poniedziałek, 30 czerwca 2008

Jak to życie się zmienia

jak tu o siebie zadbać po porodzie, ciężka sprawa,bo karmie mojego skarba piersią, a wtedy nic nie można,
kremy na celulitis i ujędrnienie brzucha i ud,odpadają
czopki na hemoroidy odpadają
witaminy ze świeżych owoców, eh szkoda gadać, nie dość że nie mam co jeść, to jak zadbać o siebie, ćwiczenia? tez odpadają, choć i tak każdy dzień to gimnastyka na wysokim poziomie, przysiady, żabkowanie, skręty itd tak przy maleństwie się nabiega,
a zwykłe brzuszki odpadają. bo? wciąż chyba się w brzuchu goi, bo krwawię jeszcze, choć już 10 dni minęło, brakuje mi sił także, a i nacięcie nie chce się goić i siadam jak na dmuchanej poduszce żeby nie bolało,
takie to uroki,
jutro będę być może rozwiewać moje wątpliwości co do dziecka, czemu się dławi pokarmem, dlatego ze tak łapczywie połyka?
dlaczego ma taki słaby odruch chwytny, co z ruchami toniczno jakimiś tam, tez nie sztywnieją jej kończyny jak główkę odwracam, eh, na co mi ta pedagogika była teraz albo wpadam w paranoje albo to... takie normalne u świeżo upieczonej mamusi,
tata oprócz tego że jest cudowny, widać jak kocha dzidzię, jak się o nią martwi, jeszcze wspiera mamę w jej lękach, przytula i cierpliwie czeka na seks, zadowalając się tym co możliwe, to denerwuje mamę bo nie wyciska porządnie gąbki, kuchnie zostawia mamie, niech sama sprząta i wciska dzidzi że ma powiedzieć tata;), eh te baby zawsze jest coś nie tak, wiem dobrze że wszystkie jego cechy co przed ślubem mnie drażniły, ten spokój, ten brak spontaniczności, terazą diamentem, teraz doceniam go po całej, albo prawie po całej linii,
co mogę powiedzieć, nawet sam przyznał że nie będzie pił, a to alkohol zabijał we mnie uczucie do niego, że tak powiem odpierdalało mu w wyniku braku umiaru i uleganiu podpuszczaniu przez znajomych, ile łez wylałam moje, ile on wylał, tez moje, ile łez szczęścia teraz przed nami???
prognozy są obiecujące, byle skarb nasz, nasza kochana Patrycja była zdrowa, bo choć dobrze się rozwija podejrzewam problemy jej z sercem bądź z układem nerwowym, ale to przez te moje książki;) Przyjdzie pediatra to uspokoi... OBY!!!

niedziela, 29 czerwca 2008

macierzyństwo i wciąż te (dzieciństwo)

i już po, przyzwyczajam się do mojej córeczki ślicznej, przyzwyczajam...
nie chce mi się opisywać porodu, eh
bo darłam się wniebogłosy a na mnie darła się wredna położna, inna miła mnie delikatnie uspokajała, a lekarz to już przestał próbować, ale trwało to... uwaga rekord...15 minut:)
tyle o porodzie, a córeczka to skarb, nie do opisania,
a przyzwyczaić się muszę do diety ścisłej... karmię piersią
do wstawania 2 razy w nocy o 1 i o 4 (średnio)
do zmieniania pieluszki i karmienia na żądanie
i do wizyt zachwyconej rodzinki
...póki co tyle
a teraz o sprawach domowych, ojciec syfiarz, brat syfiarz, a ja chorobliwie dokładna,
mama przyjeżdża dziś, brat wyjechał gdzieś do pracy, a ja... musiałam sprzątać zapleśniałe worki na śmieci z puszkami po piwie, zapleśniałe szklanki z fusami, sprzątałam i rzygałam, pety na obrusie,
niby impreza była z okazji urodzin siostrzenicy, łech, nic brat ojca obserwował i obserwuje wciąż mieszkają w jednym domu, mieszkają w osobnych pseudo mieszkaniach, ale to jest w końcu ojciec... wzór... dziecko, 20 lat, bo tak wciąż uważam mojego braciszka,
skoro stary tak może mogę i ja, skoro mu nikt nic nie mówi, mi też nikt nie powie, skoro zawsze było o to problem, przywykłem skoro znajomym nie przeszkadza, ważne że jest melina do picia kiedy starej nie ma, biedny mój mały brat nie doświadczył szczęśliwego domu nie doświadczył ciepła matki, nie doświadczył pewnego dachu nad głową, włóczęga po różnych mieszkaniach, znoszenie strasznych dla tak młodego człowieka jakim był wtedy jest czymś takim co nie jeden by podciął sobie żyły, on nie ma swój płaszcz ochronny.
oj córka mi sie budzi idę ją bawić

piątek, 13 czerwca 2008

oj dłuży się do rozwiązania..

pada deszczyk, pada, pachnie trawka,
:) z tym brzucholem ten deszcz to zbawienie, jak się cieszę, może już w przyszłym tygodniu urodzę, ale boje się kilku spraw, że cesarkę mi zrobią, dzidzia jest źle ułożona, choć moje ciało jest już gotowe, a pupka raczej wychodzić nie będzie, wg obliczeń, z moim błędem, to poród miał być 30 czerwca, jednak podałam lekarzowi dzień końca ostatniego okresu...skąd mogłam wiedzieć, pytanie było: data ostatniego okresu więc podałam,
i wyliczenia się rypnęły, więc 4 dni do tyłu, poza tym okres był zawsze nieregularny, a to też wpływa,powiedziałam regularny ponieważ brałam wcześniej tabletki i się unormował, i tu kolejne dni, jeszcze na ekg wg wymiarów mojego skarba data edd, czyli urodzenia jest przewidziana na 16 czerwiec, czyli poniedziałek;)
podejrzewam więc że mój dzidzi będzie już koło 20 czerwca na ziemi:)
byle była zdrowa!!!
byle była silna, byle była taką moją małą kochaną kruszyną,
wyniki na cholestazę, ufff norma alaty aspaty 4 i 18, ale ldh... co to jest do cholery i z czym się je , bo jest za wysokie i dlatego chcą mnie do szpitala znów dać, doktor nic nie lekceważy, raz nie dopatrzył pewnej sprawy...takie plotki chodzą,że nie zobaczył, że matka ma bliźniaki zlekceważył jakieś badania i oba maleństwa zmarły przy porodzie,
i od tamtej pory aż zbytnio się przejmuje wszystkim co może znaczyć coś złego.
nie wierze w plotki i mogę oceniać tylko to co sama obserwuję, więc widzę bardzo przejętego lekarza z prawdziwego powołania, który ściera się z rozwydrzonymi matkami,
żądającymi cesarki bez powodu albo hipochondryczkami takimi jak ja:) i do tego jest ordynatorem oddziału szpitala wojewódzkiego, co wiąże się biurokracja i zarządzaniem, jakby tego było mało to jeździ po konferencjach zmaga się z problematyka rakową.
Pierwszy raz jestem w ciąży i jestem niespokojna,
miałam rano pojechać do mojej przychodni z tymi wynikami, czy muszę do tego szpitala jechać, ale zaspałam, teraz ruszam się jak słoń w maśle i wyprana z energii jestem do krzty, więc pojadę do jeleniej w poniedziałek choć to kolejny olbrzymi koszt, i upewnię się co znaczy to ldh i czy muszę tam siedzieć.

czwartek, 12 czerwca 2008

maszynka do świerkania

za oknem siedzi babcia, góra 65 lat, trzyma na kolanach swój brzuch, zawsze się zastanawiałam jak to jest, kiedy człowiek przestaje o siebie dbać, jak bardzo nie jest uciążliwe to,że się tak strasznie zmienił, kiedy zmiana następuje drastycznie szybko, nawet przez 9 miesięcy, bo teraz właśnie pisząc tą notatkę trzymam swój brzuch na kolanach,albo kiedy w ciągu chwili tracimy rękę w wypadku, wypadają włosy po chemii, czy złamała nam się jedynka przy jedzeniu kanapki,
a kiedy przestaje o siebie dbać... wiadomo metabolizm się zmienia, zmieniają się wartości, nie stajemy przed lustrem, nie mamy czasu poprawić make up, policzyć kalorie kiedy dziecko płacze wniebogłosy, zaraz mąż z pracy wróci, a jeszcze trzeba nastawić pranie, a w lodówce nic nie ma więc jeszcze zahaczyć o sklep, potem się konsumuje, żyje z dnia na dzień, cieszą inne sprawy, mężczyźni przestają podziwiać, z czasem mąż też i tak sobie żyje ta nasza matka, babka Polka....... a przecież wciąż kobieta, wystarczyła by chwila dla siebie, chwila dosłownie, nie mówię o wizytach u kosmetyczki, chirurga, masażysty, ale chociaż lusterko, chociaż kosmetyki, piękne jesteście kobiety, piękne i zawsze będziecie w waszym doświadczeniu, w waszej walce o byt każdego dnia, piękne w waszych wartościach, ale niestety, nie do końca znacie swoją wartość, zadbajcie też o piękno te jakie sprzedajecie na zewnątrz, te które można dostrzec,
co z tego że pięknie urządzone wnętrze jak elewacja zewnętrzna szpeci odpycha i straszy młode pokolenia,.... czy jestem zbyt okrutna, kiedy widzę taką starość boję się jej!!!
a z natury krytykuję to czego się lękam (jakie to nie profesjonalne)
opiekowałam się 94 letnia niemką, choć była pomarszczona, skurczona jak rodzynek, nie zapominała o sobie, nie było dla niej obojętne co ma na sobie, jak wyglądają jej włosy, poza tym była cudowną kochającą babcią i dobrym człowiekiem, wychowała syna wg mnie z dobrym wynikiem i co widziałam... widziałam w niej życie i duże poczucie własnej wartości, które traciła kiedy musiałam podmywać jej tyłek, ale z uniesiona głową przechodziła po całej ceremonii ręczniczków i ściereczek do porządku dnia.
Można pięknie się zestarzeć drogie panie, więc nie szukajcie żadnych usprawiedliwień, tylko weźcie się za siebie!!!

środa, 11 czerwca 2008

czekam tylko na zmarszczki

Jeżeli chodzi o wyniki będą jutro, w Lubaniu na który tak narzekałam wiedzą co to cholestaza. A teraz z innej beczki.
Wigilia Kwisonaliów,
nasza łąkowa imprezka się nie odbędzie wraz ze mną, straszne, już widzę jak wszyscy płaczą, że mnie nie ma;)
żadnych tam wielkich gwiazd nie będzie, jeżeli brzucho mi pozwoli to na Maleńczuka pojadę i może na sztuczne ognie się załapię,
..dygresja, płacę 50zł za kablówkę, bo na zwykłej antenie nie chciało odbierać 1,2, polsatu, polonii, a pakiet podstawowy 12zł a że przez pół roku była zniżka z netem na ten pełny pakiet,to skorzystaliśmy, badziewie jedno wielkie badziewie!!!!, i tak 1 i 2 oglądam, czasem ewentualnie turbo, tvn, planet, w pełnym pakiecie z kablówki nie mam niestety tych programów co ma mój braciszek na cyfrze, o kreowaniu wnętrz rynku nieruchomości ehhh itd, mi pozostaje nędzna namiastka na stylach o kobiecie co szykuje mieszkania na sprzedaż, odświeżając je z lekka.
nienawidzę reklam, nie znoszę, trafia mnie szlag kiedy o 10 tonów głośniejsze reklamy bądź przerywają, bądź kończą program.Na studiach obyło się bez tv i byłam szczęśliwa, a tu jestem całkowicie pozbawiona znajomych, siedzę w domu jak ten biedak na ławce za oknem, z podkulonym ogonem, udając że mi to sprawia przyjemność, gdyby nie codzienna dawka spacerów, wypraw w plenerek, z butelką karmi, oglądanie atakujących jaszczurek, podjadanie łąkowych jagód, wygrzewanie dzidzi w słońcu, bodźcując ją śpiewaniem ptaków, i hormonem szczęścia mamusi kiedy to wdycha świeże powietrze,...to bym zwariowała,
widać do szczęścia nie potrzeba mi tylko przyjaciół, ale przestrzeni, wolnej przestrzeni, jestem jak te psy na Wieży, zawsze latały wolno, zawsze robiły co chciały, zawsze miały przestrzeń nieograniczona i nikt nic im nie zarzucał,nie kazał siedzieć w domu kiedy nie miały na to ochoty, kwiaty w sierści potargał wiatr;)
wracam do tematu... to się działo zawsze na tych kwisonaliach, sponiewierana nastolatka, szalała sobie ile mogła, a teraz chodzi z brzuchem i jest juz o zgrozo mężatką, jak ten czas leci, strasznie leci, bawcie się ile możecie, i nie przyjmujcie ról społecznych póki bardzo nie pragniecie kolejnego etapu.

wtorek, 10 czerwca 2008

cholestaza kontra służba zdrowia

oj i miałam rację niekompetencja laborantek mogła mieć złe skutki, dla dziecka, gdyby właściwe badania były złe wylądowałabym w szpitalu, pod stałym nadzorem, teraz jutro mam powtórzyć badania i będę wiedzieć,
a to było tak na wypisie miałam jasno napisane że trzeba zrobić badania w kierunku cholestazy ciężarnych, laborantka nie wiedziała z czym to się je, więc zadzwoniła do laboratorium właściwego gdzie badania się wykonuje, powiedziała jasno o cholestazie ciężarnych, że nie może kodu znaleźć i nie wie co na z tym zrobić, tamta znalazła najwidoczniej poprosiła rozmówczynię o kod badania, dostał go, wpisała i wystawiła mi rachunek, w domu patrze a tam napisane że badania w kierunku cholinesterazy... dzwonię więc tam gdzie pobierali mi krew, kazali mi zadzwonić do Lwówka, tak gdzie będzie badana ta krew, zadzwoniłam przedstawiłam jak wygląda sprawa, a bardzo uprzejma pani wyjaśniła mi, że to jest to samo i że mam się nie martwić, wiec się nie martwiłam, bo może jestem po prostu niedouczona (na biomedycznych podstawach rozwoju nie miałam szczegółowo omawianej chemii człowieka, enzymów i takich tam innych rzeczy). Wyniki odebrałam, pokazałam dziś lekarzowi, a on oburzony nie powiem jak skrytykował te panie... bo nie wypada,
i mam natychmiast zrobić właściwe wyniki na aspaty alaty i ldh...na cholestaze.
a poza tym to moja kruszynka gotowa do wyjścia lekarz powiedział żeby już wychodziła:)
eh też bym chciała:)

czwartek, 5 czerwca 2008

spraw kilka wróbelka

Miałam sen, łąka przed domem była zalana, woda stała olbrzymią ilością mimo że było z górki, nagle woda się zaczęła poruszać, tak jak cały obraz domu i widzianego świata, kołysać i woda wielką falą uderzyła w dom, nic się nie stało, woda się cofnęła, aby spotęgować swoją siłę, kolejne uderzenie było potężniejsze cały dom zaczął się trząść, a z drobinek wody zrobił się grad,i to grad zaczął niszczyć,
w senniku fala raczej dobry znak, pomyślne plany, jakieś wydarzenie, a grad? straszna strata finansowa lub duchowa i bądź tu mądry:)
kiedyś namiętnie czytałam horoskopy, a co się stało przez to? zaczęłam nimi dyktować porządek dnia, teraz jestem już dużą dziewczynką i nie wierze w takie rzeczy, jednak sen był przynajmniej...dziwny, dobrze ze nie śnią mi się konie, bo tylko wtedy zaczęłabym się martwić:)...może ten sen znaczy że nie mam iść na magistra i rozwijać się w innej dziedzinie, albo przeciwnie muszę iść na magistra, żeby nie zmarnować przyszłości, albo w ogóle się mnie to nie tyczy, tylko rodziny, przecież nie było w śnie ludzi, był dom, dom rodzinny.
Chciałabym już urodzić,bardzo mnie boli brzuch kiedy taki klocek w środku się porusza, dopiero we wtorek mam iść do ginekologa, wie nie wiem ile kruszyna waży, jednak ten naciągnięty do granic rozstępowych brzuch mówi sam za siebie, jeśli jeszcze będzie rosła to chyba mnie rozerwie, póki co nie mam żadnych śladów na skórze, jest gładziutka,
o drugie dziecko pokuszę się góra za 4,5 lat.
Imię...przecież miała być Łucja od wielkiej mojej miłości, bo miłość kojarzyła mi się z kobietą, i jej namiętnością, a on był tylko jej obiektem, dlatego dziewczynka Łucja, nie Łukasz dla chłopca:)pozdrawiam Łukasza B. ciekawe co u niego, zapomniałam prawie o jego istnieniu, ale siła doznań w głowie wciąż wraca:)
Bo czy mężczyzna też potrafi tak mocno doświadczać uczucia, też z uporem maniaka kreować drugi świat? Żyć całkiem osobno od tego co może doświadczyć ciało?
Teraz nie wiem jak nazwać maleństwo, bo mama stawia opór, jej podobają się imiona z rrrrr, Daria, Karina, Sara, Martyna, Patrycja, ale też Kinga Ilona Nina, foch mamci gdy napisała, że Łucja, że albo już od biedy Maja lub Kasia....sprzeciw stanowczy, trudna sprawa z wyborem imienia, by miało znaczenie dla mnie sentymentalne a i jeszcze podobało się najważniejszej osobie na świecie, bo tatuś dzidzi zgodził się na Łucję, i na żadne imię z rrrrr:) a mi też się nie podobają takie imiona, nie dla dziewczynki, dla chłopca to jasne, Konrad, Robert...tu drzemie siła:)

środa, 4 czerwca 2008

taki prywatny wróg

właśnie oglądałam rozmowy w toku, jakiś archiwalny odcinek z Agatą Mróz, dziś zmarła jest strasznie parny dzień, który praktycznie przespałam w przerwach czytając oznaczenia budowlane, symbole, bocząc się jeszcze na męża o jakąś pierdołę, ile tragedii się zdążyło rozegrać, kiedy mi tak uciekł dzień,
śliczna dziewczyna, szczęśliwa, dopiero co urodziła córeczkę, zmagała się z białaczką, cała Polska trzymała za nią kciuki, nie powiodło się coś, i już jej nie ma, ale walczyła,
śmierć jest blisko każdego z nas, nawet nie wiemy jak bardzo nas dosięga,
kiedy bliska ci osoba zmaga się z rakiem nie wiesz jak jej pomóc, obserwujesz jej reakcje,postępujesz taktownie wedle jej przyzwolenia,
rak jest straszną chorobą,dopada po cichu, nie czuć bólu,dopiero z czasem,
co gorsze ból fizyczny czy strach przed śmiercią,
ojciec przychodził do mnie płacząc ze już umiera, potem okazało się,że to rak prostaty i wystarczy tylko operacja i lekka chemia, leżał we Wrocławiu, nie odwiedzałam go ani razu, brzydziłam się go i brzydziłam się tego,że on teraz użala się nad sobą a z mamy kpił kiedy raka piersi u niej wykryli,wiec był sam i pewnie płakał,ja nie wierze w jego łzy,
po operacji miał na ta chemie jeździć, nie jeździł, napił się i skasował auto, po rozprawach dostał kuratora i 2500 mandatu, kłamca sprzedał 2 hektary ziemi bo mówił że mandat będzie 10 000zł bo auto nie miało oc i ze za ten alkohol, okazało się że musiał te 2 hektary oddać za długi, rozprawy były grubo później, na chemie nie jeździł i wyników nie robił, na ślubie w marcu dobrze się bawił i energią tryskał, jak zwykle musiał zabłysnąć strzelają focha i na piechotę wracając do domu na Wieżę, ostatnio go widziałam miał powiększoną szyję, jak przy śwince, spuchnięty znów płakał że ma przerzuty,a ja chciałam powiedzieć że mam to gdzieś,że to jego kolejne teatralne wystąpienie, nie przeszło mi przez gardło,
ale żyję ze świadomością że może umrzeć,
.......niedawno ciotka zostawiła,męża który od lat torturował rodzinę, pił, zerował na nich, wyprowadziły się ona i córka, i próbowały zacząć życie od nowa, ciotka znalazła partnera, też wykryli u niej raka, i jeszcze wzięła sobie babcie do mieszkania pod opiekę a babcia już praktycznie jest rośliną, córka buntowała się na partnera, bo matka przestała na nią przelewać swoje uczucia, dziewczynka od zawsze była oczkiem w głowie...i co się stało, pewnego dnia dowiedzieli się że zmarł janusz, tatuś i ojciec ten od którego uciekły, w swoim zafajdanym mieszkaniu, w zgniliźnie i smrodzie, nie wiem jak nie wiem kiedy nie wiem na co, nie pytałam, nie byłam tez na pogrzebie, w końcu wujek tez dał nam popalić, jak małe byłyśmy tam na wakacje się jeździło (źle zrobiłam że nie byłam, bo to solidarność z nimi),
..........kiedy się dowiedziała od razu wyobraziłam sobie ojca jak umiera sam ze swym syfem, zapłakany i zapity, widziałam jak leży, na tej rozwalonej kanapie, a w kuchni gnije resztka smalcu i suchy bochenek, tak wtedy zrobiło mi się źle,
zarzucam sobie że jestem złym człowiekiem, że uciekam, i póki co będę uciekać od tej zgnilizny na Wieży, priorytetem mojego życia jest, pomóc mamie, ściągnąć ją do Polski, wspierać pomóc w leczeniu, a co jeśli ona podejmie walkę, przyzna się przed sobą i przed światem, że musi walczyć, i i tak umrze???? Tak jak umarła Agata Mróz?
mamę kocham, ojca obwiniam,
a rak czai się wszędzie... dziadek w końcu też zmarł na raka ..krtani. jego ojciec tak samo.
wydaje mi się że jeśli mnie to spotka, a jest to możliwe wg statystyk lekarskich, będę silniejsza, a te guzki co mam na węzłach chłonnych pod pachami zniknęły wiec rak to nie był z pewnością, może jakiś tłuszczak,
póki moja mam będzie na tym świecie będę o nią walczyć, a kiedy będzie na świecie moja córka to ja zyskam też powód do tego by walczyć o swoje życie by widzieć jak dorasta, jak wychodzi za mąż i jak będzie miała swoje dzieci, bo jeśli wcześniej umrę to tych wszystkich chwil byłoby mi żal.

dziwna kolej rzeczy...cel we mnie nieuświadomiony

kiedy się człowiek przyzwyczaja do pewnych rzeczy i nagle karzą mu coś zmieniać, choćby to była pierdoła, obrazek na ścianie, sekwencja dnia codziennego, sposób na odprężenie, oj wtedy odzywają się dzikie instynkty zachowawcze,
broni się swojego gniazdka utkanego z bezpieczeństwa na możliwe sposoby, raz agresja, raz kując czuły punkt przeciwnika tak by o tym nie wiedział na pierwszy rzut oka,
oczywiście takie metody trzeba stosować tylko jak nie potrafi się asertywnie powiedzieć stop, mój teren, wstęp wzbroniony,jak wejdziesz nogi ci z d... powyrywam,
a jeśli to jest siła niezależna od niczego na co można by było wpłynąć,
taka siła co pędzi jak cyklon, i nie koniecznie niszczy wszystko po drodze,
chcę smakować rosy na trawie co rano...
ale wypaprana w smogu i psich odchodach
ale to nie jest ta łąka co kiedyś za lasem topolowym, gdzie szumi Kwisa
ale mam jej tyle co za oknem, przyciętej do kostek, bez jakiejkolwiek szansy smyrania po kolankach,
ale nie jest tak zielona jakbym chciała
ale już nie wstaje przed świtem by się wybrać na smakowanie,
ale już nigdy nie wróci co było,
nie sprawi takiej radości jak sprawiało, cos jak z piciem surowych jajek....
co ogranicza ...?
Świadomość salmonelli, Świadomość niestosowności pewnych zachowań,
do czego zmierzam, że
już nie będę mogła więcej być tym szurniętym bachorem co przewodził bandzie dzieciaków, wymykał się samotnie na wyprawy w krainę stawów i rzeki,
i co z tym moim sielskim anielskim ustatkowanym życiem jakie teraz wiodę, wyrzekłszy się tamtych rozkoszy? założywszy fartuch i ciepłe kapcie, których za czasów bachora tak mi brakowało
...teraz nie będzie ani jednego ani drugiego, żadnego wyciszenia, choć i tak umysł szaleje i chce się rozwijać pomimo leniwego cielska,
żadnej dzikości, nul porywów serca, żadnych przygód...
bo przygoda największa w życiu mnie czeka........
zostanę matką!!!!..............tak to burzy porządek mojego świata, który wydawał się taki stabilny.

poniedziałek, 2 czerwca 2008

Brak tytułu

tak się zastanawiałam nad tym po co mi ta szczelna skorupa, którą sama polerowałam, nadałam jej kształt, ponieważ tak przy obiektywnym się jej przyjrzeniu jest śmieszna,
przecież tylko dla mnie coś znaczyła....
co nie tak z mężczyznami pytałam .. teraz już nie pytam, skąd mieli wiedzieć co naprawdę myślę, co ukrywam a co pokazuję, tak tu jest kolosalne rozgraniczenie, nawet mój mąż nie wie, nie potrafi do mnie dotrzeć. a powinien?
ależ skąd to absurd, już nie wierzę w to że komuś może się to udać... he może ta kruszynka co we mnie w końcu co dzień funduję jej nową dawkę doznań, łykając moje hormony w różnych dawkach ze ściśle określoną prędkością, może ona będzie mnie rozumieć, raz tak było, że myślałam sobie...jest
jest osoba, ale znikła...zbyt wiele chciałam,chyba,
co łączy ludzi że nie potrzebują słów, patrzą i wiedzą, że ktoś cierpi, że ktoś czegoś pragnie... że te krzątanie się po domu znaczy...chce stąd uciec,
właśnie dzidzia się porusza, może chce się do mnie przytulić, przecież powinna już spokojnie czekać do startu na świat, a ja czuję jej główkę pod żebrem (może to nie główka może pośladki)więc kto widzi? ten któremu na Tobie zależy, tak bezgranicznie bardziej niż na dokończeniu sekwencji, czy poukładaniu plików, niż na walce z ego kumpla, widzi i choćby się zapyta, bo i tak odpowiedź by była: nie kochanie, pracuj sobie, ale cieszy mnie to ze dostrzegasz, ze się martwisz, że nie chcesz żebym się przemęczała, ciesze się że martwisz się o mnie i o nią, bo kiedy to widzę wiem że mnie kochasz,
a kochasz?
czy może już zaczął się ten okres w związku kiedy ja muszę wszystko tolerować, wszystko bezgranicznie, godzić się na 24 godzinne nasiadówki przy komputerze i z łaska zaoferowane, podkreślam słowo ŁASKĄ wielkiego dobroczyńcy domu, zbawiciela, któremu nie wolno przecież nic zarzucić jałowe dziś słowo spacer, słowo partyjka, słów wiele dla świętego spokoju jego nie mojego...
kto jak nie ja miałby znosić narzekania w tym jakże romantycznej wyprawie na pagórek na robaki, że błoto na brzegu jeziora, że nudno, że cicho, że trawa za długa, że za dużo ludzi, o albo że za mało, że za drogie, że...
jezu....
już nawet słońce mnie nie cieszy jak kiedyś, nawet woda bez której żyć nie mogłam, co z tego że brzuch boli, że skurcze w udach paraliżują... kiedy wyrywam się całą sobą tam gdzie ucieczki szukałam od dziecka,
tak jak dla niektórych wiatr tak dla mnie woda jest zbawieniem,
przynajmniej była, kiedy ktoś nie odebrał jej kolorytu, rumieńca, nic już mi nie pozostało.
tylko się godzić.
skorupa służy tylko i wyłącznie do obrony niekochanej przestraszonej dziewczynki, przed sparszywiałą ulotnością uczuć, nie jej uczuć bo te są rozchwiane po biegunach, dziewczynka wymaga stałości i niezmienności i zaangażowania, jednak najbardziej PRAWDY, ponieważ całe jej życie było udawaniem.