środa, 14 marca 2007

Brak tytułu

jestem sekretarzem,
ale nie o to chodzi
nie o władzę
ale o sprawdzenie ile mogę z siebie dać, ile siły, ile pasji, ile osób zarazić,
kocham walkę, rywalizację, kocham działać
mój żywioł
tym bardziej, że walczę z kobietą,
jak miałam nasiadówki przed egzaminami wariowałam, że siedzę w domu, dusiłam się.
zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami,
słuchałam, na prawdę słuchałam tego co mówią,
i próbowałam do nich dotrzeć, bo do ojca,
bo do brata nie potrafiłam
i zawsze czułam się winna tego, że nie mogłam im pomóc, że nie potrafiłam, aż zaczęłam od nich uciekać,
kobiet słuchałam i uszy mi więdły,
ale niech nikt nie mówi, że kobiety ze sobą nie rywalizują, to fakt zawsze i wszędzie, mężczyźni też, ale to inny rodzaj sportu:)
różnica jest taka, że mężczyzna jest bezpośredni, a kobieta szuka tysięcy ścieżek do celu.
zamiast migowego się uczyć siedzę i piszę, popijam kadarkę ze szklanki bo kieliszków się nie dorobiłam,
jeszcze apropo tej rywalizacji, myślę że to zdrowe, że tak zbudowany jest świat i mam nadzieję, że koleżanka bogatsza o doświadczenia,
nauczy mnie czegoś co potem mi się przyda w życiu, bo zdolna jest, ma charyzmę, jak to się mówi - kopa:)
a ja... cóż jeszcze tylko dziewcynką;) dziewcynecka mała mrówecka, mróweczunia

Brak komentarzy: