poniedziałek, 12 lutego 2007

mój pierwszy raz...

Lubań
W poczekalni jakaś kobieta 100 kg żywej wagi, 60 na karku,
i jeszcze młoda dziewczyna, obok stoi mały chłopczyk -Patryczku, Patryczku, ciągle mówiła do niego, po korytarzu tatuś przemierzał drogę patrząc się na swoje buty...czekają na coś ważnego, na co ?może ona znów jest w ciąży.
Z gabinetu wychodzi starsza pani z uśmiechem od ucha do ucha, stanęła koło wieszaka popatrzyła na małego, on ucieszony odwrócił się do ściany
kobieta, złapała w pasie spódnice zrobioną z czerwonego filcu i podciągnęła pod pachy
potem schyliła się i uszczypnięciem złapała rajtuzy w kostkach, przesuwając palce po spuchniętych nogach aż poczuła komfort. Uśmiech nie znikał z jej twarzy..
- następny może wejść- powoli próbowała się wygramolić z krzesła tęga pani, zniknęła za drzwiami.
Za chwilę dobiegały odgłosy jakiejś ssawki..
prychnęłam śmiechem,
za mną dziewczyna..
"Biedny pan doktor" -pomyślałam.
Patryczek rozochocony wpatrywał się we mnie i śmiał się
zaciekawiony tatuś podszedł do niego,
- co tam mały, podoba ci się pani? podrywacz z ciebie rośnie - a ja tylko patrzyłam jak mama zaciska pięści.
Mały się niczym nie przejął, śmiał się dalej, zalotnie mrugając ślipkami,
Zrobiłam się czerwona jak burak , patrzyłam na małego,
..myślałam, że nie chce mieć dzieci,
nie chce być za nie odpowiedzialna,
dzięki Ci Panie za tabletki.
Tato złapał małego za nos, mały mu oddał,
on złapał go za nogę,
mały mu oddał,
on za ucho,
mały oddał piąchę w nos,
tata wydarł się na niego:
- co robisz, nie wolno!
mama:
- Patryczku co żeś zrobił!
Mały nie wie co się dzieje, najpierw mnie biją i szarpią, to ja też i jeszcze za to obrywam...
Tata na palcach wytatuowane w kolejności HWDP,
Znów wszyscy zaczęli się śmiać ...
i było już ok.

Co było potem...
Jelenia,
zdzierstwo, miało być ok 2000 znaków i cena 120
- widzi pani tak jak mówiłam wyszło 2567 znaków cena 165
"wrrrrrrrrr"
- proszę mi rachunek wystawić..
- ale nie będzie pani potrzebny, tu jest pieczątka
- tak, wiem, ale proszę mi wystawić ten rachunek...
Na biurko poleciały druczki, pani tłumacz zacisnęła usta.
- proszę!
- dziękuję... - radośnie wstałam i wyszłam z pokoju,
jej został mały niesmak i.. moje pieniądze...
no cóż

droga do domu...

jestem potworem,
jestem
nie jechałam szybko, bo ograniczenie 50,
pierwsza ciągnęłam korowód aut
mała wioseczka,
małe pobocze
wyjeżdżam z za zakrętu
na środku drogi dwa gołębie, zwolniłam, samochód za mną nie zwalniał,
one nie odlatywały,
jak to? zawsze odlatują
zapatrzone w siebie..piękne
spokojne
nic dla nich się nie liczyło,
odnalazły siebie...
tak, one łączą się na całe życie...
a ja zabrałam ich szanse na płodzenie młodych, wspólne szukanie robaków, budowanie nowego życia razem...
zabiłam!!!
nie odleciały
nawet nie drgnęły
stojąc w swoim zapatrzeniu
jeden wielki huk
ja po hamulcach, straszne,
inne auta też zaczęły hamować,
ktoś palcem pokazywał, że nie wszystko ze mną w porządku, ktoś zatrąbił
i pojechały a ja stałam na poboczu darłam się wniebogłosy, włączyłam awaryjne
"oj kiepsko reaguje na stres"
patrzyłam jak inne auta poprawiają moje dzieło,
docierało powoli do mnie,
zabiłam, pierwszy raz w życiu zabiłam,
w ostatnim czasie dużo rzeczy robię pierwszy raz...
jestem potworem.
Byli ze mną siostra i brat
pokładali się ze śmiechu,
...z mojej reakcji, z tamtych ludzi, tamtym ludziom też było do śmiechu,
tylko nie mnie..
mnie na wymioty się zbierało, w głowie jak uderzenie gongu:
"stały tak...
w tym zapatrzeniu"
stały spokojne ufne szczęśliwe
wolałabym wierzyć, że to był akt samobójczy
ale nie wierze...

a na wieczór biała bielizna i szampan...
nie, założę czarną
mam żałobę...
a może przełożyć to na 14?
muszę się napić...
albo nie, będę się ograniczać,
jak Ci co rzucają palenie...
lubię zapach tytoniu,
lubię jak ciało nim pachnie
nie moje, kogoś,
tak pachniał mój dom,
moi rodzice,
przywykłam,
lubię zapach siarki z odpalanych zapałek,
dusi mnie dym
ale nie zapach po...

Brak komentarzy: