wtorek, 18 kwietnia 2006

6.

Dziś kolejny dzień z życia, mam żal do ludzi, bo nie pozwalają mi żyć tak jak chcę, w spokoju, niezależna. Jednak człowiek jest zawsze zależny...zależny od uczuć. Jest sobie pewien ktoś. Je, pije, śpi, myśli, i tak wkoło. Jest ktoś kto przez to, że nie śpi, nie je to tylko myśli, myśli dlaczego, po co, skąd, dokąd... tylko i wyłącznie myśli. Ta zdolność rozwija się w nim jak słuch u niewidomego, jak społecznictwo u bezdzietnej. Te myśli nie są przekleństwem, są darem, choć przeszkadzają czasem, dają ukojenie lub mękę istnienia.

Żeby tak tylko sobie żyć trzeba mieć zaspokojone potrzeby bytu i tego przyziemnego, i tego ponad nas. Żeby było to możliwe trzeba znowu na przekór wszystkiemu z buntownika stać się istotą społeczną, bo bez ludzi ani kroku dalej. Tak więc życie wymaga przystosowania, po to by być kreatywnym, by być panem swego losu. Dziękuje „ciekawemu” za to że zwrócił mi uwagę na parę kwestii, choć pewnie miał inny cel.

Polecam blog zycieciekawe.blog.onet.pl

niedziela, 9 kwietnia 2006

chcę się wyżalić

Ty myślisz, że życie jest takie proste. Zrozum mnie. Twoje życie to zawsze była ta kwadratowa skrzynka. Tyle wystarczy ci do szczęścia. Ja tak nie potrafię. Duszę się. Duszę się w tych czterech ścianach, bo do nich jakoś, też nie zdążyłam przywyknąć. Nigdy zresztą nie przywyknę.

Patrzę przez okno, jak to robią te stare babcie, blokersi inaczej. Siedzę patrze na ścianę, nic nie myślę nic. Parzę na ciebie taki szczęśliwy, aż mnie drażnisz. Ja nie mam swojego świata. Dziwisz się moim nastrojom. Wytłumaczę ci. Nie podoba mi się tkwienie w niczym. Zawsze mogę sobie znaleźć sobie coś do roboty. Zawsze coś... ale powiedz mi co.Książka? Nie, bo się duszę w tej przestrzeni. Nie... Nie mogę tak. Czuję się jak roślina, albo gorzej jak ten mój pies, którego samochód potrącił, tyle w nim życia oczy się śmieją, już chce biec, już czuje ten powiew wiatru na dworze, widzi jak wszystko budzi się do życia, ale nie on, bo jego nogi są sparaliżowane, choć nawet pragnie biec, czołga się, chce by tak ja inni, nie może. Patrzy dookoła, nienawidzą go, nienawidzą go ludzie bo robi pod siebie, bo jest problemem. Ale przecież jest. Czuje. Pragnie wolności pragnie wyjść. Zamknęli go ludzie w szopie,(mnie zamyka własna wola, to ona paraliżuje mi stopy) żeby nie musieć na niego patrzeć, na jego wolę życia. Zamknęli, ale kac moralny został.Nic więcej mu przecież nie było jak to, że dwie tylne nogi zwisające bezwładnie, i to ,że od panicznych prób chodzenia zdarła się skóra. Jego bólem było to, że nie mógł wyjść ,a tam wewnątrz niego coś krzyczało chcę wyjść. Skomlał wył, każdy myślał, że tak lepiej jak jest w zamknięciu. Więc tak tkwił i dusił się tak ja teraz. Po pewnym czasie pozwolono mu umrzeć, nie doczekał lata.

A ja ? Nauczyłam się żyć. Nauczyłam się biegać. Odkrywać błądzić i wracać. A teraz? Co ja mam z życia. Co ma mnie cieszyć? To, że siedzę i patrzę na ciebie. Że siedzę i cieszę się z życia?

Nie udaję, z tego możesz być dumnym,choć pewnie uważasz to za przekleństwo. Ty wiesz co w życiu robić ja nie. Popatrz na siebie, kiedy ja zajęłam ci komputer. Siedzisz, patrzysz, patrzysz myślisz, dusisz się, dusisz, a wystarczy chwila,że posiedzisz sam ze sobą. Tylko tyle. Teraz rozumiesz? Duszę się, bo nie mam celu. Chcę wyjść, ty nie. Chcę biegać, ty nie.Chcę być z Tobą, jestem. Jestem ...

Mój stary tomik

I nic nie było
tylko dwa serca,
i jedna dusza...
z zakurzonych dwóch ciał

i nic nie było
tylko „miłość”,
w jednym spojrzeniu...
zaklęcie!

i nic nie było
bo krótko trwało,
aż wieczność całą.

lecz więcej warte to„nic” pozostało
niż
całość wspomnień-urojeń,
dni przepłakane
noce goryczy
pełnie srebrzyste
aksamit.
lata dziecięce
niepokój
-w lodu bryłę przebrany.
cierpienia bliskich
tęsknota do (od lub za)
wiara z każdym dniem umniejszona

i niby „nic”, a wszystko.
i na zawsze
i wszędzie
i
kochać Kochać


*


wpatrzony w jasność,płomieniem złudy przybraną
obdarzyć cię mogę
(tylko tyle potrafię)
polarnym westchnieniem...
i uciec,
jak to było (pamiętasz?)już w mym zwyczaju nie raz -
w krainę milczenia, ascezy.

Gdy dziecku nikt nie tłumaczył,
tak w geście,
jak i w prozy
arcy utworze
samo musiało kreślić
węglem szkice, grube linie bez światłocienia,
kiczowate obrazki,
rozmazaną perspektywą przyćmione,
ze łzami w oczach ucząc się życia,
gdy nagle nagroda...
w potoku ognia, enklawie błękitu, w ukrytej mądrości symbiozie rozumu i serca
ukojenie znajdując, wgłębię twych oczu wtulone... dziecko.
Zbaw mnie esencjo słodyczy,
naucz mnie swoich myśli


*


(28.07.2002)
Tak to już jest na tym świecie
ciało się z duszą plecie
choć ona mu w twarz prosto pluje, to on nie puszcza i wciąż chce brać,
a ona biedna dlatego choruje
i od łez zżera ją rdza

Lecz będzie wolna!...
Anielska, czysta
Choć umniejszona przez ból
(jak tylko krew jemu całą wyssie
i nie zostawi
mu „snu”)


*


„Elizejskich... pole”

Sokratesie, tym mnie znałeś,
moja dusza twoją jest,
ciało zrzucim
po co błazen?
ku pociesze naszych
serc!

zadrży ziemia, runie
ziemia
runie ziemia
pojmie żądze,niepewności
lecz czy motyl zrodzi się?
może to jest akt obrony
przed nicości grozą w nas?
może myśmy cię stworzyli
...przedstawienie musi trwać


*


„Niedosyt”
Rozpromieniał uśmiech,
z namiętności zburzonym porządkiem regularnych konturów.
Skaza,
czy tylko chwila ułomności?
Ukojenie w skończonym smaku wanilii,
za chwilę gorycz wspomnienia,
Tęsknota.


*


Niedoskonała, dziurawa
pozorności zasłono, ułudo...
przeklęte wizje przeklętej chwili
szczęśliwości kat na imię.
Biegnie mały chłopiec,nie
Nie,
to tylko zwiędłe życie nową szatę ubrało.
Ratunku... a bohater?!
Ten rycerz na koniu białym
A miecz jego to prawda
A serce jego to żar
A on nie żyje
A ja śnię
A ja wciąż jeszcze śnię!


*


Tylko raz...
Boże jedyny...
Choć wiele już takich chwil było
Rozdarte marzenia się zlepiły,
Bo świat lepszym się zdaje.
Teraz
Skaczą radośnie,
Choć z mniejszym zapałem,
Bo życia się boją
I ufają tylko
Sobie nawzajem.


*


Latarniany blask
Przytulny, ciepły
Totalny
Latarnie – zazdrośnice obłudne
Wyrafinowane panienki
Chcą przysłonić blask
Nocne niebo
Nieskończone w swym wdzięku,
Ogromności ekstazy.
Niedoścignione
W wyższej kategorii piękności.
Latarnie w dzień powszedni ubierają swe cepelniane sukienki
Z miną dziecka
Słodkim uśmiechem
Czarują, by to je podziwiać.
W głębi duszy znają całą prawdę
I śmieją się z głupców co całują im stopy.


*


„Dla Ł...”

Biegniesz samotny, choć
Tyle oczu, kroku ci stara się
Dotrzymać.
Uciekasz a droga długa zżera ci duszę
Szczęką z bez nadziei lepioną
A twoich łez nikt nie widzi
A twego serca nikt nie zrozumie.

O tak wiele prosiłam cię Panie
I mogła bruderschafta pić z Tobą
Lecz udławić się mogłam
Niezdrową
miłością...
W końcu wyplułam
(bo tak kazał mi świat)
pięść Afrodyty

Normalnie barwy widzę
(wynaturzone)
choć (nie) lekko na duszy

czemu Jorki wciąż milczy?
A ja w tumanach kurzu miałam swe i tylko swe szczęście
tęsknota (była) siłą mą teraz. Nadzieję każą mi odtwarzać
choć przede mną
pustka
więc Jorki, jak będzie?


*


Mówiłeś
Wielki Panie
by trwać
Milczałeś, król umajowy
o wolności,
radośnie śpiewałeś
łykając gorzkie łzy.
Nadzieję siejesz,
że dosięgnąć mogę.
Dajesz siebie, by
(dla swej zachcianki)
ulepić od nowa
spokój anielski
swojego serca.


*


„Dla M...”

To nie miłość,
Kim Ty jesteś? kto przepustkę Tobie dał?
Zdarłeś ze mnie maski wszelkie
wiesz już w co ja sobie gram.
Gdzie się ukryć, nie mam cienia,
manipuluj ciałem mym
Tego pragnę, tego żądam
Dla zabawy Ciebie mam

Ty mnie nie znasz,
gdzieś jest...
Gdzieś jest głębia?
Z Tobą nie dosięgnę jej.
Tobie życia mego nie dam
Tobie nie poświęcę się

Tyś jak ojciec, jak potęga
onieśmielasz siłą swą.
Płonę ogniem Twoich oczu,
opętana żądzą twą
Jak rozumieć, to do końca
lecz w układzie
„Ty i ja”.


Reszta świata się nie liczy
i moralność i etyka
wszystko jedno jak nas nazwą
wina i tak będzie ma,
bo alibi twe to męskość.
Nie mam nic na swą obronę
nikt nie słucha,
nie zrozumie
Tak już jest zrobiony świat.


*


„Bohater”
Zapomniała już, że warto,
czemu blednę, brak mi tchu;
zapomniałam czym jest życie,
nie odrzucaj moich ust;
zapomniałam, lecz Ty także,
już „ratunku” próżno rzec
Ty odejdziesz w swoją stronę, a ja zawsze będę mieć
ten niedosyt, słodki smak
zakazany owoc,
który łączył serca dwa
lecz i te dusze co stchórzyły
i te światy co ukryły głowy w brudny syf.
Ty umarłeś, ja umarłam,
pluję na ten głupi plan
na tych ludzi, tę obłudę
kto prawdziwy? - mistrzu mój
wesprę się na Twych ramionach
(nic mi więcej niepotrzeba...)
czuć chcę tylko
oddech, zapach Twój.
I zapomnę czym jest strach, ucieczka.
Czym jest!


*


nic nie boli, jak dobrze
przy Tobie
przy... Tobie

nic nie czuję,
bo nie mam serca,
nigdy też kochać nie będę
i nie poznam czym jest namiętność,
choć w twych ramionach zasypiam
będę żyć w próżni
w próżni!!!

będę żyć przy Tobie i
grać
i bawić się Tobą
i nim, i wami
wszystkimi
już zapomniałam...
jestem zła
jestem
nie ma mnie
lecz czy tak potrafię,
jak nie to zginę.


*


nie wierzę w żadne słowa
czy z ust ojca
czy sąsiada
czy Boga padają
tylko w myślach rozmawiam
tylko w myślach słucham
kiedy cisza w hałasie
tylko wtedy zasypiam
lekko
i zawsze chcę tak śnić
i zniknąć
śmierci podać rękę
bać się? nie boję!
Strach tylko przed krzywdą dla bliskich.


*


kto tam? Czekałam...
nie dzień, nie dwa
lecz wieczność
zaparzyłam herbatę.
Już dawno wystygła
A wczoraj goniłam ideał,dla gościa
dla gościa
ideał z powłoki i myśli
...uciekł
A wczoraj to dzisiaj
A jutro też znam
Kto tam?

Szczelnie ubrana
po samą szyję
i ślepa jak zawsze
wpatruję się w czystą tkaninę
przypominam sobie te barwy
których nie widziałam
łakoma słodyczy
choć tylko z opowieści
liznęłam ich smak
czekać wciąż będę
więc
Kto tam?
bo jak coś,
to mnie nie ma!
mnie jeszcze nie ma.


*


„Zrozumienie”
Okaleczonemu lepiej?!
A jak nie ułoży układanki
z rozsypanego świata
A jak zamknie się we łzach
zaklętych
i śpiewać będzie o lepszym
życiu
z nadzieją, że jego ból
ktoś zasmakuje
łaknąc przeszłości
będzie skamlał;
pragnąc miłości
będzie nienawidził
i pozostanie sam
dla swoich niespełnionych
marzeń
z żalem patrząc w przeszłość
skąpany w zazdrości.


*


„List pożegnalny!”
Na pożegnanie tylko uśmiech
wam pozostawię, byście myśleli, byście wierzyli, że szczęśliwa w waszych ramionach
i ...zniknę
bo sił mi już brak
by udawać, grać;

Nie umiem kochać,
przynajmniej tak jakbyście chcieli
Nie umiem milczeć
na to co złe
Wyrwaliście mnie ze świata marzeń,
Nie zapomnę tego,
okrutni,
zabraliście mi wszystko
jestem naga; na zawsze.
Myślicie, że was kocham,szanuję,
wierzycie, że dobro jest w was
A zemsta będzie słodyczy nektarem,
szkoda tylko, że już beze mnie,
lecz dla tych co mają jeszcze siłę by walczyć
rozkosz tę ze spokojem pozostawiam
na wieczne nie oddanie.
Żegnajcie
płakać nie będę i pomnie nikt nie zapłacze...

poniedziałek, 3 kwietnia 2006

5.

wróciłam

kocham Cię i dlatego muszę to zrobić

Drogi czytelniku to mój ostatni blog. Jeśli kiedykolwiek się pojawię to pod innym pseudonimem.

Jak ja głupia sądziłam, że pisane mi jest szczęście. Nienawidzę tego Świata. Wracam do poprzedniego życia. Tam gdzie teraz jest mój brat. Czemu stamtąd uciekłam? Bo tam tylko nienawiść, i zakłamanie, które przesyciło mnie na wskroś. Byłam na detoksie. Był nim Andrzej. Myślałam, że coś dla niego znaczę, że COŚ DLA NIEGO ZNACZĘ. Myślałam...

Jestem tak samo parszywa jak te bagno w którym grzęzłam.

Zabiorę kwiaty, bo on nie lubi kwiatów, aż go biała gorączka brała jak prosiłam żeby podlał. Wezmę jeszcze ten komplet naczyń, bo pożyczyłam go tylko od mamy. Chętnie bym mu zostawiła, ale mama dostała go na gwiazdkę. Pierwsza rzecz, z której tak naprawdę się ucieszyła (dobry pomysł miała moja siostra, bo ja tak banalnie, jak zwykle kosmetyki i to przeciw zmarszczkom. Żebyście widzieli minę mojej mamy, myślałam, że mnie udusi).

Oczywiście moje kochane książki, których wcześniej chciałam się pozbyć na allegro. Bo kogo obchodzą w dzisiejszych czasach książki o depresji, strachu, które sączą niezagojone jeszcze rany, kogo interesuje album malarstwa, co dla mnie był pamiątką zdrady, jak miałam „własny kurorcik” (ja naiwna, przecież wtedy miałam już nauczkę, że ludziom nie można ufać, zwłaszcza bliskim). Teraz ufam mamie i tylko jej, choć sama też nie radzi sobie z życiem, zresztą jak ma sobie radzić skoro kazałam jej jechać tam na zachód, że będzie dobrze,bo tam więcej zarobi. Kazałam , a ona mnie posłuchała tak jak pies ufa swemu panu, kiedy ten wiezie go na uśpienie. To jest rzecz, której sobie nie wybaczę. Ktoś powie, że przecież mama ma własny rozum,ale ja powiem jedno. Ona mnie zastąpiła, bo ja nie mogłam wytrzymać. Przecież, sama mogłam zarabiać na swoje życie, tym bardziej, że matka poświęciła swoje już w momencie gdy przyszłam na świat, czego nie mogę powiedzieć o ojcu, choć mówił że przecież nas kocha to pił na potęgę i pozwalał, żeby mama wypruwała sobie flaki, a on pił kawusie i czytał gazetkę. Chciałam, żeby mama nie kochała jak wracała zdyszana z pracy, co w zamian słyszała, że jest kurwą, że puszczała się w rowie. Jak więc miała mnie kochać. Chciałam więc zasłużyć na miłość.Robiłam wszystko, rąbałam drewno paliłam w piecu, obiad porządek, itd czasem jeszcze się uczyłam,oceny miałam świetne, bo przecież muszę być idealna, muszę być najlepsza ,żeby ktoś... mnie pokochał. Siedziałam cicho i patrzyłam, jak mama wyżywa się na najmłodszym dziecku, bo słabe i nie odda. O takich karach jak widziałam jako gówniarz teraz uczę się na pedagogice. Mama jednak była dobra i jest, bo wiedziała co to obowiązek, a to my jesteśmy jej parszywym obowiązkiem. Ona jest tam sama, poniżana,traktowana jak gnój. Skąd wiem, bo byłam dokładnie w tym samym miejscu co ona. Niemcy nie traktują Polaków jak ludzi, zwłaszcza schwarzarbeiterów, bo są na niższych prawach, i myślą, że my nie mamy własnego życia,że pochodzimy z innego świata. Oprócz tego, że sprzątałam 16 domów w tygodniu(teraz to robi mama), opiekowałam się starszą kobietą ,więc wiem co mówię. Nie doświadczyłam choćby odrobiny ludzkich uczuć, zawsze pozostaje bariera. Boże jak ja tęskniłam wtedy do Andrzeja, znosiłam wszystko z godnością bo wiedziałam, że wrócę do niego, że mnie przytuli. Chciałam wrócić idealna, więc odmawiałam jedzenia, kiedyś zachorowałam na anoreksję, potem miałam bulimię,ale to długa historia. Z czego nie da się całkowicie wyleczyć, a w głowie już na zawsze pozostają myśli, że jest się czymś ohydnym , że chcę być idealna. Kiedy bulimia miała ostry obrót kupowałam tony żarcia i słodkich i kwaśnych suchych i mokrych. Zamykałam się w stodole i jadłam, jadłam (nie potraficie sobie wyobrazić jaki żołądek jest pojemny, potem rzygałam, i znów jadłam. W bulimię wpadłam po tym jak mama koleżanki zobaczyła jak schudłam, potem się popłakała, bo jednak mnie trochę lubiła. Wówczas zareagowała mama, bo przecież zaczęłam wstyd po ludziach przynosić. Nie ważne ,że brzuch miałam przyklejony do kręgosłupa, tak się wygląda jak równo dwa miesiące nic się nie miało w ustach. Jadłam tylko dla pani Róży. Bo pierwszy raz ktoś zapłakał nad moim losem. Jadłam i wymiotowałam, jadłam i wymiotowałam. Z czasem coraz więcej i więcej. Aż przytyłam z 42kgideału stałam się obrzydliwą masą 70. Teraz ważę ok 60, bo to dla Andrzeja, wszystko dla niego. Ale tamto za mną. Jestem tym czym byłam. Kłamstwo, że ludzie się zmieniają

KOCHAM CIE dlatego wyprowadzam się, nie chcę zniszczyć ci życia, ani Ciebie, zasługujesz na lepsze...

niedziela, 2 kwietnia 2006

4.

Zawsze byłam sama błagałam kogokolwiek o to by mnie wysłuchał by był przymnie, nienawidzę być sama. Po latach myślałam, że znalazłam szczęście, że on będzie przy mnie, że będzie kochać. Jest przy mnie w tym samym pokoju,jest przy mnie parę centymetrów różnicy w odległości, czasem przytula, czasem, powie, że mnie kocha, całuje kocha się zemną, mówi, że zawsze będzie ze mną. Nie ma go!!!!!!!!!!!!! Jestem sama, sama ze sobą w tym wielkim mieszkaniu, sama ze swoim żalem. Zła na siebie, że pozwoliłam na to.

Kiedyś błagałam mamę w ten sam sposób, żeby była przy mnie, żeby mnie rozumiała, żebym była naprawdę ważna, nigdy tego słowa nie usłyszałam,nigdy nie czułam, że ktoś będzie mnie kochał o tak, bezinteresownie. Teraz miało się wszystko zmienić. Nie!

NIE! Wystarczą mi słowa, teraz patrzę na moje życie z innej perspektywy. Dlaczego kiedy potrzebuje żeby on mnie zrozumiał on udaje, że nic nie widzi, że nie widzi, że coś się dzieje ze mną.

On jest taki głupi, czy ja, że on kiedykolwiek mnie zrozumie.

Nie, to nie jest szczyt moich marzeń, żeby on żył własnym życiem, a ja własnym. Czekałam, żeby choćby powiedział, że chce porozmawiać, chciałam usłyszeć, że interesuje go to co się wydarzyło, co zmiażdżyło moje serce. Chciałam, wiem już, że nie mogę chcieć, że już nie mogę wymagać, bo i tek usłyszałabym, że jestem samolubna, że nie myślę o jego uczuciach.

Że moja mama jest ważniejsza, martwię się o brata, że rodzinę mam popieprzoną, że tracę nadzieje w życie, że wracają dawne lęki, ale nie przecież to wszystko nieważne, że mam udawać, że nic się nie dzieje, nic. Że jestem szczęśliwa i mam zawsze być uśmiechnięta. Nigdy nie chciał rozmawiać o moich uczuciach, tzn o uczuciach chciał, ale nigdy mnie nie rozumiał, ani nie chciał.

Do czego to zmierza. Do czego????

Jego życie jest takie poukładane, tylko ja mące jego spokój jego ciepłe gniazdko. Skąd on ma tą zdolność do udawania, że nic nie widzi, że nic się nie dzieje. To uciekanie od problemów, czy też pewna taktyka obronna przed tym co miał w domu.

Wiem teraz tylko tyle, że potrzebuje wsparci, a nie zimnego, OBOJĘTNEGO podejścia do moich problemów.

Czy na to nie zasługuje. Dopiero co natym kruchym gruncie odzyskiwałam wiarę w siebie, ratunku bo sięwali.