poniedziałek, 3 lipca 2006

Skażeni

Weszła do sklepu szybkim krokiem. Nawet nie spojrzała mu w oczy, z opuszczoną głową powiedziała

- Dzień dobry panie Jarku. Czy już ktoś przyszedł? - Patrzył na jej twarz.
Po chwili ciszy odpowiedział jej swoim niskim, spokojnym, głębokim głosem

- Witaj, wejdź do środka, dziś będziemy sami.

- Jak to? Przecież tyle roboty.. - podniosła głowę i zapominając o swej postawie szarego człowieka obrzuciła go pytającym spojrzeniem

- Nie możemy, to ja pójdę.

- Przecież to w niczym nie przeszkadza,oboje jesteśmy tu w konkretnym celu... prawda? Wejdź więc do środka, do biura i nie marudź!

W sklepie panowała cisza, dobiegały tylko głosy roześmianych przechodniów z ulicy. On podszedł do drzwi i przekręcił zamek. Potem powoli ruszył do biura. Dziewczynie zamarło serce. Podążała za nim krok w krok, teraz jest bez wyjścia, nie zna dobrze tego mężczyzny, widywała go na spotkaniach w sprawie pamiętnego referendum. Powierzchownie łączyło ich wspólne przekonanie o tym, że trzeba się pozbyć pewnej osoby z pewnego stanowiska, różnica była jednak w celu. On jako przedsiębiorca chciał wyklarować swoja drogę do zysku, ona walczyła z pobudek ideowych (zresztą to całkiem normalne u takich "człowieczków", którym dopiero życie ma otworzyć oczy na rzeczywistość).
Wszedł do biura, przyciemnione światło małej lampki na biurku otulało jej ciało, była wpatrzona w monitor komputera.

- Widzę jednak, że chyba nie będę potrzebna, pan wszystko już przygotował, ten plakat w całej swej okazałości wystarczy.

- Mylisz się. Teraz ty mi zaprezentuj co potrafisz. Powiedz co takiego zrobiłaś od ostatniego spotkania. Sekretarz dał ci przecież odpowiednie pisemka.. - zaśmiał się ironicznie.

- Panie Jarku nie przyszłam tu po to, żeby pan robił sobie ze mnie żarty. "Nie pan zresztą pierwszy mnie tak traktuje, ale czemu, na więcej mnie stać? Kiedyś wszyscy docenią moją wartość. Tylko dla niektórych będzie już za późno. Potrafię się mścić, choćby kosztem wszystkiego co kiedyś miało dla mnie sens, potrafię.. ktoś mi powiedział że dzięki mnie uwierzył że istnieją dobrzy ludzie, jednak za nim to usłyszałam, właśnie dzięki tym których kochałam stałam się tym co widać, nie ma we mnie nic z człowieka, nic .. trochę za późno mój drogi, a tak w cudzysłowiu to powoli zaczynałam cię kochać, choć nie wiedziałam co myślisz. Rozumiałam. Jak to powiedzieć, może ból, może niedosyt szczęścia.. tak właśnie o to chodzi. Ty myślałeś tak jak ja. Fatalista we własnej osobie mój drogi. Za późno mi to powiedziałeś.. tyle wtedy miałam Ci do zaoferowania.. Panie Jarku teraz panem się zajmę. Proszę kontynuować ..".

Wyprostowała się po chwili, odsunęła swe długie, sięgające za łopatki, trochę zniszczone, tlenione blond włosy do tyłu. Jej spojrzenie obojętnie tkwiło w ekranie komputera. Jeszcze tylko przełknęła ślinę i powoli niezręcznie na klawiaturze zaczęła wystukiwać treść oskarżeń, z jaką zdążyła się już zapoznać. Starała się żeby słowa trafiały do serc mieszkańców tejże metropolii.

A on przyglądał się jej palcom, nadgarstkom, powoli, bez chwili przerwy śledził tor jej postrzępionych kosmyków włosów kołyszących się na wietrze z małego wiatraczka stojącego tuż obok warstwy papierów. Zaczynając od czoła rysował jej twarz zapamiętywał każdy szczegół, piegi na policzku i nosie, różową lekko przygryzioną jej wargę, długą, biała szyję, jędrne piersi, opalone ramiona. Utkwił wzrok na karku. Siedział za nią. Oddech stawał się coraz szybszy, coraz głębszy... przerwała pisanie.

- Co pan robi? -ockną się z letargu.

- Podziwiam twoją pracę..

- Tak, naprawdę?

- Tak. Hymm,.. więc na czym to skończyliśmy?

Wtedy zadzwonił jego telefon. Nie odbierał.

- Czemu pan nie odbiera? - uśmiechnęła się. On wyjął telefon z kieszeni.

- Tak słucham? Tak, nie słyszałem!! Od dzisiaj. Daj spokój. Jak zwykle przesadzasz! Dobra, skończ już, my tu pracujemy... Idę! - wyszedł z biura trzymając w ręku kluczyk od drzwi wejściowych.

Do pokoju, gdzie siedziała dziewczyna weszła kobieta. Wysoka, postawna zadbana o krótkich ciemnych włosach.

- To moja żona.

- Miło mi. - dziewczyna wstała i w powitalnym geście wyciągnęła rękę, kobieta zlekceważyła ją.

- Witam. - powiedziała do dziewczyny od niechcenia. Potem zwróciła twarz do męża.

- Idziemy porozmawiać!! - wyszli na zaplecze. Dziewczyna nie mogła skupić się na swojej robocie. Dobiegały ją wrzaski. Ktoś wybiegł trzaskając drzwiami. Słyszała jeszcze jak kluczyk przekręca się w drzwiach.

Po chwili ciszy wrócił on. Stanął w drzwiach. Głowę miał pochyloną choć oczy wpatrywały się z dziwnym wyrazem w dziewczynę. Na ustach pojawił się delikatny uśmiech.

- Ciesz się że całe życie przed tobą, nie pakuj się nigdy w coś co będziesz potem żałowała. Jesteś piękna i do tego zdolna, rzadki okaz ktoś powinien się o ciebie zatroszczyć - serce jej waliło jak słuchała tych słów, nikt nigdy jeszcze nie sprawił że płonęła.. Wiedziała że on ma do niej inne podejście niż do członków zebrań, myślała jednak że traktuje ja jak gówniarę która nie ma prawa głosu. On był również pośrednią przyczyną dla której uczęszczała polną 6, gdzie mieściła się mała klitka opozycji. Chciała mu coś udowodnić, a jednocześnie sobie. Zapatrzona jak w bohatera, on jedyny wydawał się kompetentny, on zagrzewał do walki, z rozsądkiem łagodził wewnętrzne spory.. Tak, to chyba zaczynało być coś więcej..

CDN

Brak komentarzy: