środa, 30 kwietnia 2008

oprzytomniałam dzięki Twojej obojętności i jej braku

na stworzonym przez siebie świecie mówisz mi że piękny mam plan...
a ja patrząc w lustro nie wiem na kogo patrzę, nie znam tego odbicia,
i nawet uśmiech..eh
mam żal do ciebie
mam, bo byłeś a budziłam się w pustce
pierwszy raz dziś płakałam przy swoistym pożegnaniu bo czuję że straciłam coś
ale to dalej moja zabawa w sny, po co śniłam, po co marzyłam teraz wiem że jeszcze nie dorosłam, dopiero jak przestanę, może będę szczęśliwa,
na dzień dzisiejszy ja, na dzień dzisiejszy gówniarz co wreszcie musi się podnieść i iść za Twoim przykładem nie pamiętając kim byłeś przez chwile
bo to co było do tej pory
nie sprawdziło się, bo to było iluzją
pozostaje mi smakować księżyc
zlizywać jego blask, ogarnia mnie zawsze dziwne uczucie, że jestem i choć rękę ogrzewa mi inna ręka... to jeszcze nadam znaczenie każdej z tych nocy, nadam im imię, i wtedy ten smak będzie mi sprawiał przyjemność... tak kolejna z oznak że nie jest ze mną wszystko w porządku.

wtorek, 29 kwietnia 2008

zgaga

pręgi
taki film
polecali na pedagogice
...kreacja dziecka wydała mi się śmieszna, aż za mało prawdziwa... kto się oburzy...
nie macie prawa, tak jak ja go nie mam by krytykować... czyjeś wizje, czyjś przekaz,
cierpienie, wiecie czym jest cierpienie... nie tyle ono... co strach..tak kreacja wydała mi się śmieszna...
był mały chłopiec, aniołek o blond włosach, co moczył się do którejś tam klasy podstawówki,
zamykał się w szafie, buntował się po cichu i nie miał nigdy tyle odwagi by uciec, by się sprzeciwić, przyzwolenie było większe, potwierdzenie "jesteś śmieciem szmatą" było od każdego po kolei w ciszy, w chowaniu się pod koc każdej z nas każdego z nas,
były tylko ściany i nasza tajemnica, były tylko pokoje i sady i nasz sekret, był ojciec co myślał tylko o... znowu w życiu mi nie wyszło (mam mdłości kiedy słyszę budkę suflera... ojciec nie puszczał jednej piosenki... takiej o karuzeli, dlatego jedyny utwór który śpiewałam do znudzenia)
to była taka zależność... dla uświadomieniu pewnej rzeczy że nie było tylko jednego kata,
było ich czterech, ojciec znęcał się psychicznie na mamie, mama na synu ale już bardziej spontanicznie w akcji odwetowej, a ja z siostrą... hym patrzyłyśmy i co... i nic i żadna z nas nic nie powiedział, żadna nie powiedziała stop,
uciekałyśmy, ja w świat problemów z jedzeniem i wyidealizowana miłością, a ona w świat przyjaciół i złych związków, ja uciekałam w to co nie osiągalne, dążąc do perfekcji która była nieosiągalna dla kogoś kto przez swoje tchórzostwo był brudny,
tak pamiętam wszystkie cierpienia mojego brata, wszystkie rodzaje kar jakie doznawał, wszystkie metody gnębienia mojej mamy przez ojca,
eh tyle lat minęło tyle się wydarzyło od tego czasu, udało się nam wybaczyć, i nie wybaczyć, wybaczyliśmy wszystkim, tylko nie sobie,
ah przynajmniej ja...
i tak będzie już do końca.
i dodam że kreacja człowieka dorosłego hym podobała mi się... czemu? bo nie doświadczyłam owej prawdy w żaden sposób..prawdy
widziałam inne rozwiązanie sytuacji
widziałam silniejszą ofiarę, widziałam ofiarę co nie koniecznie się pozbierała ale potrafi żyć, nie ma zaburzeń kompulsywnych , tak znałam i znam, i widzę, i chylę czoła przed bratem i wydrapałabym teraz bardziej świadoma oczy... jakby ktoś kto go nie zna śmiał go krytykować... jakby ktoś kto nie rozumie śmiał głosić opinię

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Brak tytułu

kiedyś taka dziewczynka pokochała wielkie oczy,
dopowiedziała do nich historię, i wielbiła je ponad wszystko,
potem znalazła ich kopie i zadowoliła się nią,
bo urealniła owa historię, dojrzała,
pokochała inną miłością stonowaną, taką jaką ona sama się stała,
zwolniła tempa, spełnia się w rolach społecznych
ale jej natura nie da się oszukać,
jest wulkanem, i jako wulkan walczy... przeciwko sobie
...ja tylko denerwuję jędrusia :) :p

sobota, 26 kwietnia 2008

jedzenie naturalną rzeczą jest

kiedyś miałam anoreksję,
nie miałam okresu,
przy 172cm ważyłam 43kg,
2lata,
potem pod wpływem przyjaciół..
zaczęłam jeść.. to była bulimia... trwała 3 lata w ostrej formie, potem jeszcze 2 bardzo łagodnie,
miałam napady jeszcze do ciąży sporadycznie, ale...
teraz martwię się o dziecko, boję się że to mogło jakoś wpłynąć na jej rozwój,
ale ponoć dziewczynki są silniejsze od chłopców,
tylko jak mam jakby zdwojone problemy,
jem zdrowo i to jest najważniejsze,
często mimo tego że nie mam czasu robię obiadki szybkie i wymyślne zarazem;
szybki obiad
... internet źródło pyszności, ostatnio wykorzystuję wszystkie prawie po kolei z tego linka
nauczyłam się jeść, najpierw zrobiłam to dla dzidzi, teraz również dla siebie,
aha i z myślą o przyszłości by moje słoneczko nie miało takich jak ja problemów, miało świadomość żywieniową i dokonywało odpowiednich wyborów.

środa, 16 kwietnia 2008

Brak tytułu

zatrzymałam się w miejscu, jakbym tkwiła gdzieś po środku czegoś, gdzie nie widać granic a właśnie ta nie zmierzalność stanowiła największą barierę,
czuję strach przed stawianiem kroków, kolejnych kroków, czy tak będzie zawsze... może już powinnam skreślić moje imię ze znaczeniowości wszechświata, liczę na to ze jak przyjdzie córeczka na świat to się zmieni...
a zmieni?
nadzieja... nie matką głupich, a przewodnikiem sumienia, rodzajem usprawiedliwiania się przed rzeczywistością, zasłanianie się nią kiedy tak naprawdę dręczy nas lęk, jakiś nie określony,
mówię ogólnikami

środa, 9 kwietnia 2008

rozważania nad...hym ...nad czym?

:) cała masa okropieństw dopada mnie, taką estetkę niezmąconą rzeczami ziemskimi,
gdzie do tej pory obłoczki pod stopami, i takie tam,
rzeczy ziemskie... zmieniałam pieluchy mojemu dziadkowi, smarowałam gnijącą piętę, którą potem mu wycieli, wycierałam jego szyję całą w flegmie bo miał raka krtani i rurkę mu wstawili,
ale jest coś takiego, że to wszystko nie dotyczyło mnie to była obca osoba, nic strasznego nic, bo to nie ja, najgorsze było patrzenie na jego cierpienie, kiedy nic nie mówił, a bolało, kiedy każda kosteczka go bolała, kiedy krzyczałam że kupę zrobił w pieluchę, a on płakał bo nad tym nie panował, a ja młoda byłam, 18 lat, he 19 lat raczej, kiedyś próbował wstać i upadł, nie zdążył do toalety, znalazłam go rano zmarzniętego, obrobionego położyłam do łóżka, wymyłam, ale jęczał, okazało się ze złamał biodro, ale po jakim czasie długim, rodzina mnie z nim zostawiła, i kazała sobie samej radzić, nikt nawet wielce zaabsorbowana babcią teraz ciotka, która ma pretensje ze nikt jej nie pomaga przy babci, ze nie zabiera jej, a z babcia mniej trudności do przejścia, ja miałam wtedy oboje, ale babcia jeszcze chodziła, co jest straszniejszego stać się na starość dzieckiem, czy stać się niewładną rośliną z trzeźwym umysłem, tak dziadek miał trzeźwy umysł... największa kara jaka mógł go doświadczyć Bóg do tego by go potem uświęcić, karą... za to że znęcał się nad rodziną, że bił do krwi swoje dzieci, że bił babcie, eh ja nie o tym chciała, lawina myśli mi się sama nasuwa do głowy,
jeszcze o czymś wspomnę co dręczy, brat miał pas dostał na 18 urodziny od przyjaciół ze wsi, taki śliczny wyglądał jakby się uśmiechał,
pewnego dnia auto go potrąciło, uciekł ten co to zrobił, wiadomo kim był, ale nikt tego nie ruszał... bo on się nie przyznawał...
a pies duży wilczur sparaliżowany od pasa w dół. jakże się męczył biedna psina, wyła z bólu... i co na dole dziadek na ganku pies, włóczył nogami zdzierał skórę to tkanki chrzęstnej, zdzierał, ropiało, zakładaliśmy mu śpiochy, opatrywaliśmy rany, zdzierał zębami wył, a brat uciekał z domu, nie patrzył, uciekał, uciekał, gdzie tylko wzrok może ponieść najdalej od tego domu, a jak wracał nawet nie patrzył na pas, nie pozwalał go uśpić, choć ten się męczył, płakał,żeby pies żył, zima była wiec on mówił, że jak będzie ciepło to pies na dworze będzie, na święta zjechała rodzina, każdy marudził że śmierdzi, że pies robi pod siebie, że go won z domu, wiec biedny wylądował w garażu, zimnym ciemnym, raczej szopie, dostawał tylko jeść, nikt nie przychodził go potrzymać za łapę, nikt, ja tez nie, bo płakałam, bo nie mogłam patrzeć jak cierpi...
aż w końcu przyszła pani Zenia pielęgniarka i podała mu lek na wszystkie jego bolączki, nikt się też nie odważył psa zakopać, dopiero kuzyn się wkurzył i do kubła na śmieci go wyrzucił,
czy to nie okrutne czy to nie straszne
czy to drogi czytelniku nie godzi w twoje poczucie etyki?...
a co z odwagą, co ze zjawiskiem rozproszonej odpowiedzialności.....
jeżeli coś nie dotyczy ciebie, jeżeli ktoś nie wytknie ci palcem że to jest twoja sprawa, nie wytknie ci, że ty odpowiadasz .... to, co zrobisz....
co robisz??
nie chce słuchać, że każdy z was inaczej by postępował,że każdy był by inny, jakże przykładowy...............
miałam pisać o ciąży ale odbiegłam drastycznie od tematu
więc wracam
rzeczy które mnie nie dotyczyły fizycznie zamykałam do kwestii moralno etycznych, do cierpienia bólu myśli poglądów poczucia działaniowego
rzeczy które doświadczam na sobie przerastają mnie,
kopanie dzidzi, uczucie szczęścia i bólu zarazem, niby nic a tak wiele, ciągłe palenie w przełyku, to że odrzuca mnie od jedzenia, to że mimo wszystko do słodyczy ciągnie bo mam za niski cukier, to że siedzę w domu i wariuje, to że mam hemoroidy to że rozstępy mnie nie oszczędziły mimo usilnej walki z nimi, to że tyłek mam jak szafa, nie dorosłam jeszcze do własnych problemów, żyłam czyimiś, bo tak łatwiej, łatwiej też doradzać innym, a sobie nawet w najbardziej błahych sprawach nie potrafię,
użalam się tylko nad sobą, siebie nie słucham, nie kiwam głową, od siebie się odcinam.