niedziela, 11 grudnia 2011


Powracam co paru latach z moimi schizami.

ciemno już, po 6 godzinach rysunku, człowiek ma ochotę na trochę powietrza,
biegiem przez wyludniony budynek, byle do drzwi
kiciora się nie chwali, kiciora się nie chwali
10.12 dziś i masz ci los, załapałam się na końcowkę cyklu zaćmienia księżyca
z łbem wlepionym w tą plamę na niebie poomacku biegiem na tramwaj,
z drobnym wsparciem towarzyszki udręki, która szarpała za rękaw w akcie litości wskazując drogę,
tramwaj już na światłach dlatego trzeba było pomęczyć płóca
katując je lodowatym powietrzem, zachłystując się ogromnymi łykami
mnie się nie chwali,
całkiem owocny dzień, całkiem w punktu widzenia  indeksu, a może nawet będzie stypendium,
za co te pochwały za co roztlkiwianie się nad tworem, praca to praca, a artysta ze mnie do dupy,
dobra przyznam się  połechtało trochę ego, ale to jak z wygraną  w konkursach tele, wystarczy wysłać sms,
i masz ci los padło na mnie,
mnie nie wolno chwalić, mam mdłości,
był taki jeden recenzent, zależało mi na jego słowie, był, długo był, chwalił kreskę,
zniknął,
jeszcze 3 godziny z pks i dom
w autobusie znów prześladuje księżyc, nędzne śmierdzące firanki nic nie dają
muzyka w radiu, ratunku trzeba się wyłączyć, dobra...więc randewu z księżycem,
pusto zimno,
zbyt intesywnie przyświecał łysy, taki mały się człowiek robi
kiedy widzi z 6 planów czerni i bielącego ją śniegu i nie może ogarnąć całości,
a może to kpina, ocenę wpiszą na sesji więc się dowiem, 5+, gdzie wcześniej wszystkich torturował i gnębił?
byle do domu wzinąć się w kokon, i spać
mnie nie wolno chwalić
zbyt wiele lat stracił człowiek.

Brak komentarzy: