sobota, 14 lipca 2007

i udeżyło tym co było

koncert w ramach Lata Agatowego
jeden wielki jarmark, w tamtym roku mniej było ludzi, w tym każda nawet najmniejsza uliczka zastawiona samochodami, deptak pełen ludzi, którzy sami nie wiedzą co z sobą zrobić, atrakcje dla dzieci, stoiska z biżuterią z kamieni pół szlachetnych, oczywiście browary przy każdej budzie z żarciem.
Ciesze się chwilą już po dwóch żuberkach
i przedzieram się przez tłum pod scenę, powstały dwie rzeki ludzi tych co tam zmierzają i tych co uciekają,
beztrosko idąc na wyczucie by nikogo nie podeptać patrzyłam na tych powracających,
idzie Kuba z jakąś dziewczyna, dawno kontakt się już zerwał,
potem kolejny znajomy, ten ma już żonę, tamta ma dzieci, chłopak kopnął ją w tyłek, ta jeszcze studiuje...
idzie cała chmura bura, burzowa przeszłości, tej szalonej tej głupiej z przyzwoleniem do tego by zapominać o bożym świecie,
nikt mnie nie widzi, zresztą pewnie nie rozpoznali by mnie, byłam tlenioną blondynką w 12cm szpilkach i mocnym make upie, bodajże granatowo grafitowe cienie:)
teraz ciemne, mysie włosy, podpięte grzebyczkami po obu stronach, perłowe skromne kolczyki, obcas wysoki na 1cm, wtapiam się w tłum, kiedyś się wyróżniałam:)
nikt mnie nie widzi nie dlatego że się zmieniłam, ale dlatego że maja już własne życie, nie chcą wracać do tego co było, teraz poukładane albo rozpieprzone po całości życie, ale jest już ..ICH życiem, tym jakie sobie wypracowali, jakie decyzje podejmowali, czy potrafili realizować marzenia, na żadnej z tych twarzy nie widziałam uśmiechu, czemu....
może rzeczywiście tym z wyżu demograficznego ciężej? i przeklęty ten rocznik 1984........
...ja się uśmiechałam.

Brak komentarzy: