sobota, 31 marca 2007

no, dobrze że brat ma neta:)

pssst,
kochanie,
nie ma dobrych ludzi,
pssst,
idę robić swoje,
idę naprawiać świat,
ładnie dziś na dworze, tylko czemu ciągle czuje zapach stęchlizny,
po co idę gdzie idę nie ważne, nic nie ma znaczenia, nic
tylko to co jest teraz, to co mam teraz i ile za to zapłacę swoimi myślami,
sobą...
psst,
kochanie,
ale ja jestem zrównoważona , wiesz,
kochanie,
dlatego idę, tam gdzie horyzont,
tam gdzie jakiś mój cel,
nie, nie ma dobrych ludzi!!!
nie ma.
wiesz chyba jest mi zimno,
cieplej nie będzie..

i kto tu jest skomplikowany:)

nie ma to jak być zmieszanym z błotem od rana, lubiłam taplać się w błotku jak miałam 50cm wzrostu, świeżutkim po burzy, ale w takim jak te, nawet najbardziej skrzywiony człowiek by nie chciał się popluskać, nie zniósł by tego fet..oru
że co niby że ja... co że miłość?!!! pff
że co, że można bezkarnie deptać po mnie, o nie
wole ciszę po stokroć i mój spokojny świat, wzburzony w środku,
jestem zwykłym człowiekiem, zwykłym malutkim człowiekiem,
na chwilkę myślałam, że można granice przejść i będzie dobrze i że nikt się nie zorientuje i każdy wróci do siebie,
myślałam, że jeszcze mogę choć na chwilę poczuć się znów najważniejsza na świecie
słodko płynęły rozmowy, a myślałam, też że ktoś naprawdę mnie rozumie, po raz pierwszy w życiu, że ktoś czuł to co ja, oj głupia,
może to jakaś moja wina, może błędne sygnały wysyłam,
lubię moje ułożone życie, i nigdy bym go się nie pozbyła i tak było w drugą stronę,
nie szukałam całkiem innej drogi,
jestem szczęśliwa, a tego nie dostrzegałam, tak po to właśnie miałam spotkać kogoś by mnie kopnął,
upadłam, ale z uśmiechem wstałam szybko, strzepałam kurz, a to wszystko trwało sekundę:)
już się wyżaliłam
już mi lepiej, po to piszę bloga,
nie ma mowy, wirtualna rzeczywistość nie jest dla mnie, trzeba zacząć żyć.

w jakimś blogu przeczytałam tekst do zdjęcia, to było coś w stylu:
- musisz zacząć żyć prawdziwym życiem
- prawdziwym życiem?
- nie tym którym byś chciała żyć, ale tym którym żyjesz!
jak można aż tak się pomylić, jak ja mogłam aż tak się pomylić!

skutki picia wódki

alkohol złym przewodnikiem, nie dobre piweczko, fuj, be
a co najlepsze, że ostatnio wcale dużo mi nie trzeba,
za dobrych czasów
po 8 człowiek nawet prosto stąpał, a piło się od wieczora do rana, ale obowiązkowo z całą paczką:)
oj starzeje się chyba, bo wystarczyły dwa nie całe i pozamiatało mnie równo,
naśmiałam się w toalecie, a może raczej przeraziłam, stały sobie dwie dziewczynki, ze 14 góra bym dała, bo make up nie zatuszuje wieku, obojętnie czy ktoś chce się odmłodzić, czy postarzyć,
mimowolnie musiałam wysłuchać ich rozmowy, no cóż,
- to jak do Jeleniej jedziemy
- no do Jeleniej
- teraz to dopiero party się zacznie
- ale ty naprawdę chcesz? ile on ma lat?
- 24. Jak siedziałam u niego w domu, dziewczyno, zajebisty jest, wyszedł właśnie spod prysznica, wiesz wypachniony wyżelowany, stanął przed lustrem i jak on się zaczął prężyć, wyginać, jak kociak, w samym ręczniku, czujesz...?
i wiesz co powiedział?
- co?
- powiedział, że dupcia płaska ale jest i klepnął się w ten płaski tyłek
- tak? żartujesz
dziewczynki jeszcze coś sobie gadały, ale ja wolałam się wyłączyć, wystarczył mi szok po metroseksualnym cwaniaku co wypina muskuły przed lusterkiem i rwie nastoletnie dziewczynki...
przepraszam jeżeli kogoś wczoraj uraziłam, naprawdę spokojny ze mnie człowiek,
na forum mojego miasta po powrocie jakieś dziwne rzeczy powypisywałam, o komornikach i necie, może to przez film, który widziałam przed wyjściem z domu, z Chyrą i Kożuchowską.
A nad ranem śniły mi się kochoszmary.
No a dziś po trudach dnia mam grila na powietrzu, marzyłam o takowym, i z 20 osób będzie:)
I like it (and eat kiełbaskę z musztardą, i grzybki ;) w occie)

piątek, 30 marca 2007

Kwitnę:)

To wcale nie jest łatwe udawać, że nic się nie stało...
Tobie to łatwiej przychodzi... tak myślę

nazbierałam wielki bukiet zawilców, ale zwiędły kwiatuszki zanim dojechałam do domu, ojciec kładzie panele w swojej części globu, a niech kładzie, choć motywacja mu słabnie,
kupiłam mamie łóżko wielkie, olbrzymie, bo takiego chciała, zawsze, a teraz ma urodziny, ciekawa data 6.4.64, ucieszy się, na tym łożu zmieściłyby się cztery osoby:)
oczywiście przymknęłam oczy na komentarz ojca w stylu, że jakiś Hans przyjedzie do towarzystwa i że on sam ma takie rogi jakie na czaszce barana co w łazience na oknie leżą,
kiedyś mieliśmy takie stado baranów,
karmiłam smoczkiem jagniątka, i patrzyłam jak przed wiosną koszą ich grzbiety z wełny,
a niedawno jak porządkowaliśmy strych to wyrzucałam ich stare przegnite skóry,

pan z transportu przestraszył się psa, jak tak przyjrzeć się Snikersowi to kawał bydlaka z niego, jak pies jest swój, to nie odczuwa się go jak potencjalnego zagrożenia,
nie wiem jak mam poprosić o pomoc ojca z wykończeniem kominka, bo oczywiście siostra pierdzieli i na mojej głowie zostawiła wszystko,
ja przecież tam nie mieszkam jaki w tym mój interes, tylko taki by radość mamie sprawić,
jutro pojadę i będę błagać,
dziś tylko delikatnie podpytałam się co i jak,
jakieś teowniki, sriki mam kupić, wełny mineralnej trochę i git, reszta jest,
nie mam pojęcia gdzie jakiegoś tapicera dorwać, bo na znajomego nie ma co liczyć, kanapy obija już od przeszło pół roku,
dobra, plan na jutro, 4 piwka dla ojca, 2 dla brata i 1 dla Kici
zakasać rękawy i robota wre,
listwy drewniane podłogowe w mamy pokoju, sufit w łazience poprawić, bo bratu ręka się trzęsła jak łatał szparę miedzy regipsami, firanki wziąć od babci i wyprać,
no ja bym oczywiście nic nie wieszała
bo jak okna ładne to i rolety same wystarczą, nie lubie firanek, zbierają tylko kurz i zasłaniają widok za oknem,
sobie pranie też muszę zrobić bo przez tydzień niezła górka się nazbierała.
jestem taka uniwersalna jak ktoś mi kiedyś powiedział:)
ale na niektórych facetów nie ma co liczyć z tego prostego powodu, że nowa generacja komputeromutantów w ogóle nic nie potrafi robić, poza gowaniem i pracą na komputerze, no a jeszcze jak ta generacja nienawidzi mojej rodziny, to niech ta generacja pocałuje się głęboko, tam gdzie nie dosięga słońce, wole liczyć na siebie niż na kogokolwiek

Mamę przywitam torcikiem, balony kupiłam,
chyba marzy mi się powrót w przeszłość, ale wiem że nikt mnie nie wyśmieje za pomysły, tak kojarzy mi się wiosna, z urodzinami mamy. Kiedy to dzień wcześniej piekłam tort, z wszystkimi przetworami jakie były w spiżarni, potem skoro świt biegło się do sadu nazbierać bukiet żonkili, laurka gotowa czekała już od tygodnia, jeszcze tylko obudzić mamę wskakując na łóżko i drzeć się wniebogłosy... coś w stylu: sto lat, dla słoneczka największego na świecie
potem jeszcze przygotowań kilka do wieczornej popijawy dorosłych gości, a młodzi lecieli po kolejne siniaki grać w nogę, dobra byłam w kiwaniu:)

no to tyle, a wy jak szykujecie się do świąt?

środa, 28 marca 2007

portfel

skarbnica pamiątek
miałam kiedyś włożony weń pierwszy bilet na tramwaj, notkę, że przyjęli mnie na studia, ...ukradli,
mam drugi, czarny, brzydki, nie ma to jak wspomnienie po tym pierwszym,
pieczątka na kawałeczku papieru po pierwszej działalności gospodarczej, alfabet grecki którego uczyłam się od Jorga nad jeziorem pewnego popołudnia,
mam też pokruszona czterolistną koniczynę, którą znalazłam zasuszoną w książce Lema,
oczywiście zdjęcia mamy brata siostry, mam z 5 kart na cpn, trochę to trwa zanim znajdę właściwą na właściwej stacji:)
mam jeszcze coś, kiedyś znalazłam na strychu stare gazety, gdzie wychodziła rubryka poezji, liryczne okienko, czy jakoś tak
i tam był wiersz Baczyńskiego, słowa do deszczu, przeczytałam, cała w kurzu, pajęczynach cisnęłam gazetą, popłakałam się, siedziałam sobie w ciszy i poszłam,
po jakimś czasie wróciłam i wyrwałam ten fragment, noszę w portfelu, bo zastrzegłam kiedyś że chcę mieć te słowa wyryte na moim grobie, wszyscy się śmiali, a ja mówiłam poważnie..
zaprogramowane mam szybkie zejście z tego świata i wcale nie jest mi z tym źle, rodzina rakowa, mama, ciotka, dziadek, pradziadek, babcia, kuzynka, itd, oni mieli, mają i udają że jest ok, mama postanowiła nie poddać się chemii, nikt jej nie przekona, źle mi z tym, że ona się poddała, i źle mi z tym,że ona nie umie cieszyć się życiem,
a ja patrze przez to moje okno i ciepło się robi, bo świat rozkwita, i ja rozkwitnę, może rozkwitnę...

wtorek, 27 marca 2007

na nową drogę

nie tylko mnie słońce się udziela, wylegli na ulicę ludzie,
uśmiechnięci, z zaspanymi twarzami, jak niedźwiedzie co wybiegają na łowy po śnie zimowym,
duzi, mali,
kobiety z wózkami, tych było oblężenie,
nie chce mieć dzieci,
miałam trzy lata na etapie mojej rodzicielki,
i co to dobrego dało, że mogłam się chwalić w klasie młodą mamą,
nic więcej,
powoli budzę się do życia, ale nosi mnie energia,
zaliczone okoliczne biblioteki, nasiadówki na dywaniku przed półkami z książkami, dały dużo, zadowolona dotarłam do domu, bo łupem moim padła ciekawa pozycja, wyszarpana od pani obok, myślałam,że w domku troszkę spokoju będzie, do którego można powiedzieć, że przywykłam, a tu nie,
straszna rzecz, kiedy facetowi rosną zęby mądrości, a jeszcze dwa na raz,
już spisuje testament, żegna się i życzy udanej drogi życia;)
a jeszcze jak do tego zaraził się katarem od ciebie, eh szkoda że jeszcze nie wymyślono kawałów o tak biednym stworzeniu:) męczą tylko blondynki i teściowe,
wykupione pół apteki, co 5 minut trzeba zrobić herbatkę z cytrynką:)
i jeszcze maść dla niemowląt na wyżynające się kiełki,
najlepsze jest to, że jak wróciłam to owy facet czytał forum gdzie opisywane są różne przypadki,
doświadczenie tych co mają to już za sobą,np. jak ząb przebił policzek, albo jak komuś rosnące zęby pod naciskiem spowodowały wykruszenie, miażdżenie się jedynek,
nazywam to samozadręczaniem,
jak tu takiego delikwenta uspokoić?
tak, wiem krytycznie na mnie spojrzą ci co znają ten ból, ja jeszcze tego nie przechodziłam, ponoć komuś wyszły w wieku 70 lat, koleżanka, taka miła spokojna mówiła, że kiedy na nią pora przyszła, pokłóciła się z rodziną, uciekła z domu i nienawidziła nikogo...ech może to nie wina tych zębów,
straszą przy każdej okazji, jest taka tendencja wśród ludzi,że lubią straszyć żółtodziobów, tak delikatnie subtelnie, a co niech wiedzą przez co oni sami przechodzili
...............to właśnie tak na pocieszenie,
a jeszcze jedno
naukowcy stwierdzili, że 90% naszych lęków nie ma wcale uzasadnienia, jest bezpodstawna, i się nie spełnia:)
także z litanią pożegnalna można jeszcze zaczekać:)

9.

- nie kocham cie! krzyczy mała na korytarzu:)
Tata - ciiiiiii bo ludzie usłyszą
jak to, ja nie mogę krzyczeć
- tato... a dlaczego
- co dlaczego?
- czemu nie mogę krzyczeć? - wyszeptała dziewczynka
- bo to brzydko
- tato
- co
- (szeptem)nie kocham cie
- czemu?
- bo nie mogę krzyczeć i chcę na podwórko
- jak zjesz śniadanie
- a mogę płatki?
- nie
- nie kocham cie
- nigdzie nie wyjdziesz
- dlaczego?
- bo nie
Za parę chwil dało się słyszeć echo po bloku, płyta z arką noego na cały regulator.
Za chwilę cisza... i tupot małych stópek po schodach.
- już do domu!
- nie
- to nie wracaj - dziewczynka zatrzymała się, chwilę pomyślała, i pokazała język, pobiegła.
Wiedziała że nie czekają ją żadne konsekwencje.
- Tato uśmiechnął się i zamknął drzwi.

Bajki można interpretować na różne sposoby, doszukiwać się w nich nie wiadomo jakich sensów, ale tylko autor zna przesłanie, czasem ono jest, a czasem go nie ma. ryzykowna zabawa... w sens.
Nigdy mnie nie było, nie będzie. To należy zapamiętać.

poniedziałek, 26 marca 2007

Ewangelia

Była sobie taka bajka:
- nie no, błagam,
co Ty w ogóle o mnie wiesz!
czy to takie dziwne że cholernie się bałam?
czy to naprawdę takie dziwne?
nie mów co ja myślę, co myślałam, bo mylisz się,
cholernie się mylisz!
Spójrz na mnie, przypatrz mi się...

(ironiczny śmiech) i tak nic nie wyczytasz, bo nikt nie umie czytać mnie, tą sztukę opanowałam do perfekcji, ludzie uciekają do problemów, nie chcą nikogo prowadzić za rękę, właśnie po to mi ta umiejętność, by ludzie nie uciekali ode mnie, bo to ja jestem ich ratunkiem,

nikt nie wie jak gotuje się we mnie, jak bardzo jestem niepoczytalna, nie chodzi mi o pieprzone świństewka... nawet nie wiesz o czym mówię, bo ten kto ma choć trochę ludzkiego pierwiastka , ten mnie nie zrozumie. Dobroć, wszystko to... powierzchowność!

Jaki jest Twój stosunek do całej sprawy chyba już wiem, sam mi go przedstawiłeś wkładając to wszystko w moje usta, wszystkie te słowa w re:pielęgnacji..

tak, chyba już wszystko doskonale rozumiem! - kobieta podniosła w tym momencie głowę i spojrzała w oczy chłopca co siedział obok.

- jest taki test niedokończonych zdań bonetta, beneta, czy jak go się tam pisze, że kiedy go wypełniasz, przekształca się Twoje słowo, od ....on zrobił, potem ... to zrobiło, tak nieokreślenie, potem nawet sęe nie zorientujesz a będziesz pisał o sobie, o swoich własnych uczuciach i twoim postrzeganiu krzywdy... będziesz mówił... JA -chłopiec nawet nie drgnął, twarz jego skierowana była w stronę kobiety. Wzrok wyglądał jak u nieboszczyka który nic już nie czuje, zawieszony w przestrzeni, pytający ale i tak mętny.

- co robisz? - zapytała przerywając ciąg myśli.
- nic, ja tylko próbuje Ciebie zrozumieć...
- wiesz że to jest nie możliwe?
- wiem
wiem bo do póki sama siebie nie zrozumiesz nic z tego nie będzie
- więc ...?
- powiedz tylko mi co naprawdę czułaś
- powiem,
ciebie, bezradność Twoją, zagubienie
- i dobrze Ci z tym było?
- tak, bo byłeś prawdziwy, a nie taki jak nakazywał Twój plan.
- a jaki miałem plan?
- ty mi powiedz..
-dobrze,
mój plan był idealny!
- a ja go zburzyłam?
- tak, ale teraz to nie ma znaczenia
- bo nie przeskoczysz tej twojej krzywdy?
- bo już nic nie czuje.
- jak to?
- stałem się taki jak ty!
- przytul mnie a zrozumiesz co jest we mnie w moim uciekaniu od Ciebie, a jednocześnie rozpaczliwym poszukiwaniu..
- nigdy już więcej
- odchodzisz?
- tak
- nie odchodź...

Zapadła cisza, światła zgasły. Aniołowie się radują, bo stary porządek nie został zburzony. Świat stoi jak stał i nic się nie dzieje.

Wierni zgromadzili się na mszy, jakie było ich zdziwienie, gdy na uśmiechniętej twarzy kobiety z obrazu pojawiły się łzy.

W głuszy dało się słyszeć coś tylko, jak słowa: ale nikt nie rozumiał ich treści.

sobota, 24 marca 2007

dało to więcej niż tysiące układów!

mokro w tym Wrocławiu, zimno,
stopy sine, włosy rozczochrane, make up spłynął,
ale o tym nie myślałam
Utopia, marzy mi się taka droga, taka przy której rosną krzaki (ale tylko za potrzebą), polna droga, gdzie nikogo nie ma, gdzieś na drugim krańcu świata, gdzie mogła bym być sobą, prawdziwą,
nie skażoną układnym ułożeniem nóg, poprawną gestykulacją,
taka chatka na odludziu, gdzie miałabym szafę lnianych sukienek, gdzie latem biegałabym boso, drewniana podłoga, gliniane wazony na oknach
ogródek przy domku, piec kaflowy,
trzy pieski biegające jak szalone (tylko nie dobermany;) ), kiedy pani wraca
... i drugie życie, bo w tym domku byłby pokój ze ścianami gładkimi, idealnie wykończonymi, w kolorze oliwki, szafa w stylu eco, gdzie wisiały by garsonki, pantofle w klasycznym układzie, gdzie na toaletce stałaby lampka wina a w szkatułce sznur pereł, a na środku wielkie łoże z satynową pościelą,
potrzebuję obu tych światów by normalnie funkcjonować
bo po prostu znam każdy z nich i w obu czuje się dobrze choć tęsknię zawsze do tego w którym mnie nie ma.
brąz czy błękit, głębię czy powierzchowność, dzikość czy stagnacje, wolność czy bezpieczeństwo, siłę czy eh,
wiem że teraz pogrążam się w tym czego nie przeskoczyłam, nie dokonałam, i nie tylko ja, czy jest taka siła co pokona mój mur, czy jest taka?
może wystarczy tylko wziąć mnie przez kolano i paskiem z rzemykowym splotem przywołać mnie do porządku.
to nie jest tak, że noszę maski
po prostu
wiem czego oczekuje świat ludzi i wiem czego oczekuję ja od świata, a
to są rzeczy nie do pogodzenia, w żaden sposób,
całkiem różne, całkiem odmienne.
...dziękuję że jesteś.

środa, 21 marca 2007

to tylko chwilka słabości...

jaką straszną rzecz zrobiłam

kiedyś kogoś znienawidziłam, wydawał mi się śmieciem,

rodzina czym jest rodzina, kura mać czym jest rodzina, czy mi ktoś powie, czy istnieje w ogóle coś takiego jak miłość?

jest tylko świat naszych potrzeb, jak zabraknie adrenaliny, szukamy związku, jak się ustabilizuje, dalej, jak oddania i bezpieczeństwa wtedy szukamy kogoś kto to zapewni!

....czułam wstręt, skreśliłam go jako istotę ludzką, bo skoro mnie i mamę tak skrzywdził, tą która aniołem w moim rozumieniu była, tą która świętością, moim sumieniem nienasyconym, to nie zasługuje na nic, nawet na życzenia w urodziny, filiżankę kawy kiedy przychodzi pocztę przynieść,

a teraz tak go rozumiem, każdy cios od nas, w jego stronę,


jaką cudowną rzeczą jest możliwość doświadczenia na sobie krzywdy!

upadlania!

gnębienia!

sprowadzania do małego człowieczka!

długo pracowałam nad tym by podnieść się z pewnej rzeczy, ja taka roześmiana, szalona,

taka kiedyś byłam... ponoć, nie pamiętam. Sprowadzano mnie do roli psa przez moją naiwność, ufność, do roli niedojrzałego do interesów gówniarza, zniszczyli moje ambicje i nadzieje na przyszłość, okradli i do tej pory żywią się tamtymi dniami, wtedy cała miejscowość była w to zaangażowana emocjonalnie, mogę powiedzieć nawet o rozgrywkach partyjnych.

a teraz wszystko wraca, jak na dłoni widzę moją przyszłość, a raczej jej brak



ja nie umiem !!!!!....
Boże jeśli istniejesz, krzyczę pomóż,
pomóż mi odbudować siebie
....i zawsze napotykam ciszę

chodzi mi tylko o to, że widzę naprawdę widzę jaki ma ktoś stosunek do mnie, tego nie umiesz, to zostaw, jak nie wiesz daj komuś kto się na tym zna, ja to zrobię, bo ty........, bo ty............., bo ty..........., ty..........., ty.............

codziennie sprawdzam w oczach przechodniów, w rozmowie z koleżanką, w posiedzeniach domowych, w dyskusjach, w działaniu, we wszystkim co robię w moim życiu

nikt mi nie mówi... pięknie wyglądasz, to znaczy, że muszę się poprawić, trochę słońca, witamin, nowa fryzura, nic, żadnych reakcji,

nowe ciuchy, wyśmiane,
zakaz chodzenia w szpilkach, wyśmiana spódnica,
ale tu takie zwykłe babskie sprawy,
ojcu powtarzałam, że jest nikim,
w twarz, mówiłam, że go nie pokocham!
ale to kłamstwo, kolejne zresztą
kocham wszystko,
dobre złe wspomnienia,
...tym jest rodzina Świętością!!!
nawet, gdy daleko, gdy rozsypana na części pierwsze,
i tu kolejny powód kłótni, mam zakaz spotykania z rodziną, nie tyle spotykania, bo zawsze mogę ... - wypier..... na Wieżę, tam skąd przyszłam,
mam zakaz przyprowadzania przyjaciółki do domu,
brata,
niechęć do mamy, do mojego domu, do wszystkiego, co związane jest z moim życiem, do wszystkiego co ukształtowało mnie i jest mną!!!!

a ja oczywiście muszę akceptować wszystko!!!

poniedziałek, 19 marca 2007

jak bardzo chciałabym to mieć za sobą, a mianowicie pożegnać wybory

lubię jak się układa wszystko, jeszcze jakby ten stres z pracą odpadł, a może raczej przyszły chęci do pisania:)

ponoć mam na wakacjach wziąć w obroty babcie, bo córka wyjeżdża sobie dorobić, jeszcze kuzynka przyszła któregoś pięknego popołudnia i pyta czy nie zajmę się jej dziećmi na wakacjach, bo jedzie sobie dorobić i pomieszkać z mężem, który już siedzi a raczej stoi i dźwiga ciężary zarabiając na chleb, a ja kocham mój kraj i nie pojadę tam, a ja kocham mój kraj i wierzę, że da mi możliwości zostać tym kim chcę, po prostu szczęśliwym człowiekiem, który nie będzie nienawidził swojej pracy, będzie dumny z osiągnięć i będzie się czuł spełniony, taki mam zamiar, być nawet w naszym upodlającym pięknym pipidówku

Poznałam na wykładzie dziś typy wg Holanda osobowości pracy, próbowałam się zakwalifikować, więc jestem ten heh, artystyczny rzecz jasna:) no i trochę sprzecznie, bo pół na pół reszty procentów konwencjonalny, uległy szczurek, kiedy nie jest pewien do końca swoich racji, dopóki nie poczyta i nie zgłębi przepisów, ustaw, opinii, i praktyki, ale jak już pozna wszystko, choć przez palce to od razu przedsiębiorcza jestem aż do szpiku;)

Ciekawe gdzie ja ich razem pomieszczę, Dawid 10, Kuba 5, Aniela 81, Andrzej 25 i 25,5 m kwadratowych. Nie, powiedziałam choć kacyka mam, że nie mogłam pomóc, radą tylko

- jedź z nimi, bo i tak macie się tam wprowadzić, chłopcy trochę angielski podszkolą

przecież z mieszkania do końca lipca weck.

środa, 14 marca 2007

Brak tytułu

jestem sekretarzem,
ale nie o to chodzi
nie o władzę
ale o sprawdzenie ile mogę z siebie dać, ile siły, ile pasji, ile osób zarazić,
kocham walkę, rywalizację, kocham działać
mój żywioł
tym bardziej, że walczę z kobietą,
jak miałam nasiadówki przed egzaminami wariowałam, że siedzę w domu, dusiłam się.
zawsze lepiej dogadywałam się z mężczyznami,
słuchałam, na prawdę słuchałam tego co mówią,
i próbowałam do nich dotrzeć, bo do ojca,
bo do brata nie potrafiłam
i zawsze czułam się winna tego, że nie mogłam im pomóc, że nie potrafiłam, aż zaczęłam od nich uciekać,
kobiet słuchałam i uszy mi więdły,
ale niech nikt nie mówi, że kobiety ze sobą nie rywalizują, to fakt zawsze i wszędzie, mężczyźni też, ale to inny rodzaj sportu:)
różnica jest taka, że mężczyzna jest bezpośredni, a kobieta szuka tysięcy ścieżek do celu.
zamiast migowego się uczyć siedzę i piszę, popijam kadarkę ze szklanki bo kieliszków się nie dorobiłam,
jeszcze apropo tej rywalizacji, myślę że to zdrowe, że tak zbudowany jest świat i mam nadzieję, że koleżanka bogatsza o doświadczenia,
nauczy mnie czegoś co potem mi się przyda w życiu, bo zdolna jest, ma charyzmę, jak to się mówi - kopa:)
a ja... cóż jeszcze tylko dziewcynką;) dziewcynecka mała mrówecka, mróweczunia

to chyba od tego słońca...

biegam biegam i jeszcze raz biegam,
na obiad jadłam chrupki :)
nie ma to jak truć się orzechowymi kulkami,
patrzę na mężczyzn, wpatruję się w ich tyłki, okropne, co ze mną się dzieje,
kiedyś patrzyłam na oczy:) a teraz w... pośladki, sposób chodzenia, bycia, musi płynąć, jak fala, silna pewna siebie fala, silne uda, pewne siebie uda,
w oczach dopatruję się tylko prawdy,
albo kłamstwa.. nic więcej,
nie szukam uroku,
stałam w kolejce takowy pan przede mną,
schrupała bym:) ale pod warunkiem,
bo wyobraźnia kogoś innego mi podsuwa:)
czar jest w całości,
w gestach słowach myślach pragnieniach, tam jest mrowienie po karku, ciepłe nadgarstki, miękkie kolana,
w spontaniczności w głosie w szaleństwie przemyślanym, rozważnym
w szaleństwie wysublimowanym,
takcie i jego braku,
takie pomyślenie było, że jeśli to byłby on, a bym go nie poznała
i tak byśmy się minęli gdzieś w gąszczu własnego zaganiania
zajęć, kontraktów, nauki, wszystkiego co naszymi przywrami
i bym tak stała za nim w kolejce i moje myśli i tak uciekały by w jego kierunku, a on by tylko spojrzał i zniknął, bo pewny siebie mężczyzna nie szuka okazji, okazja sama przychodzi,
nie byłabym okazją,
nie, bo poszła bym w swoją zaganianą stronę, i tyle z tej bajki by było.

wtorek, 13 marca 2007

w rytmie bluesa

mam kuzyna był w seminarium, chciał zostać księdzem, spokojny miły kiedyś miałam wrażenie, że to człowiek, który nie ma innych potrzeb poza chodzeniem do kościoła.
jak chcieli go tam w legnicy wydupcyć tu uciekł gdzie pieprz rośnie
14 kwietnia bierze ślub,
a czemu o tym mówię..
byłam wczoraj w domu u ojca, było ciemno, tylko gwiazdy dotrzymywały mi towarzystwa, nakarmiłam psa, a gdzieś na zachodzie widziałam fajerwerki, pies olewał nietypowe zjawisko, to zostawiłam go i weszłam trochę wyżej by je dokładnie widzieć, czułam wszystko co mi się z tym kojarzy, rodzinne wypady na plenerówki,
zapach lata, udeptanej trawy na Kwisonaliach, odgłosy muzyki oraz to, że zawsze sama oglądałam fajerwerki, gdy dookoła mnie tysiące par, a ja nie patrzyłam na te światełka, tylko na ich twarze mieniące się w światłach, tak, wtedy zazdrościłam... teraz się z tego śmieje, żal mi tylko jednej rzeczy, że i tej nocy byłam sama, jak wróciłam do domu też byłam sama,
nie, nie mam kryzysu:)
potem przyszedł na chwilę ojciec
- cześć - wymamrotał, zataczał się przy tym z lekka
- też oglądasz..
- piękne, prawda
- no, powiedz mamie... masz z nią kontakt? nie mów, że nie, na pewno masz,
powiedz jej, że Tomek bierze ślub i zaprosili mnie
- Tomek? nie wierzę, a z kim?
- katechetkę jakąś poznał - pomyślałam tylko, że współczuję im pożycia w łóżku
- no i jeszcze powiedz matce, że ją zapraszam, a jak ona się nie zgodzi to ja nie pojadę, bo sam przecież nie pojadę?
teraz myślałam tylko jak bardzo jestem podobna do tego człowieka...
kapka w kapkę, zanurzam się w jego myślach i czuję jego smutek, jego nadzieję, że coś jeszcze da się naprawić,
i smutno mi z nim, bo wiem, że nie da się i smutno mi bo wiem, że nadzieja nie jest dobrym doradcą,
ale chociaż trzyma przy życiu,
ale po co?
po to by patrzeć, by inni mogli uczyć się na błędach takich osób jak on,
dziękuję ci ojciec, że jesteś, kiedyś mówiłam ci tatuś, ale nie powiem nigdy więcej
- dobrze przekażę mamie!

sobota, 10 marca 2007

tradycję trzeba podtrzymywać

była sobie kobieta, która wyszła poza schematy, zrozumiała swoją wartość,
ma 54 lata, promienną twarz, charyzmę, trochę tlących się ideałów z przed lat,
ale dużo więcej nowych, a wśród nich ten najważniejszy...
własne szczęście:)
mieszka
z córką, którą rozpieszczała ale idąc po rozum do głowy uodparnia ją na zły świat pokazując jego...uroki:)
z mężem pijakiem, który kiedyś tak się napił, że chciał mi uszy obciąć:)
nadal pije i jest takim czymś, co łazi po tym świecie nie wiadomo po co,
z matką (i dziadziusiem alzheimerem),
a wszystko w m2,
ale to dodaje jej sił, mobilizuje do działania,
właśnie kończy kurs na prawo jazdy na nowych zasadach,
niedawno skończyła dyplomowe studia, a miała tylko studium uprawniające do pracy w sanepidzie,
zmaga się z wykrytym rakiem... który tak diametralnie zmienił jej światopogląd

...i ma faceta, dla mnie taka obślizgła ryba z niego, ale w tych sprawach się nie dyskutuje, to dla niej musiał mieć to coś, nie ważne, że on też ma żonę i dzieci, jakoś się tam im dzieje od spotkania do spotkania,

tak właśnie życie mija,

aj silne te babki w mojej rodzinie, tylko dlaczego faceci do dupy, wszyscy bez wyjątku, no może poza moim chrzestnym...pracoholikiem, który zawsze potrafił rozbawić mnie do rozpuku, perfekcjonista,

temperamencik mam po nim, fatalizm po moim ojcu, upór po mamie, kulawą moralność po chrzestnej, która w młodości z miłości do księdza wyjechała za nim do Francji, a teraz realistka konsekwentna... co tu kryć, silna jak jasny gwint:)

no, a ja, jaka będę?

rozważania na temat

pierwszy raz zetknęłam się świadomie ze śmiercią
kiedy w mieście ojciec przeczytał klepsydrę, że zmarł jego kolega ze szkoły średniej
popłakał się
wcześniej wiedziałam, że śmierć to coś smutnego, ale mnie to w ogóle się nie tyczyło, było tak odległe, jak studia, jak chrzciny mojego dziecka..
wystarczyły mi łzy ojca, by stwierdzić, że to jest gdzieś blisko, bliżej, że unosi się w powietrzu,
potem na jakiś czas zapomniałam,
zmarł jakiś wujek na zawał w dźwigu podczas drugiej zmiany,
byłam na pogrzebie, chociaż nie znałam go,
widziałam tylko sine palce, smród unoszącego się w powietrzu trupa przy temperaturze trzydziestu stopni i mnóstwo much, jedna wyszła z nosa ów wujka...
wybiegłam i zwymiotowałam
obraz z muchą jak z krótkometrażówki kinowej Łagodna reż Dumały, tylko tam o zazdrości, a tu o obojętności,
potem umierało dużo jeszcze ludzi, sąsiadów, znajomych a ja nie chodziłam na pogrzeby
aż znajomy się powiesił..
poszłam płakałam, było tak jak powinno być
znów zapomniałam o śmierci,
zajmowałam się dziadkiem, który dawał mi klapsy jak byłam mała, krzyczał na mnie
pił bił mamę żonę,
dorobił się padaczki alkoholowej, miał raka krtani i z rurką w szyi przeżył trzynaście lat, dostał wylewu,
tak, i patrzyłam na jego konanie z każdym dniem na jego mękę i stawał się dla mnie kimś ważnym, bo widziałam że żałował, że płakał, nie tyle z bólu co ze strachu przed śmiercią i zmarł, równo rok temu,
rozpaczałam po nim, po nieświadomości babci, jak poszła na cmentarz
- o popatrz ten tu nazywa się jak mój mąż..
potem zapomniałam na kolejny czas o śmierci..
aż teraz zmarł mój znajomy i płakałam, jakbym straciła bratnią dusze...
pusto, gdy komuś umiera ktoś bliski,
sama przeżyłam i rozumiem
powiem tylko...
przykro mi,
trzymam za rękę tych do których dochodzą myśli, że niedługo mnie to czeka i jeszcze gdy pytają o sens... życia, ja pytam...

piątek, 9 marca 2007

ruszyła machina i kto ją powstrzyma

pierwsze zebranie młodych, pada hasło utwórzmy stowarzyszenie
ok...
ale ja odniosłam wrażenie że nie wszyscy wiedzą czym ono się zajmuje... na coś jednak ta moja szkoła się zdaje, a i Panu dr A. dziękuję serdecznie i pokłony składam,
nie o promocje tu chodzi i podnoszenie statusu własnych czterech liter,
ktoś powiedział, że płytę chcą wydać..
bardzo dobrze, ale żeby płytę wydać nie zakłada nie robi się takich rzeczy,
boziu, trzymajcie mnie,
tak jako element dobrej woli,
ale najpierw określmy cele, potem zastanowimy się co dalej robić z tym fantem,
bazujemy na bałaganie totalnym,
ten robi zdjęcia, ta maluje, ten rysuje, ona pisze, on kręci, tamten gra, ech, takie mamy zróżnicowanie,
działa klub filmowy pod przyszłym stowarzyszeniem, działa fotograficzny (o czym dziś się dowiedziałam, jeszcze jakieś tańce w kręgu)
stowarzyszają się ludzie by propagować jakąś myśl, swoje ideały i aspiracje po to
by szerzyć to na masy... by Działać!!!
bo o angażowanie społeczności tu chodzi chyba najbardziej
nic, ja ich zdyscyplinuje, teraz zabieram się do tworzenia statutu, bo siedzibę mamy, no prawie, na poziomie negocjacyjnym
koneserom kina polecam film noi albinoi

9 marzec

6.49 bażant koło drogi
jedyny optymistyczny akcent tego ranka,
jak jest samiec to pewnie i samice gdzieś się kręcą i
niedługo kuraki małe będą latać pomiędzy źdźbłami
taki obrazek wsi polskiej mlekiem i bażantami płynącej
rodzi się nowa tradycja:)
podoba mi się taka forma spędzania świąt jakichkolwiek, ściśle przemyślana i zaplanowana
teraz gardło mi wysiada,
gdzieś po drugiej powrót do domu,
choć jeszcze by się posiedziało,
porozwoziłam pod drzwi towarzyszki,
docieram do mojego bloku,na palcach aby sąsiadów nie pobudzić, chociaż i tak są bardzo tolerancyjni,
zablokowane od środka, kuffa...
pukam cicho...
cisza,
pukam głośno ...
cisza,
tel. zablokowany, domofon pozostaje
dzwonie 15 minut
dzwonek obudziłby umarłego...
cisza,
na cpn po kartę, dzwonie
poczta głosowa
rano musiał mieć zapełniona skrzynkę od moich połączeń...
już prawie czwarta...
na Wieżę jadę,
pozamykane, nikt nie otwiera,
czeka mnie noc w samochodzie
eh nie, wgramoliłam się przez tajne wejście, dobrze, że dwie godziny snu,
obudziła się rano brat do pracy jaki był zdziwiony..
- co znowu coś powywijał...?
ja z dziwną miną..pokiwałam głową,
z głupoty można się tylko śmiać
dotarłam do mieszkania a tu jeszcze nasmrodzone
zatłukę!!!
nie ma litości dla stworzeń z mózgiem orzeszka

czwartek, 8 marca 2007

Polskę kocham i szanuję

sobota, wielki zlot rodzinny, jak tu się wykręcić,
nie mogę
byłam prowodyrką
a tu rozdziały pracy gonią
czasem mam chęć rzucić wszystko i po prostu zasnąć błogo,
szukałam ofert pracy, cóż mi z mojego wykształcenia, ładny plakat na ścianę mogę zrobić
i dzieciom pokazywać
dziś odebrałam indeks, wedle obietnic dopisali mi "i" resocjalizacja
gdyby było "z" to tylko element dodatkowy, a literka "i" daje mi drugi kierunek :)
a ja nie będę pedagogiem bo jakoś mi daleko do uzdrawiania świata
każdy kto był do cna romantykiem prędzej czy później zetknie się z brutalną rzeczywistością wolnorynkową,
tak, realistycznie myśleć muszę
daleko nie zajdę, no chyba że otworze przedszkole z monitoringiem internetowym baletem i takimi tam, mam dużo możliwości, kuratorem mogę być, dyrektorem, niańką w Anglii,
ale nie dla mnie to wszystko, trzy lata temu byłam kimś innym,
teraz za psie pieniądze zdzierać zdrowie i oddawać siebie, o nie
podziwiam ludzi którzy znaleźli złoty środek, którzy robią to co kochają i są w stanie samodzielnie autonomicznie egzystować

wtorek, 6 marca 2007

a propo kobiet

już słyszałam zapewnienie że z okazji 8 marca dostanę olbrzymi bukiet goździków, fuj, brzydactwo;)
nasze małe zrzeszenie kobiet wybiera się do jazz klubu atrapa które guzik ma wspólnego z jazzem,
wieczór z karaoke, tak dla samego wycia jadę:)
uwielbiam się drzeć wniebogłosy jak zagłusz mnie tak samo wyjących ludzi,
ech
żadnego naszego faceta nie będzie, maja zakaz wstępu do tego lokalu pod groźbą nocowania na wycieraczce
dostali nawet przyzwolenie na wypad na Wyspę albo Riviere na striptizik,
a my mamy się wybawić do białego rana,
więc zrobimy się na bóstwa
założymy szpilki,
ale co jest niezrozumiałe dla większości mężczyzn, że kobieta dla siebie samej może chcieć się czuć atrakcyjna
dzwoniłam by zarezerwować stolik, odebrał jakiś szorstki głos, który po chwili złagodniał,
- no nie mamy zwyczaju rezerwacji, ale ..:)
...być kobieta, być kobieta...cudowna rzecz
dziś ktoś zwątpił
...oj ja Ci pokaże jaka ze mnie kobieta...:)
albo nie
za radą komentarza wcześniejszego ..po prostu oleje
znam wartość swoją
bo we mnie jest sex co pali i niszczy
biodra mi opływa... wypełnia biust:)))

to mogła wymyśleć tylko kobieta

są tacy ludzie co żywią się sensacją,
co podnoszą wartość siebie, poprzez
tworzenie historii o innych, czarując dowcipem mają zamierzony plan
...krytykując innych pokazuję że ja jestem lepsza/y....
jacy jeszcze są.. nigdy nie mówią o sobie
o swoich uczuciach, lękach, przesądach, poglądach
zawsze na języku są inni,
a co najgorsze ale raczej oczywiste, że robią to nie wprost, ale za plecami
dziś nakryłam jedną takową duszę na gorącym uczynku i doprowadziłam do płonących policzków
jak zmierzyć się z taką koleżanką od siedmiu boleści,
i tu mały poradnik dla pań:
- to proces, a jak każdy proces, to również wymaga czasu,
- nie skreślać jej z listy znajomych, ale przyjąć jej osąd, nie do siebie, ale do wiadomości
- należy pamiętać, że ona może mieć poważne problemy i borykać się z pewnego rodzaju walką wewnętrzną,
gdzie każda koloryzacja zaistniałych faktów dodaje jej siły
- należy pamiętać że pozornie jest to zrównoważony typ układu nerwowego:)
- że łyka jak młody pelikan:)
co należy zrobić?
mówiąc wprost do takiej osoby co o niej myślimy może spotkać się z pewnym niezrozumieniem:) więc,
zapuśćmy plotkę, która musi się tyczyć raczej nas samych, by potem samemu się nie zapętlić a raczej nie paść ofiarą własnego podstępu
a kiedy ta plotka przekazana zostanie dalej jako fakt a jeszcze ubarwiona przez tą osobę
a my będziemy mogli to zdementować i jeszcze elegancko przedstawić na forum, nasze zamierzenia
osobie takiej przynajmniej na jakiś czas stanie język w gardle
co jest jeszcze ważne
poinformować o planach osoby do których plotka potencjalnie może być przekazywana
a i koniecznie zdradzając owy "sekret" powiedzieć ,że błagamy o dyskrecje;)i patrzeć jej wtedy prosto w oczy
tak to jest na tym świecie że plotki kołem się toczą

niedziela, 4 marca 2007

nie wiem, bo świat zwariował!!!

a myślałam że w weekendy
...nie patrzysz, nie szukasz!!!
że jestem tygodniówką
taką od poniedziałku do piątku, etykietą trudów powszedniości
myślałam...
że weekendową porą
przy świecącym słońcu na dworze
przy zimnych ścianach pokoju
przy tym wszystkim co woła Cię na zewnątrz
śpiewasz...
jesteś moim domem
(oczywiście że harlemu)
ale nie do mnie.
bo właśnie wtedy wracasz,
na dobre i na złe w zdrowiu i w chorobie
jak Bóg przykazał
i że tak będzie zawsze
i że za rok za dwa za 10
upewniony w tej piosence obejmiesz
ale nie mnie, tylko
jak Bóg przykazał
bo odnajdziesz klucz do szczęścia...
ale ja nim nie będę, bo przecież i nie byłam
.
odkrywcze?
nie mam daru przewidywania
intuicja też mnie często zawodzi
zawieszają się strony w necie
więc muszę jakimiś przenośniami gadać
grzywka leci mi w oczy
i jeszcze uderzyłam się o kant biurka
zaraz cisnę tym laptopem
eh

spokojnie
jutro też będzie ładny dzień
i ktoś powie że jestem wyjątkowa i że przecież nie mógł takiemu pięknemu stworzeniu spuchnąć duży palec u nogi
wrrrrr
nie ma wyjątkowych ludzi są tylko szare potwory które
od nas samych dostają przymioty boskie

pełnia chyba bo księżyc cieszy się
do rozpuku
razi po oczach

"bo Ty jesteś
moim domem!
całym życiem...
jesteś!
moim domem!
moją droga!
moim niebem!
jesteś!
byłaś! i
bądź...!!!"

..leci w słuchawkach
i jakoś mi tak dobrze że pomogę komuś coś kiedyś zrozumieć i że będzie pięknie jak
....Bóg nakazał
cisza znowu przyglądam się tej żarówce za oknem
coraz więcej uroku w niej dostrzegam
bo taka okrąglutka
i wczoraj nawet zniknęła na chwile by za nia zatęsknić,
no tak
ciemno by było
lubię cię żaróweczko
raz do roku musisz przypominać że mogę cię więcej nie zobaczyć

o, a teraz leci mój nowy skarb
gościniec..kochanka
choć nie lubię tych organków w tle
skrzypce kompensują ;)
z każdą nutą utulam się w dźwiękach i już ...
nerwy uszły
i palec mniej pulsuje

eh

już rozpoczął się ten ładny dzień
i rano będę głęboko oddychać

czwartek, 1 marca 2007

gonię życie

co ja mogę dać?
zapatrzenie w biedronkę na szybie
w krople deszczu skaczące po kałuży
moje klamoty poupychane w róg pokoju
szafę papierów i notatek
pudełko ze zdjęciami
pełen korytarz przechodzonych butów, które uwielbiam
stół zawalony literaturą butelkami po mineralnej w szklanej butelce i kwiatkiem w doniczce
siebie skuloną kiedy jest burza w dzień
siebie przy oknie kiedy jest burza w nocy
wyprawy do ogrodu by szukać przygód
w przemoczonym ubraniu i błocie po kostki
wyprawy miedzy ludzi by rozgryźć największą tajemnicę wszechświata... człowieka... który wymyślił psyche by nie urągać do rangi chemicznego zjawiska
ciekawość mogę też dać
..wszystkiego i wszystkich
dziwne pomysły, tak średnio tysiąc na minutę
burczenie i fukanie za byle co
przez 10 minut
rozczochrane włosy rano
zachcianki wieczorem
siebie w kocyku opatuloną
naiwny śmiech
głupie milczenie, którego się boje
bieganie i wszystko na już
brązowe cienie na powiekach
dłonie które nie lubią zimna
bliznę po wężu na prawym udzie
szepty do ucha
prowokacje na oczach tłumu
czerwoną letnią sukienkę po mamie z odkrytymi plecami
stertę popapranych myśli

ale całej mnie nikt nie dostanie
zawsze będę uciekać
jestem jak wiatr co zmiata śmieci z ulicy kiedy niemiłosiernie sucho
dobrze mi z tym

może kiedyś się zatrzymam, może nauczę się żyć rutyną, spokojem sielskim anielskim, ale póki co to życie ucieka
albo tak mi się wydaje
kiedyś będę jeszcze prosić, żeby zostawiło mnie w spokoju i poszło sobie teraz to moje pragnienie nienasycenie
ktoś kiedyś powiedział, że dzieci dodają nam rozumu, a jeśli ja go nie dostanę ...będę wdzięczna temu tam gdzieś w niebie