- ale ja nie kradnę,
ja nie robię nic złego
wybaczcie mi - powiedział niewysoki mężczyzna z niebieskim foliowym workiem wypełnionym pozgniatanymi puszkami. Jego twarzy nie było widać w pół mroku, ale tak samo nie widać jej w dzień.
- mam rodzinę - dalej usprawiedliwiał się mężczyzna wyjmując ze śmietnika dopiero opróżnione przez nas puszki-wiecie co to znaczy, utrzymać ich, teraz, właśnie teraz...
- a gdzie pan sprzedaje?
- a tam koło stacji, tu jest drożej, jak tak pochodzę to nawet za 30 zł sprzedam, a jak w L. to nawet 200 się wyciągnie, wiecie, od święta, czy to sobota, niedziela. Ja nie piję, nie piłem.
Przepraszam was, przepraszam, co złego to nie ja - powiedział podnosząc wysypującą się zdobycz i poszedł.
Cisza
nikt go nie karcił nikt nie ganił. Poszedł w swoją stronę zwykły człowiek, zwykły jak ławka w parku jak mostek. Dzień wcześniej i jeszcze kilka wstecz z kolei, w to miejsce przychodziła dziewczynka, kości i skóra, a na nich sukienka, w ręce zrywka
- przepraszam czy są puszki? - stała, nie zamykając ust.
gdzieś w dali matka tęgiej postury i obok lata najmłodsza pociecha. czekały na dziewczynkę.
Dla zobrazowania, dzieci są tego pana, tylko różnica moja co do oceny tych dwojga ludzi jakże "dorosłych" jest taka, że on sam zbiera te puszki, on sam wie, że jest żywicielem rodziny, poczuwa się do obowiązku, a matka?
jaka to matka, która wysyła niepełnosprawną intelektualnie pociechę by żebrała o aluminium, która zamiast sama zakasać rękawy wstydzi się podejść do ludzi. Te dziecko nie jest dzieckiem jest narzędziem w jej rękach i tym narzędziem pozostanie w świadomości.
Szacunek mam do tego pana, ją wytargałabym za kudły.
Za co on przepraszał? Bo wiedział że inaczej nie umie, że nie jest to praca akceptowana społecznie, że drażni zmysł estetyczny, że nie tego by chciał dla najbliższych. Przepraszał, że nie umie się odnaleźć w tej naszej małomiasteczkowej polityce kombinatorów i pasożytów. Tak to jest praca, ciężka pod wieloma względami, nie tylko by zaspokoić swoje potrzeby ale i dzieci. A matka bez wstydu bez żadnego cholernego wstydu.....nie, ona nie uczy dzieci jak przetrwać, ona pokazuje jedyny sposób jak przetrwać. A jeszcze zapomniałam dodać, że ta dziewczynka zbiera pieniądze podczas mszy w kościele pod drzwiami, zbiera na parkingach na ulicy....
Nie potrafię na to spojrzeć obiektywnie, nie i zdania nie zmienię, a to że takich spraw nie mamy prawa oceniać... hym kto mi zabroni, tylko co z tego że to oceniam
wielkie puste, szare, bezdźwięczne
nic.
środa, 13 czerwca 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz