorów uważa właśnie świat fantazji a prawdziwe życie jest dla niej najistotniejsze,
a więc, to co było tak naturalnie podobne do mnie, pod lupą ma odwrócony genom,
równanie jest proste

definicja:
ja: realizm jest powierzchownością, serce się rwie i krzyczy o ratunek, ale uległe rozumowi, bo potrzebuje rozsądnego mediatora, bo serce samo nie umie istnieć, nie poradziłoby sobie w brutalnym świecie, jednak nie poddaje się do końca tli się wiecznym żarem by kiedyś zapłonąć.

równanie ilościowe (w postrzeganiu społecznym):
ja = 80% rozumu +10% serca + 10% niezrozumiałe

równanie jakościowe (w postrzeganiu siebie):
ja = 98% serca +1% rozumu + 1% tego co dla mnie jeszcze nie jasne

wprowadzając czynnik eksperymentalny wiadomy tylko mnie którego nie zdradzę do opinii publicznej proporcje wyrównałyby się na korzyść jakości, choć pewnie ze zgubnym skutkiem dla ogółu ludności, bo zniknąłby freudowski moralizator, ale to tylko hipoteza której nie da się zweryfikować, bo czynnik...eh , mniejsza o to.

wyniki badań:
ktoś by powiedział, że dobra aktorka ze mnie
ktoś ująłby, że żyję fałszem
ktoś powiedziałby że dostosowana do wymogów społecznie akceptowanych, może nawet przerost empatii nad własnym, zdrowym egoizmem
a ktoś że po prostu nie umiem być sobą, a jeszcze ktoś by dodał, że mi współczuje

czynnik (jaki jest)= 66% rozsądku+13% rozumu+20% serca+1% inne
czynnik (jaki powinien być byłby nastąpiła reakcja wyzwalająca):
90% serca+ 10% rozumu

w obu kategoriach miarowych, więcej nie będę wyjaśniać
ps. jak tak patrze na to wszystko co napisałam... to chyba najlepszy dowód mojego niezrównoważenia, tylko bez takich, że rąbnięta egocentryczka ze mnie, bo to jedyne miejsce gdzie mogę sama ze sobą pogadać, ponieważ myśli rozbiegane na wszystkie strony świata tu na ekranie wyciszają się do tego stopnia,że wreszcie mogę myśleć o swoim życiu opierając się na analizie i zestawiać ja z faktami, a od pisania długopisem robią mi się odciski na środkowym palcu prawej ręki.

......na karteluszkach kurz coraz większy,więc odpuszczam sobie wystawę, która i tak rozpoczęła się jakieś 50 minut temu, idę czytać, obrona w niedziele.

środa, 13 czerwca 2007

pomiędzy rozsądkiem dumą i uprzedzeniem

- ale ja nie kradnę,
ja nie robię nic złego
wybaczcie mi - powiedział niewysoki mężczyzna z niebieskim foliowym workiem wypełnionym pozgniatanymi puszkami. Jego twarzy nie było widać w pół mroku, ale tak samo nie widać jej w dzień.
- mam rodzinę - dalej usprawiedliwiał się mężczyzna wyjmując ze śmietnika dopiero opróżnione przez nas puszki-wiecie co to znaczy, utrzymać ich, teraz, właśnie teraz...
- a gdzie pan sprzedaje?
- a tam koło stacji, tu jest drożej, jak tak pochodzę to nawet za 30 zł sprzedam, a jak w L. to nawet 200 się wyciągnie, wiecie, od święta, czy to sobota, niedziela. Ja nie piję, nie piłem.
Przepraszam was, przepraszam, co złego to nie ja - powiedział podnosząc wysypującą się zdobycz i poszedł.
Cisza
nikt go nie karcił nikt nie ganił. Poszedł w swoją stronę zwykły człowiek, zwykły jak ławka w parku jak mostek. Dzień wcześniej i jeszcze kilka wstecz z kolei, w to miejsce przychodziła dziewczynka, kości i skóra, a na nich sukienka, w ręce zrywka
- przepraszam czy są puszki? - stała, nie zamykając ust.
gdzieś w dali matka tęgiej postury i obok lata najmłodsza pociecha. czekały na dziewczynkę.
Dla zobrazowania, dzieci są tego pana, tylko różnica moja co do oceny tych dwojga ludzi jakże "dorosłych" jest taka, że on sam zbiera te puszki, on sam wie, że jest żywicielem rodziny, poczuwa się do obowiązku, a matka?
jaka to matka, która wysyła niepełnosprawną intelektualnie pociechę by żebrała o aluminium, która zamiast sama zakasać rękawy wstydzi się podejść do ludzi. Te dziecko nie jest dzieckiem jest narzędziem w jej rękach i tym narzędziem pozostanie w świadomości.
Szacunek mam do tego pana, ją wytargałabym za kudły.
Za co on przepraszał? Bo wiedział że inaczej nie umie, że nie jest to praca akceptowana społecznie, że drażni zmysł estetyczny, że nie tego by chciał dla najbliższych. Przepraszał, że nie umie się odnaleźć w tej naszej małomiasteczkowej polityce kombinatorów i pasożytów. Tak to jest praca, ciężka pod wieloma względami, nie tylko by zaspokoić swoje potrzeby ale i dzieci. A matka bez wstydu bez żadnego cholernego wstydu.....nie, ona nie uczy dzieci jak przetrwać, ona pokazuje jedyny sposób jak przetrwać. A jeszcze zapomniałam dodać, że ta dziewczynka zbiera pieniądze podczas mszy w kościele pod drzwiami, zbiera na parkingach na ulicy....
Nie potrafię na to spojrzeć obiektywnie, nie i zdania nie zmienię, a to że takich spraw nie mamy prawa oceniać... hym kto mi zabroni, tylko co z tego że to oceniam
wielkie puste, szare, bezdźwięczne
nic.

środa, 6 czerwca 2007

jeśli mnie skrzywdzisz kopnę ...

jeśli mnie skrzywdzisz kopne w tyłek tak aż zaboli i dolecisz w każde miejsce na świecie
ten się boi ryzyka kto raz już je podjął i stracił coś, część siebie,
ten smakuje życia kto umie to robić, a może każdy, tylko na swój sposób,
moja granica zaczyna się od kciuka, w linii ciągłej prowadzi do nadgarstka, nadgarstek ulega lub nie, i ciężar przesuwa się na łokieć potem wraca do wnętrza dłoni,
'tak' i potem bez dróg pośrednich, bez odrywania od skóry wprost na czubek ramion.
tu jest postój i dalsze decyzyjne reakcje, więc jak 'tak' zaczyna się szyja, po szyi przychodzi kolej na płatek ucha, kark, a potem już nie pamięta się drogi.
tak, moja granica zaczyna się na kciuku.
jeśli mnie skrzywdzisz, pomści mnie świat,
jeśli mnie skrzywdzisz zabiorę słońce,
nie nie prawda,
jeśli mnie skrzywdzisz, pójdę w swoją drogę,
a tam nie będzie miejsca na żaden szept twój, bo nawet słońca będą dwa.
to litania, to gorycz, to...nie wiem co to
to okno, cholerne okno.
o nie, nikt nigdy nie odgadnie co czuję, nikt, nie pozwolę na to.

wtorek, 5 czerwca 2007

tak tylko w woli przypomnienia za jakieś 50 lat:)

trzy lata minęły jak z bata trzasnąć,
trzy piękne lata studiowania,
trzy z których zapamiętałam kilka pięknych haseł, np.:
"myślałam że Pani jest inteligentna..." - powiedziała pani mgr B. z całym przekonaniem:)
"och dziewczyny wy jak te kozice" - rozrzewniony p. od filozofii
"5 jest dla Boga, 4 dla wykładowcy, 3 dla studenta, jeżeli przejawia jakiekolwiek objawy posiadania mózgu".... - znów cytat od p. od filozofii
itd......tyle na dzień dzisiejszy pamiętam, a jak na godz. 7.20 rano to całkiem nieźle:)
i kilka pięknych chwil:
- wirującego Wiktora co zwraca całą wypitą polską zagryzaną papryką ze słoika prosto pod nogi rozwścieczonego sąsiada z dołu,
- chłopców z gitarą co prywatkę,
- klimat hardrockowy, potem disco polo, potem jazz, a i jeszcze Bitelsi:)
- docieranie się kwestii monitoringu kognitywnego:)
- chleb z twarogiem i pomidorkiem przy lepszych wiatrach 7 dni w tygodniu,
- chomika który śmierdział i gryzł gości, a i jeszcze rozmawiał poprzez prychanie,
- szybowce z aeroklubu w oknie dachowym,
- autobusy 11, 3, gdzie rano kierowca nie domykał drzwi, by cała nadnorma upakowała się po każdy centymetr czerwonego,
- noce które kończyły się dniem w jazzklubie atrapa:)
- dnie które kończyły się burzą w namiocie:)
- stan przedzawałowy przed pierwszym egzaminem, pełna stabilizacja emocjonalna przy ostatnim;)
- zacieśnianie więzi na pierwszym roku,
- walka o przetrwanie na drugim,
- pierwsze przepite stypendium naukowe:)
- pierwszy kac moralny co do opuszczonych zajęć:)
- bałwan w formie barokowego aniołka
- smakowanie śniegu,wszystko w celach naukowych;)
- mitingi przy karcianym stoliku
- itd.
....tak to były czasy
słodkie, beztroskie
tak.
rozdział zamknięty:)
czas na przyszłość................................

wtorek, 29 maja 2007

sondaż

co to znaczy nie znikaj?
czy to słowo rzucone od niechcenia, ot w przestrzeń,
nie rozumiem
nie rozumiem ciszy,
jak w jednej sekundzie można zmienić zdanie,
ostatecznie?
czy mam je gonić?
ale co jeśli nie mam przyzwolenia, a wszystko na to wskazuje(?)...

dwie kopie suplementu dyplomu... po co mi, ale wezmę
angielską i niemiecką, tak aby mieć dwie furtki,
ktoś mi kiedyś powiedział, że rozważny człowiek powinien mieć przynajmniej trzy furtki,
pierwsza ta nakreślona dniem, marzeniami, tym jaka jest w chwili obecnej twoja sytuacja, druga to plan awaryjny, gdy się wali i pali, tu można ewentualnie odstąpić od aspiracji i trzeba iść na ugodę,
trzecia furtka to "rsd" (ratuj swoją du... - w wolnym tłumaczeniu), chwytaj się wszelkich desek ratunku,
ale przy tych trzech ewentualnościach nie należy zapomnieć o jednym, o swoich marzeniach i tu są takie dodatkowe drzwiczki,malutkie, ale jakie zgrabne, nimi przechodzisz jak twoje życie się ustabilizuje, a co robisz za nimi? oczywiście: realizujesz te marzenia.
Życie bez marzeń jest jałowe, tracisz motywację, tracisz nadzieje, tak więc ten kto pozwala umrzeć marzeniom gasi ogień który tli się przez życie z różną intensywnością.
Czemu o tym piszę?
A to taka słodka tajemnica.

poniedziałek, 28 maja 2007

Brak tytułu

mam wrażenie że coś się skończyło, że coś utraciłam, ale co
czy mogłam coś stracić, skoro nic nie miałam
czy mogłam biegać po obłokach, gdy tak naprawdę wiedziałam o ich strukturze,
czy możliwym jest nadawanie znaczeń niechcianych?
a co to znaczy gdy ktoś chce, gdy artykułuję inne słowa jak szepczą jego myśli
jak domaga się jego cała osobowość, temperament zmieszany z doświadczeniem życiowym, ale co ta mieszanina może sugerować, czy zawsze ma racje?
czy to właśnie jest dobre?
a jeśli tak, to dla kogo?
czy dla niej samej, a czy biorąc pod uwagę inne czynniki, czy można chcieć poza wszelkimi regułami?
tak,
ale wtedy popada się w skrajności,
a co jeżeli
znika tożsamość, w obliczu krzywdy?
nie własnej cudzej, to czy warto o nią zabiegać?
a jeśli nigdy nie było tej tożsamości?
albo jest, ale właśnie taka marniutka mizerna,
a jeśli nie umie się powiedzieć dość tym upokorzeniom, które są upokorzeniami tylko w obliczu lustra.
tak, dziś zrobiłam krok do przodu, który jak mi się wydaje w tej sekundzie, a jest 23.15, że jest milowym wstecz.
jak daleko obawa może być nie adekwatna do myśli, albo wręcz przeciwnie, jak powieść przeczytana 1000 razy, czytelna jasna, bez niespodzianek, to wszystko pokaże jutro, pojutrze tydzień w przyszłości miesiąc rok, deska od trumny,
a czy potrafisz realizować swoją filozofię życia, poza tym, że zastanawiasz się jaka ona jest, to czy potrafisz iść tą ścieżką, tą
jako właśnie ten.........
..................................obraz
jako ty?
taki kot, taki ciepły czarny kot
który wie czego chce ale nie wie nic,
i błąka się po własnych ścieżkach,
a może te ścieżki ktoś też zna, tylko odwiedza je o innych porach dnia i nocy.
co z tym zakrętem?
nie, koniec, nie przesadzam, wole jasne sytuacje,
nie zwódź mnie losie okrutny bo wytargam za ucho.
ps. teraz mam internet w "przenośni myśli.blog" i "biznesie." , a "wprost. co w duszy gra" zakaz dostępu. to w woli tłumaczenia, skromnego ale jasnego dla mnie. nie koniecznie innych osób, zapewne też jak całość treści w tym dniu, na tej stronie.
złapała mnie burza, pamiętam jak nocami wracałam, i błyskało się w górach daleko to było, ja chciałam być pod skałą, w terenie i dotykać deszczu, który wlewa się przejściem do jaskini.
koniec wspomnień. idę.

prelekcje

czego się nauczyłam przez weekend?
- jak obsługiwać się lustrzanką
- jak grać kolorami by modelować twarz przy portretowych zdjęciach
- że cyfrówka konica minolta jest do...piiiiip (cenzura)
- co to jest blenda
- jak nie chrzanić zdjęć architektury
- jak robić zdjęcia aktu
- jak robić portret psychologiczny modela
- jak ustawiać f
- że traktując przedmiotowo model można stworzyć dzieło sztuki
- jak robić zdjęcie by nie prześwietlić
- czym jest ciemnia i aparat z rureczką
- że można zremiksować depeszów
- że projekt do szkoły można napisać w pół godziny
- że ponoć świetna ze mnie modelka
- że jak skończę szkołę i będzie kontynuować swój kierunek do mgr to czeka mnie tylko latanie z tabliczką, precz z giertychem, żądamy podwyżek, więc dobrze że nie będę pedagogiem
- że serce ma się tylko jedno
- że raz w życiu ma się szansę
- że nie warto rezygnować z marzeń
- że..........muszę myśleć zanim działam
- że "."

czwartek, 24 maja 2007

Rozum i serce wieczorową porą

- wyjdź, aż nabierzesz dystansu,
wynoś się,
- ale sęk w tym, że ja nie chcę,
nie możesz tego robić tylko dlatego,że jestem takie podobne do ciebie,
w każdym centymetrze myśli,
w każdym kroku, spojrzeniu,
w przeszłości i walce z nią,
w cieple słów,eh nawet budowaniu,
- tak i jeszcze w smakowaniu,postrzeganiu zapachów, barw i kształtów,
dlatego boję się ciebie
- nie możesz żyć beze mnie, a ty dobrze o tym wiesz
- wiem, więc odejdź
- ale zabijesz też mnie
- czasem trzeba tak zrobić
- ale dlaczego?
- dlatego, że nie mogę ponosić konsekwencji za coś co jest tu, za coś co dotykam,
a ciebie nie dotykam, patrz ściana...
- ale na ścianie wyryte jest hasło
- wierzę........pamiętasz pełnia.........
- jak możesz wierzyć skoro to robisz?
- a to dlatego bo mam nadzieję, że się nie zatrzymasz, nie odwrócisz, nie pójdziesz
że umiesz walczyć serduszko, że chwycisz mnie mocno za rękę i powiesz swoim
ciepłym głosem: źle robisz, teraz ja prowadzę!
i ja tobie zaufam, i będę czuć się bezpiecznie,
bo tylko tego mi brakuje
- ale słowami mnie zabiłaś
- czyli nie chcesz?
- sam sobie rozumku odpowiedz na to pytanie
a czy jesteś gotowy oddać mi życie?
- tak, w każdej kropli wody, która płynie we mnie
mówiłem ci że potrzebuje tylko pewności, tak sobie pomyślałem, że skoro w twojej naturze skorej do uniesień, znajdzie się choć ciut ciebie, która mnie odnajdzie, bo jesteś ideałem z każdą wadą i zaletą, moim ideałem, bo wiesz, każdy rozum ma swój własny, i skoro już ciebie znalazłam i teraz pozwolę ci odejść, to.......
- no właśnie
więc dalej cie nie rozumiem
- ratuj
- twoje zaganiane neurony?
- nie,
mnie!
...............................................i tu koniec, bo ani serce ani rozum nie wiedziało,że cierpią na śmiertelną chorobę, i że nie ma już czasu... i że nie ma już nadziei

niedziela, 20 maja 2007

to nie zmierza w dobrą stronę, bo nawet słońce tak czarno świeci...

"Głupia suko(...)"
i za moment dociera drugi sms...
"Udowodniłaś, że jesteś dla mnie zerem, nikim"
....a wszystko z jednego powodu
na imprezie wyciągnęłam fajki, które przecież dzień wcześniej rzuciłam definitywnie i ceremonialnie na wielkiej łące spaliłam "ostatniego".
a może to prawda....?
bo nawet nie mogłam się powstrzymać od kupienia kolejnej,
w dniu kiedy miałam nie palić pierwszy raz, po tym kilku tygodniowym powrocie do nałogu,
widziałam się z ojcem i nie będę przytaczać treści rozmowy,
bo nie w tym sens,
brat narozrabiał, ale to też nie ma znaczenia,
rozbiłam fundusz, ale to taki drobiazg,
a na koniec na podsumowanie dnia przy kasie powiedziałam...
- proszę podać mi jeszcze tą paczkę papierosów...
pokazałam że jestem słaba,
ale czy że jestem suką?...
Boże, czy ten schemat z domu ma się powtórzyć?
co ja mówię
przecież właśnie się to stało, to się dzieje, i nie łudzę się że ma to się zmienić, a może...
a może jestem rozhisteryzowana,
może tylko panicznie boje się przyszłości?
to jest dokładnie to samo, to co przeżywała mama,
powiedziałam sobie że poczekam, zbadam jeszcze raz na nowo tego człowieka, z którym spędziłam przecież te kilka lat, dzień i noc w zdrowiu i w chorobie,
że obadam go na nowo, bo i on jest całkiem inny, nie jest rzeczą niepojętą przemiana,
niepojętą jest, w jakim kierunku....ona zmierza.
Przecież wcześniej tak właśnie myślałam o sobie,
więc co w tym dziwnego, nikt nie potrafi mnie zrozumieć, nikt,
a ja wiem, że uciekanie od problemów jest tak samo toksyczne jak tkwienie w nich i próba ratowania tego co się sypie za wszelką cenę. Powtarzam: wszelką!!
Co mam powiedzieć, że jestem szczęśliwa, że przez noc zapomniałam,
po raz kolejny o poniżeniu, o takim strasznym poniżeniu.
Czemu mam zapomnieć?
Co ja robię.
To się nie zmieni,
bo nie wierzę już w nic, a i zapominam jak się cieszyć z poranka.
Mam się bać tych dwóch twarzy? Dwóch tak skrajnych spojrzeń?
to mój świat, nikogo tu nie wpuszczę, mogę tylko o nim opowiadać,
to również taki element wychowania liberalnego,
gdzie wolność, wolnością, a serce na uwięzi.
Wiem że potrzebuje pomocy, nie będę o nią żebrać, chcę teraz po prostu zniknąć, unosić się na tej ciepłej tafli jeziora, gdzie uszy nic nie słyszą, a oczy widzą przez powieki blask promieni. O bo bym zapomniałam, uciekam tylko wtedy kiedy jeszcze nie jest za późno, kiedy można bez krzywdy i większych szkód w ludziach i rzeczach, pójść tam gdzie nogi mnie niosą. Ale naważone piwo wypijam do dna, choć smak jego zbyt gorzki, to jest cała prawda o mnie.

piątek, 11 maja 2007

czym jest identyfikacja?.......

więc tak,
ile w tym prawdy
chłopiec...........całkiem w wieku młodszego brata
w dłoni zrywka z jogurtem i chlebem i jeszcze innymi produktami .........całkiem normalnie
dłoń prawa wypełniona po brzegi monetami o tym samym nominale,
a serce co kryje, czy właśnie...... prawdę?
opalony, z plastrem na głowie.....
ubrany porządnie, ale jak tu sądzić,
jak oceniać, w końcu
wiem również czym głód jest, czym światło w lodówce..........
choć ubrana byłam porządnie a ubranie wiekowe po mamie, czy z wystawek niemieckich od ciotek i wujków,
nikt nie zauważał, nikt nie ganił, nie szydził, a ja........... mistrz kamuflażu, nikt nie wiedział co wewnątrz czterech ścian się działo, nikt, tego mnie nauczono, tego zakłamania,tego milczenia, ciszy wszechobecnej, gry pozorów,

więc stoi i błaga,
klęka prawie,
......bo mama ma raka
.......i jeść nie mamy co
błagam o choć cokolwiek do jedzenia,
macha mi zrywką i monetami przed nosem,
raka..........hym u mnie oboje mają rodzice, u mnie też źle było, ale czy były potrzebne te wszystkie cierpienia wtedy, czy gdybym wtedy te kilka lat wstecz nie doświadczyła dna, byłoby mi teraz lepiej? czy byłabym tym kim jestem? czy też byłabym na prostej choć schizowatej ścieżce? podziwiam,że ktoś o pomoc umie prosić..........tak w oczy ja nie umiem,
ze zrozumieniem, tej paniki w głosie, tych oczu wymownych, ze zrozumienie sytuacji klęski, bezradności, rozpaczy, stałam jak wryta,
zamiast słowo wymówić, patrzyłam, trwało to wieczność choć chwilę,
co z tego że dałam wędkę, co z tego, czy o taka pomoc tylko chodzi,
wiem z autopsji, że nie
wiem że tu duch głoduje najbardziej, to on rządny wsparcia
więc proszę mi tu nie mówić.......
z całym szacunkiem do komentarza ostatniego, że będąc na krawędzi drogowskazy nie potrzebne, przewodników odrzucać należy,
czy jeżeli on upadnie.......on ten chłopiec....,to podniesie się, tak jak mi się swego czasu udało? czy jeżeli pozwalając temu zagubionemu dziecku iść na oślep bez wsparcia, dobrze czynimy?
..........on poszedł
zniknął
zapewne nigdy go już nie spotkam, ale co dalej, sumienie mnie gnębi,
nawet jeżeli to nie było prawdą.

niedziela, 6 maja 2007

chcę być pewna kierunku po którym każesz mi iść

nadziejo matko głupich,
karmisz mnie bzdurami, karmisz po kąciki warg,
po końce palców u dłoni drżących z niepewności,
za co mnie karzesz, okrutna kiedy mówisz, że mogę
znów zanurzyć się w poznanie, jak dziecko które nie widziało nic
poza własnym podwórkiem,
zamknięte w jego czterech ścianach,
kiedy mówisz, że nie potrzebna była ta cała moja dorosłość,
te 15 lat z życiorysu, kiedy na siłę podnieść z ziemi się próbowało obolałe życiem ciała rodzicieli samemu świecąc przykładem nieskażonego piękna,
do czego to zaprowadziło...
nie, nie jestem krucha, nie, nie jestem naiwna, nie, nie jestem delikatna,
wulgarność moją domeną, a i o zgrozo przeplatana z idealizacją..
tak, tylko kochać lub nienawidzić
kontrasty smakują najbardziej memu podniebieniu czarnemu, ale czy umiem przekroczyć ten próg?
tylko i wyłącznie jak pewna będę,
nie jestem,
a tak mało do tej pewności potrzeba,
dowodu, namacalnego, kroczącego nie po moim cieniu lecz po każdym centymetrze mojego ciała skończywszy na wszystkim tym co myśleniem zwą.
Dowodu utopionego gdzieś głęboko w tych oczach, tych co nic nie chcą powiedzieć, milczą kpiąc, i tylko dla zabawy kształtującym słowa, dla zasmakowania przygody. Nie chcę przygody na tydzień, nie takiej co i rok będzie trwała, ale życie by stało się przygodą, życie,
jednak nie sama,
bo to samotność wrogiem moim największym, to ona linią, progiem,
przewodniku weź mnie za rękę, a oddam wszystko co śmiem zwać moim światem, oddam, jako że taka jestem, ucz mnie oddychać, a ja oddam to co najcenniejsze a czego nikomu nie dałam...

sobota, 5 maja 2007

był chyba maj...:)

a co jest teraz?
co za stan emocjonalny?
jest mi obcy, nie wiem nie potrafię go opanować, nazwać,
po raz pierwszy w życiu,
co to za stan?
kiedy, nie bawi mnie liść, nie bawi mnie serek waniliowy,
co to za stan kiedy przesyt we mnie słodyczy z zewnątrz, bo mój korpus otula, jak para wodna zamknięta w termosie, co unosi się i skrapla, ale nie wypływa na zewnątrz, szczelnie zamknięta, nie ma prawa uciec,
co jest tą mgłą, tym powiewem wilgoci, ciepłej,
co kieruje moje myśli na jedną drogę, jaką? przecież też niej nie znam...
ja zawsze trzeźwa, ja umoralizowana z zewnątrz, z samego wierzchołka, badać chcę wszystko, dotykać, każdy kamień na tej drodze, każdy odgłos, szept, każdy cień nawet najmniejszy,
co to za uczucie które zgubnie pozbawia mnie równowagi i orientacji, której i tak nie mam,
czym, że jesteś,
dostanę dziś na nie odpowiedź.
czy próba się powiodła pierwsza, z tysiąca innych,
trudniejszych, prawdziwszych, pisanych piórem życia?
ta pierwsza malutka ilościowo, a jakościowo przewyższająca szmaragd.
co ma być to będzie, tak
ale wcale nie muszę się z tą dewizą pogodzić, z jej sensem merytoryczny, bo nie zapomnę tego uczucia, dziwnego po całości we mnie nawet gdy każda z dróg pokazuje przeciwny kierunek,
nie zapomnę,
teraz czekam cierpliwie.:) płynę.

czwartek, 3 maja 2007

przepraszam za wszelkie literówki i dys....;)

jest moim wewnętrznym spokojem, jest śmiechem dzieci na dworze, głosem aut, ptaków, jest zbieraniną dźwięków zjawisk, które jako całość nie znaczą nic, ale każde z osobna tworzy swoją historię,

jak na obrazie upadek ikara gdzie to, jak pani w szkole tłumaczyła wszystko dzieje się swoim rytmem pomimo jakiejś tam tragedii,

już od dziecka pytałam jej co jest dobre, a co złe, pytałam jak mam kochać, jak nienawidzić, ona mi mówiła jaką drogą mam iść,

jest jak ta zielona butelka w kształcie lejka, i ta walcowata tuż przy niej z jaśniejszego szkła, które nieświadome swego wtórnego przeznaczenia, czekają na los, pełnią swoją funkcje wbrew logice, ale ładnie dopełniają przestrzeń, bałagan konturów i starych książek,

jest wszystkim co nie drażni poczucia estetyki, nie budzi sprzeciwu, co daje ogarnąć myśli... jest myślami, jest ich harmonią, spokojem, jest odkrywaniem czegoś nowego,

a może przesadzam, może to zwykła ucieczka od rzeczywistości, która pozwala mi kochać góry bez ich dotykania;)

to może lepiej opisać, drogę, spacer, słońce, krzesło, nikt nigdy nie pytał, nikt nigdy nie chciał zanurzyć się w moje postrzeganie, nikt, co się zmieniło? ja się zmieniłam? nie. zawsze byłam na granicy? zawsze, choć obojętność odgórna nauczyła mnie dystansu, pokory,

czemu...

dlaczego ja, teraz kiedy pogodziłam się z szarością?

środa, 25 kwietnia 2007

trochę tego co było...

za chwilę idę podbijać świat wprawdzie regionalny ale lecę biegnę:)
i dym za mną
sfera uczuć jest dla mnie zbyt bolesnym doświadczeniem, by dalej w niej brnąć,
zapomnieć! wycofać się! zanim mam jeszcze siłę
kiedyś walczyłam jak głupia,
to był właśnie taki wariat, taki, który szedł za sercem,
nie wierze,
prawdą to nie może być,
to wszystko się śni,
muszę więc się obudzić,
nic nie było i nie będzie,
a ja...
a ja mam teraz taką siłę, która wtedy doprowadziła mnie na samo dno, ale za to jak szybko się z tego dna podniosłam,
codziennie dokonujemy wyborów,
nie koniecznie są one słuszne z punktu widzenia pojęć ogólnych, ale z pewnością są zgodne z tym jakim tworem się staliśmy,
a co Ciebie bardziej kształtowało, Twoje serce, czy Twój umysł,
a jeśli serce...witaj w klubie, a jeśli serce i pasywność...wystawiam legitymację członkowską
a jeśli wciąż chodzi za Tobą cień tamtych dni, to jeszcze powiem, że opłaca się składkę, którą jest Twoje dobre samopoczucie, a jak je posiąść... już Ty wiesz najlepiej.

wtorek, 24 kwietnia 2007

moja bajka

i powstał świat,
i wiele zjawisk przedmiotów stworzeń, a wśród nich taka
osobliwa jedność, która się podzieliła na dwa,
i te dwa kawałki rozpierzchły się po świecie
by nadać cel wszelkiemu działaniu
nic jednak nie jest proste
a może jest
nie jednak w uwikłaniu
któryś z tych kawałków ma magnez
ma podstawę
ma prawo...
by znaleźć ten drugi.
nic już nie rozumiem
wiara w bajki przysporzyła mi sporych problemów swego czasu. postawiłam więc na racjonalizm
a czym on jest?
to nie ja,
nie, ja racjonalistka?.. taka pozowana sztuczna racjonalistka,
byk jestem w końcu, nie w mojej naturze racjonalizm,
nie wierze w horoskopy,
ale wierze we wpływ temperatury klimatu i otoczenia na pierwsze spostrzeżenia niemowlęcia
kształtują się wówczas pierwsze struktury poznawcze,
tak więc astrologowie dobrze to wiedzą,
rozumieją zasady i podstawy psychologi rozwojowej,
jak bardzo różni się ktoś kto jest z grudnia z tym kto jest z czerwca:)
jak bardzo podobny jest ktoś kto obserwował jak świat się budzi do życia i ten kto widział jak świat usycha jesienią.
słodki język, słodka mowa, słodkie zrozumienie, słodka jedność,
tak bardzo lubię słodycz,
jej mi potrzeba na zawsze i na wieczność.

niedziela, 22 kwietnia 2007

rano, rano, rano, rano, rano, rano...ran..ra...r... ..........

piękne góry cudne góry słońce, dziś ekstremalne podróże po raz drugi,
nie na zamek lecz na kopalnie,
kwarcu gdzie wąwozy, gdzie dzika strzelnica,
napakowałam kieszenie łuskami po nabojach a potem dawałam na wspólnym wypadzie na szczęście, dziewczynie, co ma jutro egzamin na prawko, chłopakowi co jeszcze trochę nie dorósł, i jeszcze jednej kruszynce, co zaręczyła się rok temu, a ja dziś się o tym dowiedziałam, albo mam tak wielką sklerozę,
piękny dzień, piękne zdjęcia, jutro skoro świt jadę żegnać się z mamą,
potem popłaczę za nią,
jak szybko może światło zgasnąć?
właśnie przebierałam się do snu,
zdjęłam bluzkę , stanik,
zdjęłam...
masakra guzek,
pierwsze co, błagam, nie
szybko odsunęłam rękę,
chwila pauzy, nie nie dociera do mnie,
zaraz już spokojnie druga próba, nie, nie wierzę,
jakaś ściema, jakiś spisek, jak ja mam guzek?,
e tam mama też ma i żyje...................................................
............................................................................:(
boże jak nie wierzę wciąż, to złudzenie, spokojnie, rano sprawdzę, teraz, to tylko sen do rana to jeszcze sen
świeci mi słońce
pięknie jest kolorowo jest, widziałam też tęcze na chmurach... pierwszy raz w życiu,
miałam w lotka jeszcze wygrać, i znaleźć sobie ten domek na wsi, gdzie będę w lnianych kieckach latać, wytresować psy, i jeszcze stworzyć coś dla potomności, by nie zniknąć, jak kurz na wietrze, tak,
czort mnie nie chwyci, póki tego wszystkiego nie dokonam:)

sobota, 21 kwietnia 2007

brrr zimno:)

łoj te moje kości,
zźajana wspięłam się pod górę, oblało mnie potem,
jak zresztą zawsze w tym miejscu,
a potem przewiało, eh teraz łupie tu i tam, dreszcze po mnie biegają, jak w Kingsiezie ludzik po Figurze:)
ale realizuję program: spełniamy marzenia,
takie prozaiczne, takie banalne, a jeśli to marzenia kogoś kto tylko i wyłącznie marzy a jak chce się mu pomóc to zaprze się rękami i nogami w drzwiach i za Chiny nie idzie go wyciągnąć... to tym bardziej dumna jestem z moich dokonań,
ostatnimi czasy babci mojej się zemdlało i wylądowała na ostrym dyżurze,
poszłam w odwiedziny w niebieskich kapciach, uczesałam ją, nakarmiłam, bo właśnie obiadek wozili,
umyłam ręce gdzie musiałam odczekać najpierw 5 minut aż zacznie lecieć kryształowa woda,
nie rozumiem, tłumaczyłam sobie to jakimś pęknięciem rur, czy czymś takim,
co jak co ale w sterylnie czystym szpitalu brunatna woda...hym
to tak jakby w kościele zamiast opłatka podawali obiad i deserek i do popicia połówkę
i w tym szpitalu pomyślałam...o czym ta moja babcia marzyła zanim dopadł ją dziadek Alzheimer... o czym śniła, teraz rozmawia z duchami przez sen, z duchami przeszłości, tzw wspomnieniami, słodkimi i tymi mniej,
następnego dnia babcia chyrla, no to ją załatwili, a osłabiona tylko niby miała być z powodu ciśnienia i miała tylko kroplóweczke na wzmocnienie żyłkami się napić,
serce wali mi jak szalone, pomyślałam, że spokój jest wskazany, ale to wszystko przez akcje propagandową mediów... bo moja myś brzmiała.. kolhydrol podali, nie jest możliwością przecież z dnia na dzień z otępiałego uśmiechniętego rumianego człowieka zmienić się w tak samo otępiałą, ale rybkę która ledwo zipie i ma cały czas otwartą buzię, a do tego kolor skóry....tak wyglądał mój dziadek jak przykrywali go prześcieradłem,
eh, nie, muszę sobie wkręcać, biegiem do pani doktor i najpierw zrypkę ja zapuściłam, a potem dwa razy taką dostałam:)
oczywiście na stopie pełno kulturalnej, bo jakżeby inaczej:)
wypisali babcie,
dziś siedziała już rumiana przy kominku, a ja mogłam pomóc mamie zwiedzać świat;)
w poniedziałek wyjeżdża, do sierpnia, ale ...i tu dobra nowina, przynajmniej dla mnie:)
to ostatni jej wyjazd tam, z pewnościom w tym charakterze,
ten czas poświęciłam jej, a praca jak się nie pisała tak się nie pisze,
a do tego inne naciski i jak tu nie osiwieć:)
ale kto? kto jak nie ja dam sobie rade:)
dziś leczyłam dodatkowo kaca, ten gość nie zna umiaru bo jak się już czepi delikwenta to rozsadza głowę przez cały dzień:)
a ja zapomniałam, że gorzką żołądkowa tylko z popitką i zagrychą nie robi krzywdy:)
więc sączyłam ja przez zęby jak likierek, mniami rozgrzewa gardełko, zwłaszcza jak ktoś jest zmarźluch:) na zimne dni kieliszeczek gorzałeczki, a na upały chłodzący wargi błyszczyk powiększający przez mikrokrążenie usta...takie tam babskie głupoty gadam.
idę luli, bo teraz to już nie z kaca głowa boli, tylko grypeczka się szykuje:)
jak tu spełniać marzenia kiedy nie wie się co tak na prawdę w sercu...
w moim sercu...
nikt nie wie nikt nie zgadnie co w mym sercu siedzi na dnie...to chyba taka piosenka była,
a w mym sercu ...
nie ma nikt takiej nadziei jak ja, takiej wiary w ludzi i cały ten świat...to też chyba taka piosenka;)
nie znoszę czosnku a w zamówionej sałatce nadmiar go podali, wole sos vinegre, ale te wszystkie czosnkowate na grypę ponoć skutkują wyleczeniem, tą wiedzę zawdzięczam właśnie tej mojej bidnej babci co to przyrządzała wywary z czarnego bzu i spirytusiku, syropek z jakiś żółtych kwiatków, syrop z cebuli i cukru:P albo gorące mleko z rozgniecionym czosnkiem i miodem.tak wtedy lubiłam ten smak, teraz brak mi odwagi:) ale co ja tam mogę powiedzieć skoro kiedyś to i surowe jaja podkradałam kurom i wypijałam ich zawartość, teraz brzydzę się jajecznicę zjeść jeżeli nie jest przysmażona do chrupkości:)

czwartek, 19 kwietnia 2007

prawd kilka zaczerpniętych z przeszłości ;)

dlaczego skoro nie używamy cudzych szczoteczek do zębów używamy cudzych narządów płciowych?....
takie pytanie zadała na wykładzie pani doktor,
jak do tej pory na sali był szmer, tak nagle ucichł, tylko ci no niedosłyszeli szeptali... co się stało?
tak - kontynuowała pani od edukacji zdrowotnej,
jeżeli mężczyzna zmienia kobiety jak rękawiczki, jego członek nosi ślady każdej z nich, a dlaczego?
ponieważ wytwarza się odpowiednia flora bakteryjna która ma zapobiegać zarażeniu chorobami, jednakoż nie wszystkie członki posiadają taka zdolność, stąd w religii przyszło na myśl uczonym, że aby zwiększyć przeżywalność należy współżyć z jedną kobietą, podobnie sprawa miała się do czystych rąk, prawą ręką spożywało się posiłki, lewą podcierano tyłki, prawa uznawana była za świętą, błogosławiona, lewa za nieczysta, diabelską, jeśli ktoś zachorował, musiał podcierać tyłek prawą ręką, a dlaczego, a bo złapał pasożyta...
choć niby była to kara boska, tak, w tym momencie połączyła się medycyna, z religią i jeszcze kilkoma dziedzinami nauki.
jeżeli więc chcesz być zdrowa jak ryba używaj swojej szczoteczki, tej którą wybrałaś w sklepie, bo bakterie po przejściach mogą przysporzyć niezłych problemów ;)
eh, tak w mentalności ludzkiej powstał dziwny twór zwany miłością na wieki,
medycyna poszła do przodu, mańkuci się ujawnili, kobiety używają więcej jak jednej szczoteczki, a do tego nie krępuje je stopień zużycia tych szczoteczek...

niedziela, 15 kwietnia 2007

ucieczka w śmierć, rozwiązanie, czy krok w przepaść

wycięli nam las nad jeziorem, widok jak stepy w Peru bo wszystko pokryło się suchą trawą, gdzieniegdzie wysuszoną pierwszym wiosennym słońcem, świerki przemieniły się w poległe olbrzymy,
co z nich będzie, kogo to teraz interesuje, chyba tylko tych, którzy czerpią korzyści materialne ze zjawiska powiązanego tak ściśle ze śmiercią,
kona las
kona dzień,
kona szczęśliwy człowiek, choć o tym nie wie,
kona robak,
tak wszystko swoim rytmem się toczy, choć bardzo dużo od właśnie tego szczęśliwego człowieka zależy jakie będzie jego postrzeganie,
we wspomnianej trzeciej fali tofflera mowa jest o ludziach z żołądkami krowy ,aby zmniejszyć głód na ziemi, mowa o ludziach żołnierzach stworzonych bez sumienia, czysta fantastyka, ale porusza tak ważny problem, jak daleko człowiek jest się gotów posunąć, jak daleko w analizie... my nie umiemy syntetyzować...zarzuca nam autor, my nie potrafimy łączyć faktów, które są tym wszystkim co nas otacza, naszą przyszłością, przyszłością naszych dzieci;) widzimy to co chcą abyśmy dostrzegli specjaliści w pewnych dziedzinach, nie za dużo, by nie doszło do upadku tego na czym stoi gospodarka, na czym stoi zysk,
choć jest to książka z 86 roku uświadamia kilka istotnych kwestii,
widzi rolę informacji, komputerów genetyki i co ważne ekologii, odnawialnych źródeł energii, gospodarowania odpadami.
Dla mnie czysta abstrakcja globalne podejście do problemu,
więc racja, może powinnam nauczyć się patrzeć całościowo na pewne kwestie od efektu cieplarnianego i moje mu zapobieganie, po mój kontakt z drugim człowiekiem w podejściu socjologicznym a nie tu i teraz:)
eh zresztą, tak właśnie robię, i to nie dobrze bo może zakończyć się pewną kategoryzacją:)
ale to już nie ważne
ważne by żyć, smakować to życie, robić to mądrze i nie szkodzić sobie i temu co jest jakimkolwiek składnikiem ekosystemu, by odkryć w sobie pokłady energii, której przecież tak dużo, nie tłumić jej, bo tłumiona agresja, albo lęki, albo siła sprawcza i chęć działania, wg mojej małej teorii również może być małym krokiem do depresji,
żyj z całych sił... jak śpiewa Kiljański:)
wracam do lektur niezdatnych:)
tak mi się przypomniało kiedyś dotarłam do książki pewnego autora który działał pod dyktando komuny, było coś tam o wychowaniu dydaktyce, opracowałam jego metody pod katem przydatności do dzisiejszych realiów, zostałam wyproszona z sali, ale wyszłam z podniesiona głową, absolutnie nie popieram komunizmu, ale co ja mogę zarzucić metodom takim jak coś w rodzaju sejmiku uczniowskiego, albo kształtowania się jednostki przez angażowanie jej na potęgę w działalność prospołeczną, itd,co najlepsze ,że inni profesorowie również wracali do tego autora na innych wykładach, zaznaczając okres w którym on tworzył teorie,
tak z podniesiona głową z sali i pełnym spokojem, ale na korytarzu w ryk, takie to głupie baby są, ręce mi się trzęsły, jak się uspokoiłam, zrozumiałam że nie koniecznie racja jest po stronie tego wyżej ustawionego w hierarchii:)
analiza zajęła mi dwa tygodnie, a synteza z miesiąc, ledwo zaliczyłam przedmiot, ale dzięki Bogu stypendium naukowe dostałam:)

piątek, 13 kwietnia 2007

piątek tygodnia koniec i początek...

w stowarzyszeniu nic się nie wyjaśnia
KRS milczy, więc nawet jeszcze nie mamy osobowości prawnej,
a tu chłopaki chcą filmy kręcić, nie wiem do końca o co im chodzi, pomysł, na przekształcanie pomieszczeń, a wszystko w cyklicznych odcinkach
ale nie takich zwykłych pomieszczeń,
wyszukiwać będą najgorsze rudery, ubierać je w muzykę klubową i grę świateł
i nikt nie dorówna efektom,
ale poszukują uczestników tego dzieła, bo 15 osób w tym pół, to trochę inna parafia.
takie mam wątpliwości czy to się uda,
a ja pogrzebie trochę w konkursach na projekty, może pod ich kontem uda się coś stworzyć:)
i jeszcze dostać dofinansowanie na porządny sprzęt:)
przed blokiem robią chodnik i narzekają na autko,
nie rozumiem czemu akurat fiestuni sie czepili, bo tuż obok stoi jakaś bejka,
takiego, nie pójdę jej przestawić:)
dobra, teraz mam spotkanie z Trzecią falą Tofflera:(,
ciekawe co jeszcze nam dadzą do końca tego semestru..eh, co mnie obchodzi to jak kształtował się przemysł energetyczny, który w chwili obecnej tak na prawdę ustępuje miejsca szybkiej informacji:)
nie wdaję się w szczegóły do póki nie przeczytam do końca, może wtedy zmienię zdanie:)

tak to prawda jestem bardzo...niezdecydowana, ale moje się dokonanie może pójść komuś w pięty...

kto mnie pokocha?
ale koniecznie taką jaka jestem,

jestem dość uroczym stworzeniem,
mam słodkie niebieskie oczka,
jestem zagadką dla tych co mnie poznają,
jestem otwarta kartą dla tych co mnie już znają,
a to w sumie jedna osoba;) choć też nie do końca...
kilo piegów też w moim posiadaniu,
aspiracje na życie,
dobre serce,
wyuzdaną wyobraźnię,
robię błędy ortograficzne,
ech,
co by tu jeszcze,
nie wierzcie w to co piszę,
a co :)
marzy mi się bombonierka,
za kilka dni, już za dni parę, w piękny majowy dzień, choć ponoć wtedy była straszna burza
urodziło się owe stworzenie,
ponoć wyssało wszystkie soki z matki, dlatego wyglądało jak reklama opon;)
rocznik 84, ponoć przeklęty,
i ponoć jakaś chmura z Czarnobyla latała,
czy na prawdę ktoś myśli, że jestem naiwna?
tak zgadza się jestem bo czasem lubię zaufać komuś dla odmiany, jednak za dużo razy się zawiodłam, więc więcej ostrożności niż naiwności we mnie...
więc co jak co okłamać się nie dam,
nienawidzę kłamstwa,
a jeszcze jak ktoś zrobi coś złego i robi ze mnie tą złą,
a jeszcze gorsza opcja jest taka, że ktoś na prawdę tak uważa,
a jeszcze nie jestem taka głupia, nie które rzeczy potrafię wycenić, wartościować,
apropos wartości, takie moje, w serduchu,
tak więc jak ktoś już się zdecyduje to z jego zawartością:(
nie byłam dobra w marketingu
...ale jeszcze mam kupę zaświadczeń, papierków po jakiś kursach, itd, itp, dyplom prawie w ręce, blond włosy,ciepełko,
no ale co z tego, jedynie własnej wartości nie mogę jakoś zawyżyć,
a nikt nie chce takiego uszkodzonego towaru,
więc wycofuję ofertę
idźcie sobie

wtorek, 10 kwietnia 2007

cyniczka

http://www1.speedyshare.com/data/917394506/2945574/
56170954/alicja%20majewska%20-%20Odkryjemy%20milosc%20nieznana.mp3

Odkrywam świat i ludzi nie wiem, wolałam niewypowiedziane słowa, wolałam ciche moje myśli, nieskonfrontowane z prawdą, czy to dobre, że tak mało emocji we mnie teraz, że tak mało biorę do siebie, wszystko i nic, dystans, spokój, stoicki spokój, i cisza w głowie, i milczy serce,
opowiem bajkę, była dziewczyna, widziała wszystko i smakowała wszystko bez dystansu i z nim, i powoli, delektowała się każdą chwilą swojego życia, a teraz jakoś tak po powierzchni płynie, ani jej w głowie zanurzyć się, w całości wskoczyć, zapomnieć o wszystkim, nienawidziła swojego nadodczuwania, a teraz tej płytkości nie mogę strawić, znieść,
tak w ogień wskoczyć i by znów balansować po linie, po przepaści
a jakby tak zniknąć, wyruszyć w podróż,
zacząć od nowa, zacząć od budowania, nie niszcząc,
nie da się, ale może właśnie to dobre wyjście,
jeśli nie teraz to z pewnością skrzywdzę więcej istnień ...
nie wierzę w miłość, taką miłość, jaka wszędzie do koła,
nie wierzę, bo to wszystko właśnie jest tą powierzchnią,
tym czymś nie do przejścia
żyję w świecie tchórzy, a ja w nim na czele...
nie chce w to wierzyć,
ale za to tli się coś co mówi, że
gdzieś tam,
gdzieś
jest

czwartek, 5 kwietnia 2007

przesyłka za pobraniem

Wesołych Świąt,

ojcu, by się obudził (dziś skoro świt przyjechałam, otworzył mi drzwi nic nie powiedział, a na jego policzkach płynęły łzy, czy to przez wspomnienia, czy tęsknotę za czymś czego nigdy nie było, dopiero teraz jak o tym piszę, jest mi go żal, wtedy, zrobiło mi się niedobrze)

mamie, by się zakochała (ona jest najbardziej zakompleksioną osobą na ziemi, a lata za nią 5 facetów, ale... zawsze ma ale, bo ten 8 lat młodszy, bo tamten kurwiarz, itd itd, co to znaczy jeżeli nie spróbuje, tylko będzie uciekać...)

siostrze, nie wiem jeszcze, ale dziś się dowiem, bo zaraz się z nią widzę

bratu, od egocentryzowania

babci zdrowia

raczkom... znajdźcie ojczyznę, tą swoją

łośkom, dużo dzieci na nowej drodze życia, i żeby P. dorównała teściowej w kuchni;)

A., żeby miał to czego pragnie, unormowanego ciepłego gniazda, i by jego ideały świeciły, jak świecą, lśniły jak lśnią (moje w tym życzenie by to nie odbywało się moim kosztem)

Misiakowi, by już nie szukała, by on był tym, wyborem na 6, bo to, że z odzysku to nawet chyba na plus, ale tylko w tym jednym, osobliwym przypadku,

T., anielicy stróża, tylko takiej równej babki, takiej na trzy typy biznesklasa w opływowych kształtach co i sprząta i gotuje, a w szafie trzyma rogi;)

B., każde wyszczególnienie z osobna:)

sobie:) hym by nie utopili mnie w strumieniu na dyngusa, bym obroniła jeszcze nienapisaną pracę, bym eh, by mama miała rację;)

i by słońce świeciło...

i jeszcze tak banalnym akcentem na koniec... by każdy był szczęśliwy w swoim płaszczu który zakłada i by był on praktyczny, wygodny, przyjemny w dotyku, po prostu

Qualitet...