sobota, 21 kwietnia 2007

brrr zimno:)

łoj te moje kości,
zźajana wspięłam się pod górę, oblało mnie potem,
jak zresztą zawsze w tym miejscu,
a potem przewiało, eh teraz łupie tu i tam, dreszcze po mnie biegają, jak w Kingsiezie ludzik po Figurze:)
ale realizuję program: spełniamy marzenia,
takie prozaiczne, takie banalne, a jeśli to marzenia kogoś kto tylko i wyłącznie marzy a jak chce się mu pomóc to zaprze się rękami i nogami w drzwiach i za Chiny nie idzie go wyciągnąć... to tym bardziej dumna jestem z moich dokonań,
ostatnimi czasy babci mojej się zemdlało i wylądowała na ostrym dyżurze,
poszłam w odwiedziny w niebieskich kapciach, uczesałam ją, nakarmiłam, bo właśnie obiadek wozili,
umyłam ręce gdzie musiałam odczekać najpierw 5 minut aż zacznie lecieć kryształowa woda,
nie rozumiem, tłumaczyłam sobie to jakimś pęknięciem rur, czy czymś takim,
co jak co ale w sterylnie czystym szpitalu brunatna woda...hym
to tak jakby w kościele zamiast opłatka podawali obiad i deserek i do popicia połówkę
i w tym szpitalu pomyślałam...o czym ta moja babcia marzyła zanim dopadł ją dziadek Alzheimer... o czym śniła, teraz rozmawia z duchami przez sen, z duchami przeszłości, tzw wspomnieniami, słodkimi i tymi mniej,
następnego dnia babcia chyrla, no to ją załatwili, a osłabiona tylko niby miała być z powodu ciśnienia i miała tylko kroplóweczke na wzmocnienie żyłkami się napić,
serce wali mi jak szalone, pomyślałam, że spokój jest wskazany, ale to wszystko przez akcje propagandową mediów... bo moja myś brzmiała.. kolhydrol podali, nie jest możliwością przecież z dnia na dzień z otępiałego uśmiechniętego rumianego człowieka zmienić się w tak samo otępiałą, ale rybkę która ledwo zipie i ma cały czas otwartą buzię, a do tego kolor skóry....tak wyglądał mój dziadek jak przykrywali go prześcieradłem,
eh, nie, muszę sobie wkręcać, biegiem do pani doktor i najpierw zrypkę ja zapuściłam, a potem dwa razy taką dostałam:)
oczywiście na stopie pełno kulturalnej, bo jakżeby inaczej:)
wypisali babcie,
dziś siedziała już rumiana przy kominku, a ja mogłam pomóc mamie zwiedzać świat;)
w poniedziałek wyjeżdża, do sierpnia, ale ...i tu dobra nowina, przynajmniej dla mnie:)
to ostatni jej wyjazd tam, z pewnościom w tym charakterze,
ten czas poświęciłam jej, a praca jak się nie pisała tak się nie pisze,
a do tego inne naciski i jak tu nie osiwieć:)
ale kto? kto jak nie ja dam sobie rade:)
dziś leczyłam dodatkowo kaca, ten gość nie zna umiaru bo jak się już czepi delikwenta to rozsadza głowę przez cały dzień:)
a ja zapomniałam, że gorzką żołądkowa tylko z popitką i zagrychą nie robi krzywdy:)
więc sączyłam ja przez zęby jak likierek, mniami rozgrzewa gardełko, zwłaszcza jak ktoś jest zmarźluch:) na zimne dni kieliszeczek gorzałeczki, a na upały chłodzący wargi błyszczyk powiększający przez mikrokrążenie usta...takie tam babskie głupoty gadam.
idę luli, bo teraz to już nie z kaca głowa boli, tylko grypeczka się szykuje:)
jak tu spełniać marzenia kiedy nie wie się co tak na prawdę w sercu...
w moim sercu...
nikt nie wie nikt nie zgadnie co w mym sercu siedzi na dnie...to chyba taka piosenka była,
a w mym sercu ...
nie ma nikt takiej nadziei jak ja, takiej wiary w ludzi i cały ten świat...to też chyba taka piosenka;)
nie znoszę czosnku a w zamówionej sałatce nadmiar go podali, wole sos vinegre, ale te wszystkie czosnkowate na grypę ponoć skutkują wyleczeniem, tą wiedzę zawdzięczam właśnie tej mojej bidnej babci co to przyrządzała wywary z czarnego bzu i spirytusiku, syropek z jakiś żółtych kwiatków, syrop z cebuli i cukru:P albo gorące mleko z rozgniecionym czosnkiem i miodem.tak wtedy lubiłam ten smak, teraz brak mi odwagi:) ale co ja tam mogę powiedzieć skoro kiedyś to i surowe jaja podkradałam kurom i wypijałam ich zawartość, teraz brzydzę się jajecznicę zjeść jeżeli nie jest przysmażona do chrupkości:)

Brak komentarzy: