sobota, 24 marca 2007

dało to więcej niż tysiące układów!

mokro w tym Wrocławiu, zimno,
stopy sine, włosy rozczochrane, make up spłynął,
ale o tym nie myślałam
Utopia, marzy mi się taka droga, taka przy której rosną krzaki (ale tylko za potrzebą), polna droga, gdzie nikogo nie ma, gdzieś na drugim krańcu świata, gdzie mogła bym być sobą, prawdziwą,
nie skażoną układnym ułożeniem nóg, poprawną gestykulacją,
taka chatka na odludziu, gdzie miałabym szafę lnianych sukienek, gdzie latem biegałabym boso, drewniana podłoga, gliniane wazony na oknach
ogródek przy domku, piec kaflowy,
trzy pieski biegające jak szalone (tylko nie dobermany;) ), kiedy pani wraca
... i drugie życie, bo w tym domku byłby pokój ze ścianami gładkimi, idealnie wykończonymi, w kolorze oliwki, szafa w stylu eco, gdzie wisiały by garsonki, pantofle w klasycznym układzie, gdzie na toaletce stałaby lampka wina a w szkatułce sznur pereł, a na środku wielkie łoże z satynową pościelą,
potrzebuję obu tych światów by normalnie funkcjonować
bo po prostu znam każdy z nich i w obu czuje się dobrze choć tęsknię zawsze do tego w którym mnie nie ma.
brąz czy błękit, głębię czy powierzchowność, dzikość czy stagnacje, wolność czy bezpieczeństwo, siłę czy eh,
wiem że teraz pogrążam się w tym czego nie przeskoczyłam, nie dokonałam, i nie tylko ja, czy jest taka siła co pokona mój mur, czy jest taka?
może wystarczy tylko wziąć mnie przez kolano i paskiem z rzemykowym splotem przywołać mnie do porządku.
to nie jest tak, że noszę maski
po prostu
wiem czego oczekuje świat ludzi i wiem czego oczekuję ja od świata, a
to są rzeczy nie do pogodzenia, w żaden sposób,
całkiem różne, całkiem odmienne.
...dziękuję że jesteś.

Brak komentarzy: