sobota, 27 stycznia 2007

czas na stabilizację...

Już wieczór, domofon dzwoni..

Laptop powędrował na podłogę

- tak? Słucham...

- tu ojciec

- o...(cisza), cześć

- mogę wejść?

Zadźwięczał w słuchawce sygnał otwieranych drzwi. Po klatce słychać kulawe podrygi.

- Cześć, mam tylko pocztę do ciebie i twojej matki też jakiś list przyszedł.

- Wejdź.

- Nie, nie ja tylko tak.. z roboty idę, a już późno, no i te trzy kilometry w śniegu, chce to już mieć za sobą.

- co tam u ciebie?

- tęsknie...

- dobra, muszę się uczyć.. dzięki za listy

- no to cześć - spuścił głowę, żeby nie było widać łez

- cześć - trzasnęły drzwi, u ciekawskiej sąsiadki.

Wyszedł. W powietrzu wisiał niesmak i wyrzuty sumienia.

On obserwował sytuację podszedł do niej. Mocno przytulił i dał rozgrzeszenie. Znów było pięknie.

- kocham cię aniołku - powiedziała zaciskając uścisk

Odpłynęli w jej tęsknocie bliskości. Pocałunkiem zagłuszała myśli, aż serce przestało kołatać.

Rano zmarznięci chłodem podłogi stanowili jedność. Tak jestem próżna, naiwna, dziecinna, mam skarb i zaczynam dopiero go dostrzegać,

dziękuję Panie T. za przytarcie nosa.

Jest osoba dla której jestem najważniejsza na świecie, nie wiem czemu szukałam dalej. Ty też to masz, całuj ją po rękach. Zaczynam z pokorą patrzeć przed siebie.

Brak komentarzy: