niedziela, 18 lutego 2007

bazi nazbierałam, ale brzydkie były

uderza powietrze do głowy...

rano na termometrze w pełnym słońcu 20 stopni,
jeszcze się trochę ogarnąć i wszędzie byle z dala od murów,
ktoś przywiódł mnie wspomnieniami na tamę,
taki też obrałam cel,
kiedyś miejsce schadzek zakazanych miłości,
dziś miejsce niedzielnych wypadów rodzinek z niedużym stażem,
a może to owoce tamtych dni,
o wzroście 50cm..
i oni też przyszli poszukać wspomnień,
oczywiście jeszcze trochę zwykłych turystów z aparatami,
po jednej stronie tafla wody
po drugiej dziura,
a w dziurze dom nauczycielki od fizyki co miała wąsy,
kiedyś ktoś dał jej plastry woskowe do usuwania,
chodziła dwa tygodnie z czerwoną buzią
do rozpuku śmiała się z siebie,
kiedyś poszliśmy całą klasą na wagary wzdłuż jeziora prosto do jej domu,
dała nam kompot z czerwonych porzeczek,
w domu była całkiem inną osobą,
później inaczej patrzyłam na jej
szykanowanie w szkole..
e tam, to było dawno
dziś ostatni dzień laby,
jutro wraca sweet school
nic się nie dzieje, nananana...
patrzyłam na mój ośrodek, domki widoczne w prześwitach drzew...
i tak dziwnie mi się zrobiło,
nie czułam nic,
nie tęskniłam...
the end

Brak komentarzy: