poniedziałek, 29 stycznia 2007

i gwiazda spadła

nie wierze, mój błąd

...jak można być tak naiwnym człowiekiem,

- e jakoś tam będzie - mówił mój ojciec, znajdę pieniądze, a okazywało się że szedł do swojej kochanej teściowej żebrać na chleb, czy buty dla dzieci, jak to co zarobiła mama szło na rachunki.

Tak, teraz skończył zaszyty syfem swoich złudzeń i radosnym zapijaczonym "jakoś tam będzie". Widziałam na stole u niego rachunek z odsetkami za niepłacony telefon, za śmieci, upomnienie z providenta, i stertę innych, że jeszcze go nie wsadzili, dziwi mnie to.

Kim jest dla mnie mój ojciec, jest zwykłym człowiekiem, do którego mam żal, że mnie spaczył, że poplątał mi świat i za to że realne myślenie przychodzi mi z trudem.

Przyszedł mój brat i mówi do mnie, że ojciec kupił samochód, że już nie będzie śmigał na tym swoim składaku jednośladowym.

Tak... za co!! jestem ciekawa,

sprzedał sanie do zaprzęgu konnego na których siadałam jako dziecko. Nie musiałam zamykać oczu by tworzyć tysiące baśni i historii, ciągnik ursus z którego kiedyś spadłam pod brony, jak szykowaliśmy ziemię do sadzenia kartofli (to był cud że przeżyłam mówili wszyscy) a mi się podobał mój strach i to że go pokonałam, ujeździłam wielką żelazną maszynę, sprzedał też dmuchawę na którą wbiegałam latem a siano wplatało się w moje włosy i pachniało...,i ten zapach kocham i czuje nawet kiedy to tylko żulek skosi trawę przed blokiem za butelkę wina, sprzedał wszystkie moje wspomnienia, z jeszcze szczęśliwego dzieciństwa, gdzie nie było alkoholu wypijanego po cichu i chorej zazdrości. Za tamto nie miałam żalu.

Moja łąka, moje serce, moje sny, moje cztery strony świata...

stoję tam,

widzę dolinę, widzę łąki, sady, Kwisę gdzie w marcu moczyłam nogi w lodowatej wodzie, latem stawiałam tamę z kamieni, a pijawki piły krew z moich stóp, widzę most bez desek po którego rusztowaniu mogłam biegać z zamkniętymi oczami.

widzę dąb gdzie szukałam skarbów i zakopałam pudełko z bobkami baranów dla przyszłych pokoleń i pas ziemi gdzie rosły topole a harcerze robili u nas obozy i nosili mnie na barana i słuchałam ich pieśni i pomagali mi straszyć wieczorami inne dzieciaki,a później miałam uczulenie na całym ciele więc wycieli wszystkie drzewa cały lasek i posadzili sosny i świerki . Widzę kapliczkę Leopolda, gdzie mama zmuszała wspinać się na msze odpustową raz do roku, a dobrzy ludzie dawali słodki kompot by człowiek nie uschnął z pragnienia i zamek Gryf zarośnięty bluszczem, gdzie słuchałam wieczorami cykania świerszczy a o mury obija się jeszcze echo biesiad i czuć zapach wina w złotych kielichach..

widzę skowronki, widzę Łaciatą, jak woziliśmy jej wodę w beczce, widzę stawy i lasy gdzie z babcią chodziłam na grzyby, gdzie chodziłam się wypłakać jak mi było źle, gdzie nosiłam plecak wypchany jabłkami dla koni...

Tu na tej łące jest moje życie

To było naturalne dla mnie,głośno mówiłam o moich marzeniach siostra i brat mieli wziąć całą resztę a ja tylko tą łąkę, jedną pieprzoną łąkę... gdzie był koniec i początek wszystkiego gdzie zaczynał się świat i kończył w tym miejscu.

Czemu on mi to zrobił

nie ma mojej łąki, jest samochód, jest ojciec,jest brak złudzeń................

a we mnie jest gorycz....

....odkupię tą ziemię odkupie moje marzenia,

mój mały domek i truskawki ze śmietaną o świcie na zimnej rosie i sad i krzewy porzeczek

i góry co przepowiadają deszcz

...nie czas na sentymenty, czas na działanie. Nie oszczędzę nikogo!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy: